Czyli niby stanowcza, śmiała, zdecydowana. To ja, niestety, nie za bardzo. Ostatnio stałem 20 minut przed pojemnikami na śmieci, nie mogąc się zdecydować, gdzie wrzucić papierowy kubek powleczony plastikiem. Nie pasował do żadnej z czterech kolorowych przegródek. W końcu wyrzuciłem do plastiku, ale jednak zmieniłem decyzję, wróciłem, wyjąłem i poszedłem szukać kosza na śmieci zmieszane. Takiego w starym stylu, z epoki, gdy wyrzucanie śmieci nie było takie trudne. 20 minut to nie jest hiperbola, to nie jest przesada wymyślona dla większego efektu, 20 minut to jest ścisły pomiar. A byłoby może więcej, ale się akurat spieszyłem na ważne spotkanie. Gdyby nie ta okoliczność, zawiesiłbym się jak komputer szachowy, który mógł dać mata na dwa różne sposoby, ale nie potrafił się zdecydować, który ruch jest lepszy, i przegrał w niedoczasie. Podobnie miałem przed półką z majonezami w osiedlowym sklepie – sześć gatunków majonezu i żadnego racjonalnego kryterium wyboru. Nazwa? Że niby babuni lepszy od domowego? Etykietka ładniejsza albo brzydsza? Skład na tej etykiecie wypisany? Że niby jedno E-cośtam zdrowsze od innego E? W końcu kupiłem majonez wegański. Kompletna porażka – nie dało się tego zjeść, nawet mając jaja.
Ostatnio przeczytałem o ciekawych badaniach psychologicznych. Portugalski profesor neurologii Antonio Damasio zauważył, że pacjenci, u których uszkodzeniu uległa kora przedczołowa mózgu, mają kłopoty z podejmowaniem decyzji. Zdaniem uczonego uszkodzenie tego fragmentu kory mózgowej wyłącza odczuwanie pewnego rodzaju emocji, które są konieczne w tej kwestii. To odczuwane emocje, skojarzone z przewidywanymi konsekwencjami wyboru, pomagają podjąć decyzję, podpowiadają rozwiązanie. O ile dobrze zrozumiałem. Dokąd pojechać na wakacje? Odpowiedź na podstawie czysto racjonalnej analizy argumentów za i przeciw jest praktycznie niemożliwa. Emocje (intuicje?) zawężają pole wyboru – od niektórych rozwiązań nas po prostu odrzuca (na przykład jeśli widzieliśmy stan toalet w ośrodku wypoczynkowym). Ale czysto emocjonalne działanie także prowadzi do porażek. Emocje i rozum muszą współdziałać, albo inaczej – złotym środkiem będzie emocjonalny rozum.
Znowu ten złoty środek. Czyżby był to środek na wszelkie problemy? Panaceum równie skuteczne na (umysłowe) zaparcie i (intelektualną) biegunkę? Na ideową bulimię i anoreksję? Na emocjonalną czkawkę i uczuciowy kathar? Być może. A jednak mój znajomy poczęstował mnie ostatnio teorią, która sprzeciwia się ozłacaniu środka. Teoria dotyczy szefów, ich zawodowych i intelektualnych kompetencji. Zdaniem kolegi najgorsi zwierzchnicy to ci, którzy o danej dziedzinie mają jakieś tam pojęcie – nie są kompletnymi ignorantami, ale nie są też specjalistami. Trochę wiedzą, ale myślą, że wiedzą wszystko. I zaczynają się mądrować. Dyletanci siedzą cicho i nie przeszkadzają, bojąc się kompromitacji, zaś specjaliści potrafią pomóc (o ile im się chce), a przynajmniej stawiają racjonalne wymagania. Ponieważ zwierzchnikami zostają często polityczni nominanci, wszystko zależy od składu kadry danej partii.
Z moich doświadczeń wynika, że jedna partia ma 20% specjalistów i 80% dyletantów. Druga ma w składzie 80% intelektualnej klasy średniej, a resztę i tak dobiera od koalicjanta. Która lepsza? Sentencję Timeo hominem unius libri sparafrazujmy: Unikaj człowieka jednej gazety. Wychodzi, że lepiej, gdy człowiek – jak 60% naszego społeczeństwa – nie czyta żadnej albo gdy czyta wszystkie. Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy – sprowadza do Niego z powrotem. To powiedział Ludwik, wynalazca szczepionki. Szczepionki na głupotę?
A jeśli już zahaczyliśmy o politykę, zróbmy sobie wybory politycznego sosu. Niech partie będą majonezami: PO – Hellmanns Oryginalny, PiS – Majonez Babuni (ten sam koncern, inny smak), PSL – podKielecki, Lewica – Dekoracyjny (świetnie wypada w sejmowym bufecie), Konfederacja – Majonez Napoleoński (zwany też megalomańskim). Jest jeszcze ten po 20,50 (cena dość wygórowana jak na tak mały słoiczek). Stoję przed tą półką i nie wiem, co wybrać. Zostawię decyzję żonie (Grażyna Korwin-Fikke postuluje, by głos żony liczył się podwójnie, a żonaci mężczyźni nie mogli głosować) – wybór majonezu to jednak żeńska decyzja.