Internetowe portale, powoli stające się głównym źródłem informacji, mają zwyczaj umieszczać na głównej stronie okienka odsyłające na podstrony dotyczące ważnych aktualnie wydarzeń – niekiedy nazywane raportami specjalnymi. Może to być zbiór artykułów na temat pandemii albo kryzysu energetycznego. Na jednym z takich portali mamy obecnie cztery raporty specjalne: „KPO”, „Mundial w Katarze”, „Rosja-Ukraina” oraz „Boże Narodzenie”. Zainteresował mnie ten ostatni. Ciekawe, co tam piszą o świętach.
Podstrona zawiera 10 artykułów – ładna, okrągła liczba. Może do Wigilii redaktorom uda się dobić do 12… Medialna papka jako tradycyjna potrawa wigilijna? Spróbuję odtworzyć przepis. A zatem składniki: pierwszy tekst jest o świątecznej pomocy medycznej (gdzie, kiedy, skierowania, recepty, numery telefonów) – OK, bardzo przydatne w razie czego. Drugi artykuł ma intrygujący tytuł – Mocno skurczyła się przestrzeń na szaleństwo. Myślałem, że przestrzeń na szaleństwo ostatnio mocno się na świecie powiększyła, ale druga część tytułu precyzuje, o jaki aspekt rzeczywistości chodzi: Tak Polacy robią przedświąteczne zakupy w tym roku. Jak robią? Ostrożnie, bo mają problemy finansowe. Podobno 49% respondentów rozważało rezygnację z przygotowania jednej lub więcej świątecznych potraw. Ciekawe, ilu faktycznie zrezygnowało – o tym zapewne będzie w raporcie poświątecznym. Jeszcze ciekawsza byłaby informacja, z której mianowicie potrawy Polacy rezygnują najchętniej w obliczu kryzysu. Kapusty z grochem czy makiełek? Trzeci i czwarty tekst to przepisy kulinarne, piąty znów wraca do kryzysu w finansach i radzi, jak oszczędzać prąd w święta – otóż trzeba wyłączać lampki choinkowe. Kiedy? W dzień – bo wtedy są słabo widoczne, ale i w nocy – bo wtedy nikt na nie nie patrzy. Dodatkowo trzeba je wyłączać, gdy wychodzimy z domu (jeśli wychodzimy w dzień albo w nocy – lampki i tak są już wyłączone). Kiedy zatem lampki włączać?
Szósty tekst ma charakter historyczny – omawia kłopoty z zaopatrzeniem w cytrusy w czasach PRL-u. Żeby było barwniej, tekst jest zilustrowany między innymi zdjęciem faceta z choinką i sznurkiem przewleczonym przez kilka rolek papieru toaletowego (zapewne nienawykły do cytrusów żołądek mógł różnie zareagować). Potem mamy zapowiedź wigilii w jednej ze stacji telewizyjnych, ekologiczny alarm o wymieraniu świerków (za 30 lat nie będzie choinek), życzenia od premiera dla rodzin, wreszcie tekst numer 10 – złote rady na przetrwanie trudnych świątecznych spotkań z bliskimi. Autorka zauważa, że wbrew sielankowym obrazom kreowanym w reklamach święta Bożego Narodzenia i rodzinne spotkania przy wigilijnym stole dla wielu osób mogą się okazać źródłem dużego stresu. Jak tego uniknąć? Cytowana obficie ekspertka radzi agresję zastąpić asertywnością. I to na razie koniec, może w piątek się coś jeszcze pojawi. Przewiduję tekst o tym, jak spędzają święta badacze na stacji polarnej albo marynarze. No i coś o pogodzie – że nie będzie śniegu, no chyba że w Austrii na nartach.
Czemu streszczam te artykuły? Bo jest w tym zestawie coś symptomatycznego. A raczej symptomatyczne jest, że czegoś nie ma. Nie ma nic o tym, co to za święta, co my właściwie celebrujemy, co obchodzimy, a co nas (nie) obchodzi. O religijnym charakterze Bożego Narodzenia nie wypada już mówić? Żadnego wywiadu z księdzem, żadnych historycznych dociekań o Herodzie, nawet żadnych etnograficznych ciekawostek? Dobrze, że chociaż nazwa się ostała w tytule rubryki, bo przecież mogła zostać zastąpiona krótszym hasłem Święta. Nazwa została, ale jaka się za nią kryje treść?
To na koniec dowcip, żart rysunkowy z jakiejś gazety, który mi się przypomniał, gdy kupowałem wino na święta. Wesołe towarzystwo siedzi przy zastawionym stole, widać mnóstwo potraw, kieliszki i butelki. Z boku na kanapie siedzi naburmuszony facet, o którym ktoś z biesiadników mówi: John (to musiał być dowcip z amerykańskiego pisma) jest ateistą, w święta zawsze jest trzeźwy. Biedny – tak chciał być autentyczny (może nawet asertywny), a wszyscy (w pokoju i nad gazetą) się z niego śmieją. A mogliby zobaczyć w tym krzywym zwierciadle satyry siebie samych – lekko odurzonych wesołością świąt.
Johnemu i reszcie towarzystwa, a także wszystkim moim czytelnikom – radosnych świąt, optymizmu i wiary w przemianę świata na lepszy. Bóg się rodzi!