Kiedy wejdziesz, jeśli wejdziesz, skoro wejdziesz… między wrony, musisz krakać jak i one. A jeśli wejdziesz między dziki? Jakieś przysłowie można by sklecić, na przykład: Jeśli wejdziesz między dziki, musisz grunt ryć jak górnicy (górniki, jeśli bardziej zależy wam na dokładnym rymie niż na poprawności gramatycznej). Podobnie z kozami: Kiedy wejdziesz między kozy, musisz beczeć tak jak Ozzy. Mniej lub bardziej dowcipne wersje można sobie tworzyć, ale zastanówmy się, o co właściwie chodzi w tym powiedzeniu. Że trzeba się dostosować do reguł grupy, w której przyszło nam działać? „Trzeba” w znaczeniu „należy” czy „trzeba” w znaczeniu działania pod presją? A może bardziej dosłownie: że się upodabniamy do otoczenia, że na przykład nasz głos albo chód się zmieniają? Dziczejemy wśród dzików? Zarost szybciej nam rośnie?
Widzę je właściwie codziennie. Gdy wychodzę na spacer z psem koło północy, one wychodzą na żer. Dziki miejskie, które w lasku przy sąsiedniej ulicy mają swoje barłogi. Właściwie to za swój teren uznały całą okolicę – zielony lasopark, niby-bulwary nad niby-rzeką, kilka okolicznych ulic i trawników. Wychodzą i ryją całymi stadami (rodzinami) – duże, średnie i całkiem malutkie. Włochate, żwawe, pewne siebie. Groźne? Podobno dla ludzi nie, ale kto wie, co może takiego dzika zdenerwować. Przejeżdżający samochód, nagły ruch, jakieś rzucone nieopacznie słowo… Podobno dla ludzi są niegroźne, ale dla psów? Kto na kogo szczeknie, fuknie, kto zacznie uciekać, a kto będzie gonił? Znajomy ekolog radzi mi chodzić z psem na smyczy (dziki jego zdaniem mogą biegać wolno) – świetna rada, ale jak mi i mojemu psu ma to pomóc? Że niby ja obronię psa czy pies mnie? Że się nawzajem zasłonimy? Że dzik się przestraszy takiego zwierzoczłeka?
Na przykład dzisiaj idziemy sobie małą, boczną uliczką, a u wylotu ruch – przebiegają. Locha, z dziesięć warchlaków, a na koniec samiec. Odyniec. Wielki, ale nie spasiony. Stanął na skrzyżowaniu i na nas patrzy. Ogonkiem macha, ale co to w języku dzików znaczy? Stanęliśmy ze trzydzieści metrów od niego i czekamy. Pies zjeżony, ja niepewny jakiś. Stoimy, patrzymy, w końcu odchodzimy w drugą stronę. Do domu trzeba będzie nadrobić ponad kilometr, ale skoro się lubi nocne spacery… I tak dobrze, że na osiedlu nie ma wilków. Choć może z wilkami pies by się szybciej dogadał. Wbiegł między i zawył tak jak one. Albo nawet zatańczył. Tylko czy chciałby potem chodzić przy nodze?
W tę okolicę przeprowadziliśmy się niedawno, dla psa to był szok. Te zapachy! Zapachy dzikich zwierząt. Na spacerach zaczął węszyć jak oszalały. Cały czas z nosem przy ziemi. Już nie człapie łapa za łapą, ale biegnie jakby kłusem. Schudł, zmężniał, odkanapowął się. Początkowo stał się też agresywny, warczał i szczerzył kły, gdy go się zaganiało do domu. Wydawało się, że trzeba go będzie zabrać na jakąś psią psychoterapię. Ale się przyzwyczaił, dostosował. Na spacerach jest trochę dziki, ale w domu bawi się piłeczką. Gdy nikt nie ma czasu, sam sobie rzuca piłkę i goni ją między meblami. Potem zasypia i coś mu się śni, bo przebiera łapami i stęka. Gdy go się wtedy pogłaszcze, to się uspokaja. Gdy ma wyjść spacer, nerwowo ziewa i prawie gada ludzkim głosem. Coś go ciągnie do tego lasu, ale coś go też odstrasza, coś fascynuje, ale i drażni. Natura zepchnięta w psią podświadomość daje o sobie znać?
Gdy tak chodzę między dzikami, gdy je obserwują z bliska (kilka dni temu szedłem zapatrzony w ziemię i prawie wszedłem w dzika), we mnie też się coś odsłania. Tak musiało być w dawnych czasach – człowiek w nocy w lesie, oko w oko ze zwierzęciem. Być może to złudzenie, ale chyba ostatnio szybciej rośnie mi zarost. Ale drapie ta twoja szczecina – mówi żona.