Spolowałem piosenkę – mówi Gustaw w pierwszej części „Dziadów”. Błądzi po lesie i zamiast zwierzyny udaje mu się złowić piosenkę właśnie – gdy wróci, to zaśpiewa. A gdyby tak spróbować z felietonem? Pochodzić po mieście i uważnie notować spostrzeżenia – zobaczmy, co nam z tego wyjdzie. No to jedziemy, a raczej idziemy! Z pracy do domu – dalejże, dalejże, z tropu w trop.
Przy ulicy metalowy płot, za płotem coś się buduje. A na płocie naklejone ogłoszenie – najtańsze noclegi. Po polsku, ukraińsku i… gruzińsku. I jeszcze numer telefonu po arabsku. I ikonki obrazkowo pokazujące ofertę: jest narysowany prysznic, parking, kawa (chyba chodzi o czajnik), telewizor, pociąg (albo tramwaj) i jeszcze coś, czego znaczenia nie rozumiem. Nie ma podanej ceny, trzeba uwierzyć na słowo, że najtaniej. Mnie zastanawia ten gruziński alfabet w ogłoszeniu. Musi do pracy przyjeżdżać sporo Gruzinów. Kiedyś ich chyba widziałem, budowali jakiś dom (wieżowiec, wysoką wieżę?) i rozmawiali w języku, którego nie mogłem rozpoznać. Chciałem nawet zagadać, ale po jakiemu zapytać, w jakim języku mówią?
Idę dalej – po jednej stronie swój blok wznosi Fundusz Mieszkań na Wynajem, po drugiej mamy klinikę weterynaryjną. Fundusz ma na ogrodzeniu swoje kolorowe banery reklamowe. W całości po polsku. Zwierzęta mile widziane. Klinika po drugiej stronie ulicy nazywa się „As”. No wiadomo: As to pies Ali. Baby? Nie, dziewczynki takiej, z elementarza. Tak go nazwali, by można było ćwiczyć literkę A. A co z wołaniem psa? Czy Ala krzyczy As, As! czy może A-a-s! A może używa wołacza i woła Asie? Jeśli już, to woła Asię. Ale ma Asa, ale woła Asię. Nigdy się nad tym wołaniem psa nie zastanawiałem, autorzy elementarza też chyba nie. Czy w ogóle ktoś używa w stosunku do psa wołacza? Raczej sam jest wołaczem psa (w mianowniku).
Kolejna ulica i kolejna budowa. Tym razem remont jezdni. Zdarty asfalt, spod którego wyłania się bruk. Taka miejska archeologia, oczami wyobraźni widzę wykopaliska przyszłości. Cała grupa naukowców w białych fartuchach pędzelkami odsłania „kocie łby”. Tylko ostrożnie, to bardzo cenne znalezisko, prawdopodobnie z XX, a może nawet XIX wieku – woła podekscytowany profesor z przyszłości. Pod asfaltem jest bruk, a pod brukiem? Ile jeszcze warstw liczy ta historyczna kanapka? Przypomina się Troja. Zgodnie z obecnym stanem badań, miasto opisane przez Homera odpowiada warstwie VIIa na wzgórzu Hisarlık, datowanej na okres 1250-1200 p.n.e.
A potem sklep i plakat w witrynie – Hity tygodnia. Co my tu widzimy? Napój gazowany – 5,99, chipsy – 5,50, czekolada – 3,99 i piwo w puszce – 2,99. Prawdziwe hity (nie)zdrowego żywienia na początek weekendu. „Radio Przeboje za 4 Złote” rozkręca imprezę. Mijam skrzyżowanie i straszne korki na granicy centrum. Ludzie unieruchomieni w swoich samochodach słuchają muzyki z głośników. Przy cmentarzu dziewczyna oparła swój telefon o murek i tańczy w trybie selfie. Nagrywa na jakiegoś Tik-Toka czy inne SM (=social media, tak się teraz pisze w internetowym żargonie, nie mylić ze stwardnieniem rozsianym). Samochody jeżdżą, zmarli leżą za murkiem, a ona tańczy. Dla mnie? Akurat przechodzę i przez chwilę oglądam sobie ten występ. Ciekawe, ile zbierze polubień. Patrzę na bilboard, a nawet trzy, trzy bilboardy za Troją. Przynieś swój smartfon i odbierz nowy, wymarzony. A potem nagraj swój taniec do hitów tygodnia – dopowiadam.
I wtedy widzę to. Z jednej strony wielkiego skrzyżowania składowisko materiałów budowlanych – rury żeliwne i plastikowe, krawężniki, betonowa kostka, stal zbrojeniowa, cały arsenał remontowy. Po drugiej stronie pozostałości po budowie sprzed lat, betonowy element porzucony na trawniku, zarastający trawą jak ruiny dawnych świątyń w dżungli na końcu świata. Od wieków budujemy i pozwalamy zarastać ruinom naszych miast. Pomiędzy starym a tym, co powstaje, toczy się życie: do miasta ciągną wozy/samochody, dziewczyny tańczą, sklepikarze zachwalają swój towar. Przybysz z daleka szuka taniego noclegu.