Szewcy wędrowali przez zielony las, a ja z kolegą jechaliśmy rowerami przez park krajobrazowy. Miejscami również zielony. W pewnym momencie na drogę wyszła wyraźnie podekscytowana kobieta i zaczęła energicznie machać, aby nas zatrzymać. Z reguły na rower nie biorę autostopowiczek (a autostopowiczów to już w ogóle nie), ale tym razem postanowiłem się zatrzymać i dowiedzieć, w czym rzecz. Może to jakaś pilna sprawa? Może kobieta przed kimś ucieka albo kogoś goni? I rzeczywiście. – Czy nie widzieliście panowie żółwia? Uciekł mi i nie mogę go znaleźć – powiedziała. Ja bezradnie rozłożyłem ręce, ale kolega żartowniś z powagą poinformował: – Chyba widzieliśmy, jak wychodził ze sklepiku, niósł sałatę. Kobieta rączo pobiegła we wskazanym kierunku. Dla tych, którzy znają mitologię, dodam: niczym Atalanta.
Nie czas na szczegółową analizę motywu żółwia w kulturze, ale o trzech utworach wspomnę. Paradoks Zenona z Elei – Achilles i żółw. Achilles (albo Atalanta, którą śmiało możemy nazwać Achillesem w spódnicy), choć biega dwa (tylko dwa?) razy szybciej od żółwia – symbolu powolności, nie dogoni go, jeśli na starcie da mu fory. Zanim dobiegnie do miejsca, z którego startował żółw, ten już się przemieści o odcinek równy połowie początkowej różnicy. Gdy Achilles ten odcinek pokona, żółw znowu odbiegnie (odpełznie?) dalej – o jedną czwartą początkowej różnicy. Można to powtarzać w nieskończoność. Owszem, w nieskończoność, jeśli idzie o liczbę coraz mniejszych odcinków, ale nie da to nieskończonego dystansu, czyli nieskończonego czasu wyścigu, bo suma wyrazów takiego ciągu wcale nie dąży do nieskończoności.
Joanna Bator napisała opowiadanie Sadness is a blessing, sadness is a pearl o żółwiu mieszkającym w ogrodzie, czytającym w myślach i mówiącym po angielsku. Inspiracją była tu historia trochę podobna do opisanej przeze mnie na początku. Komuś uciekł żółw, przeżył kilka lat w ogrodzie, po czym się odnalazł i szczęśliwie powrócił na łono hodującej go rodziny. Żółw z opowiadania potrafił absorbować smutek, którym utwardzał swoją skorupę. A tak w ogóle to był stoikiem (żółwie tak wolno chodzą, bo są stoikami). Z kolei skorupa żółwia w powieści Huysmansa Na wspak zostaje przez dekadenckiego bohatera inkrustowana szlachetnymi kamieniami, co wobec zwierzęcia wcale nie jest szlachetne. Ale jako motyw literacki brzmi ciekawie.
Żółwie mają w Łodzi swoją ulicę Żółwiową, a na oceanie Spokojnym swoje wyspy – Galapagos. Galapago to żółw po hiszpańsku – słowo w języku hiszpańskim, nie potrawa. Ulica Żółwiowa to Calle Galápagos? Być może. Na wyspach Galapagos (należących do Ekwadoru, choć położonych 1000 kilometrów na zachód od wybrzeży Ameryki Południowej) żyją żółwie słoniowe – największe na świecie. Naukowcy nie mogą dojść do porozumienia, czy jest to jeden gatunek z kilkoma podgatunkami, czy też jest to kilka osobnych gatunków. W każdym razie odmianami żółwi z Galapagos interesował się Darwin, dowodząc na ich przykładzie teorii ewolucji – na każdej z wysepek żyły trochę inne osobniki. Nie ma natomiast sporu co do przynależności żółwi do gadów. Ja natomiast zamiast z jaszczurami czy wężami połączyłbym je w jedną grupę ze ślimakami – mogłyby się nazywać domkonośne. Wtedy ślimak z żółwiem mogłyby się wymieniać w wierszykach i opowiadaniach.
Achilles nie mógłby dogonić ślimaka (w innej wersji Achilles nikogo nie może dogonić, bo go boli ścięgno), a może to żółw nie mógłby dogonić ślimaka. Nawet taki wielki, z Galapagos – słoniowy. Taki żółw mógłby mieć wszystko słoniowe – oprócz pamięci. Zapomniałby, że mieszka na ulicy Żółwiowej i mógłby udać się na Ślimakową. Co ciekawe, ślimaki upodobały sobie autostrady, po których jeżdżą ciężarówki z serem na pierogi.