Tydzień temu było smutno, więc dzisiaj będzie na wesoło. Przynajmniej w założeniach. Opowiem wam o grupie znajomych ze szkoły, którzy po maturze postanowili spotykać się co roku w klasowym gronie. Oczywiście na corocznych zjazdach nie meldowała się cała klasa, ale około dziesięciu osób zawsze przychodziło. O miano duszy towarzystwa rywalizowali Marek z Krzyśkiem. Ten pierwszy miał w zanadrzu anegdotę na każdy temat, prawdziwymi i zmyślonymi opowieściami sypał jak z rękawa, umiał też opowiadać dowcipy. Krzysiek odzywał się rzadko, ale celnymi ripostami trafiał w sedno. Ironiczny i trochę złośliwy, miał talent do gier słownych i niebanalnych skojarzeń. Klasowe koleżanki śledziły ich słowne pojedynki niczym walki kogutów, zadowolone, że to wobec nich panowie się popisują.
Któregoś razu Marek opowiedział dowcip: Ułani po odbyciu służby wojskowej postanowili co kilka lat spotykać się w miasteczku, w którym stacjonował ich szwadron. Przyjeżdżali, zbierali się w rynku i bez zbędnych ceregieli pytali: – To gdzie idziemy? Wybór nie był duży. – To może do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Są tam fajne kelnerki, będziemy mogli je podszczypywać. – Dobra, chodźmy. Po kilku latach znowu rozmawiają: – To gdzie dziś idziemy? – Może do… „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – No… są tam fajne alkohole. Wina, piwa, nalewki, koniaczki, będzie fajnie. – OK, chodźmy. Czas mija, kolejne spotkanie i kolejne pytanie: – To gdzie idziemy? – Może do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Jest tam dobre jedzenie, pojemy, pogadamy. – Dobra, chodźmy. Lata mijają i ułani coraz bardziej przygarbieni, gorzej słyszą, więc krzyczą do siebie. – To gdzie dziś idziemy? – Może do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Bo tam jeszcze nie byliśmy.
Dobre, brawo. Śmiech i zaduma – tak to z nami jest, rzeczywiście. Mija rok i proszę: klasa znów siedzi sobie w knajpie. Marek opowiada dowcip. – A ten znacie, jak ułani co roku spotykali się w „Ratuszowej”. Gdy kończy, Krzysiek proponuje: – Może co roku będziesz opowiadał ten sam dowcip? Taką będziemy mieć tradycję. Zwracam uwagę, że nie użył wyrażenia nową świecką tradycję, gdyż nie cierpiał wplatania w rozmowę cytatów z Misia czy Rejsu. Marek nie traci rezonu: – Dobra, czemu nie? I opowiada przez kolejne kilka lat. Z czasem uciera się zwyczaj, że zamiast „Ratuszowej” pojawia się nazwa lokalu, w którym aktualnie biesiadują. Tę nazwę wszyscy głośno wykrzykują: – To gdzie dzisiaj idziemy? – Do „Motywów”. – Ale dlaczego do „Motywów”? – Bo tam jeszcze nie byliśmy.
Każda tradycja musi być delikatnie modyfikowana, by pozostać żywą. Dlatego po kilku kolejnych latach pojawia się pomysł, by dowcip co roku opowiadał kto inny. Zaczyna Agata, która jest kobietą niezależną o delikatnym zacięciu feministycznym. Historię opowiada tak: Grupa pilotek po zakończeniu służby w armii postanawia spotykać się w miasteczku, w którym stacjonowały. Przyjeżdżają, zbierają się w rynku i pytają: – To gdzie idziemy? – Może do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Są tam fajni kelnerzy, będziemy mogły ich podszczypywać. – Dobra, chodźmy. W kolejnym roku Marzena idzie o krok dalej: – To gdzie dziś idziemy? – Może do… „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Jest tam dobre jedzenie wege, znakomite kotlety sojowe i surówka z zielonych alg. – Dobra, chodźmy.
Aż przychodzi kolej na Mariusza, który wydaje się mieszać alkohole i wątki: Ułani po odbyciu służby wojskowej postanowili co kilka lat spotykać się w miasteczku, w którym stacjonował ich szwadron. Przyjeżdżali, zbierali się w rynku i bez zbędnych ceregieli pytali: – To gdzie idziemy? – To może do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Są tam fajni kelnerzy, będziemy mogli ich podszczypywać. – Dobra, chodźmy. – Ej, zaraz, jak to kelnerzy? Podszczypywać kelnerów? Sugerujesz, że ułani byli gejami? Jak jeden mąż? – Sugeruję, że jeden mąż był gejem. Może nawet nadal jest. Taki to był coming out Mariusza, przyjęty przez resztę może bez entuzjazmu, ale ze zrozumieniem.
A potem Łucja próbowała odwrócić kartę i bronić starości przed złośliwą puentą (niezbyt jej wyszło): Ułani po odbyciu służby wojskowej postanowili spotkać się w miasteczku, w którym stacjonował ich szwadron. Zebrali się w rynku: – To gdzie idziemy? Do „Ratuszowej”? – Ale dlaczego do „Ratuszowej”? – Bo tam nigdy nie byliśmy. – A kelnerki? – Już tam są. – A puenta? Krzysiek pospieszył z odpowiedzią:
KAŻDY OPOWIADA TĘ SAMĄ HISTORIĘ PO SWOJEMU, OPOWIADA JĄ O SOBIE.