Sprawy zaszły za daleko i obie strony powinny zrobić krok do tyłu. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza przed świętami. Ale i zgodzić się trudno, nawet przed świętami. Bo niby racja, że obie strony powinny się cofnąć, tylko że druga strona powinna zrobić to pierwsza. Obie muszą ustąpić, ale druga strona bardziej. Obie muszą zrobić krok w tył, ale oni prosto, a my trochę po skosie, bo bliżej jesteśmy prawdy, która niby leży pośrodku, ale twarzą zwrócona w naszą stronę. Tak sobie myślimy, niestety.
Starzy przyjaciele wyrzucają się z grona znajomych, nie tylko w Internecie. Skłócone rodziny obchodzą święta szerokim łukiem. Wyznawcy narodu kłócą się z czcicielami społeczeństwa, zwolennicy wspólnoty nie są w stanie działać razem, a indywidualistów jednoczy nienawiść do systemu. Walczymy o lepsze jutro, co w praktyce oznacza gorsze dzisiaj dla naszych przeciwników. Na tej wojnie zdobywamy medale, które sami sobie wieszamy na piersi. Na awersie są wypisane nasze racje i zasługi, ale to rewers dotyka nam serca.
Piszę ten tekst na kartce i właśnie przeszedłem na drugą stronę. Jak druga część sonetu – mniej będzie opisowa, a bardziej refleksyjna. Jak budować zgodę, która nas zbuduje? Jak rozmawiać i spierać się mądrze?
- Zrozumienie stanowiska przeciwnego. W średniowiecznych dysputach obowiązywała świetna zasada. Przed wyłożeniem własnych racji dyskutant musiał streścić poglądy adwersarza. Co więcej: przeciwnik musiał to streszczenie zaakceptować jako poprawne. Dopiero wtedy można było polemizować, bo wiedziało się, o co się spieramy. Jak by się to przydało dzisiaj, na przykład w polityce. Zamiast ustawiania sobie przeciwnika przez przeinaczanie jego myśli – scholastyczna precyzja.
- Szacunek dla przeciwnika, spotkanie. Dużo daje spotkanie twarzą w twarz. W gazetach, w telewizji, w Internecie wypowiadamy się ostrzej, często nadużywając epitetów i stanowczych sądów. Ale powiedzieć to samo komuś prosto w oczy – przychodzi trudniej, jeśli mamy choć odrobinę empatii. Sam w błahym sporze użyłem kiedyś argumentu o przywróceniu kary śmierci dla moich przeciwników. Napisało się głupio i wstyd do dziś, ale błąd uświadomiło mi dopiero spotkanie z jednym z nich, który zapytał: naprawdę jestem dla ciebie zbrodniarzem?
- Umiar. Dziś wypowiedzi muszą być błyskotliwe – dowcipne, ironiczne, językowo atrakcyjne. Stąd plaga przesady i groteski, coraz śmielszych porównań i mocniejszych określeń. Mocniejszych tylko przez chwilę, bo inflacja siły wyrazu postępuje szybko – dlatego potrzeba coraz silniejszych dawek retorycznej inwencji. Nikt nie chce czytać nijakich polemik, tak jak nikt nie chce oglądać w pełni bezpiecznych sportów ekstremalnych. No to jedziemy po bandzie.
- Krytycyzm, najlepiej auto. Zaczynajmy spór od przyznania się do własnych błędów. To nie tylko szlachetne, ale i sprytne. Zdezorientowany przeciwnik, nie chcąc być gorszy, wyliczy słabości swojego obozu. Szlachetny pojedynek na obiektywizm zastąpi okładanie się powtarzanymi w nieskończoność zarzutami, które wszyscy znają na pamięć i przywołują jak rytualne zaklęcia.
- Pokora. Choć trochę pokory, nie jesteśmy wszak mistrzami świata w zjadaniu rozumów. A nawet jeśli przypadkiem jesteśmy, to szlachectwo zobowiązuje. W pokorze oddajmy swój pokłon prawdzie (przy pokłonie automatycznie zrobimy krok w tył) i świętujmy.
W międzyczasie zapisałem do połowy trzecią stronę. To dobrze, bo nie zawsze są tylko dwie strony. Na przykład świat ma cztery strony.