Dobrana para – znacie ją? Znacie te piękne staropolskie nazwy rodzinnych pokrewieństw? Ja nie znałem, musiałem sprawdzić i teraz już wiem, że świeść to siostra żony, a paszenog to jej (tej siostry) mąż. Cała rodzinka Staropolskich to niezłe oryginały, np. brat męża to dziewierz, a jego żona to jątrew. W wersji light – jątrewka. Jest też zełwa, są snecha i świekier. Siedzimy sobie przy zastawionym stole, oglądamy rodzinne albumy. A to twoja świekra z młodym jeszcze zełwinem – objaśniam sneszce, kto jest na zdjęciu. Piękny obrazek, tyle tylko że nieprawdziwy. Zapomnieliśmy to całe językowe bogactwo – dziś wystarcza nam kilka słów: brat, siostra, wujek, ojciec, kuzyn. Klecimy z nich jakieś piętrowe konstrukcje w rodzaju „matka brata mojego syna”, gubiąc się w genealogii już przy trzecim stopniu pokrewieństwa.
Szkoda tych szlachetnych słów, które okazały się niepotrzebne i chyba już nie wrócą. Nadludzkim wysiłkiem można by jeszcze uratować rozróżnienie na stryja i wuja, czyli fundamentalny podział na linię po mieczu i po kądzieli. Tylko nie bardzo już wiadomo, co to takiego ta kądziel. Mamy za to kilkanaście określeń samochodowych nadwozi. Sedan, coupe, hatchback, van, kombi – to są nazwy dość powszechnie znane, tych słów się używa. Czy prowadzi to do smutnego wniosku, że samochody są dziś ważniejsze od pojmowanej szerzej niż gospodarstwo domowe rodzina? Nikt tego nie przyzna w socjologicznym wywiadzie, prawie każdy rodzinę na sztandary wyniesie, gdzieś między Boga a ojczyznę. Ale żeby rozróżniać swaka, dziewierza i szurzego – chętnych nie ma, wszystkich do jednego germańskiego wora z napisem „szwagier” wrzucamy.
Cała nadzieja w reformie edukacji. Liczę, że nowy program przysposobienia do życia w rodzinie uwzględni nazwy stopni pokrewieństwa. Oczami wyobraźni widzę już mojego wnuka, jak wkuwa przed klasówką różnice miedzy wujną a ciotką. Na pewno da radę, choć w dzisiejszym świecie wszystko z dnia na dzień staje się trudniejsze. Gdyby wprowadzono związki partnerskie, Rada Języka Polskiego musiałaby szybko wymyślać nowe słowa. Żona brata to bratowa, mąż siostry to swak, ale co zrobić z partnerem brata albo partnerką siostry? Jak ich zwać?
Sporo kłopotów też z rodzinami patchworkowymi. Jak nazwać ojca byłej żony drugiego męża? Czy jeśli rozwiedzeni rodzice założyli nowe rodziny, to małżonkowie dzieci urodzonych w tych związkach będą szwagrami? Czy kiedy ma się byłego męża, to ma się też byłą świekrę? Czy savoir-vivre pozwala po rozwodzie do teściowej mówić „mamo”? Na szczęście nie są to moje problemy. Mam własne: czy w rozmowie telefonicznej matkę zięcia tytułować swatką czy współświekrą? Nie chciałbym, żeby się obraziła, więc zamiast Dzień dobry, współświekro! mówię po prostu Cześć, tu Piotr, licząc, że pozna mnie po wyświetlającym się numerze. Pocieście muszą sobie pomagać (mój edytor tekstu woli wersję: po cieście muszą sobie pomagać).
Przyznam, że nie zazdroszczę tłumaczom tego tekstu na języki obce. Kiedy już ukażą się moje felietony zebrane, kiedy agenci sprzedadzą prawa do wydań zagranicznych, tłumacze i redaktorzy będą mieli sporo roboty z tym akurat fragmentem. Każdy ma widać pisane swoje własne problemy. Ale poradzą sobie – wielka rodzina tłumaczy potrafi sobie pomagać.