To uczucie zdziwienia, gdy idziesz do modnego kina studyjnego, przy kasie żartujesz z bileterką, która pyta cię o bilet ulgowy, a ty jej odpowiadasz, że dzisiaj akurat zapomniałeś studenckiej legitymacji, a potem się okazuje, że jednak należy ci się zniżka, bo właśnie jest „Środa dla seniorów”. A seniorzy to, okazuje się, grupa 50+, czyli się łapiesz i… oszczędzasz 3 złote, z którymi nie wiesz, co zrobić i wrzucasz je do słoja na napiwki. Więc najpierw się dziwisz, że to już – myślisz o tym podczas filmu, po powrocie do domu robisz 50 pompek, by zaprzeczyć oczywistej prawdzie. A potem godzisz się z losem. To nawet miłe – myślisz, że społeczeństwo w uznaniu zasług i siwych włosów funduje ci kawałek filmu.
Są różne definicje starości – ja wymyśliłem następującą: starość to czas, gdy przysługuje ci coraz więcej zniżek. W wieku 50 lat masz zniżki na „środy seniora”, możesz też zapisać się na darmowe kursy prowadzenia biznesu (o ile jesteś bezrobotny). W wieku 60 lat możesz sobie wyrobić kartę seniora, która uprawnia do zniżek w muzeach, restauracjach, księgarniach i agencjach towarzyskich (żart). W wieku 70 lat darmo wyrobisz sobie paszport, możesz też do woli jeździć autobusami i tramwajami MPK (o ile coś przyjedzie). W wieku 75 lat dostajesz darmo niektóre leki, nie musisz też już płacić abonamentu RTV. Pewna firma od okularów wymyśliła nawet promocję „ile lat, tyle procent zniżki”. Wychodzi więc na to, że w wieku 105 lat można nieźle żyć, zamawiając sobie codziennie drogie okulary.
W tej zniżkowej lawinie objawia się dodatkowo znana prawda, że starość jest lustrzanym odbiciem dzieciństwa. Niemowlaki w zasadzie za nic nie płacą, starsze dzieci przez jakiś czas jadą na zniżce 50%, potem są jakieś ulgi dla młodzieży szkolnej, dla maturzystów kupujących garnitur na studniówkę, dla studentów dojeżdżających na uczelnię. Ostatnim przystankiem w tej zniżkowej podróży jest karta Euro26, wbrew nazwie ważna do ukończenia 30. roku życia, która to karta daje 60 000 zniżek w całej Europie, a nawet dwie darmowe wizyty u ortopedy. Potem przez dwadzieścia lat żadnych zniżek – dorosłość jest okrutna.
Przedstawiony powyżej schemat potwierdza intuicję Artura Schopenhauera, który widział życie człowieka jako wspinanie się na szczyt i schodzenie w dół ku śmierci, przy czym wierzchołek wypadał w tej wizji dokładnie w tym samym miejscu, co w filmie „Czterdziestolatek”. Coś w tym musi być. Początkowe czterdzieści lat naszego życia dostarcza tekstu, trzydzieści następnych daje do niego komentarz i dopiero on pozwala nam w pełni zrozumieć sens tekstu, jego budowę, morał i wszystkie subtelności.
Tak więc koło siedemdziesiątki wiemy już mniej więcej, o co w życiu chodziło, mamy też wszelkie możliwe zniżki. Możemy więc, wyposażeni w darmowy paszport, wybrać się z ulgowymi biletami w dowolny zakątek świata. Najlepiej do Ameryki Południowej, gdzie każdą naszą prośbę skwitują uprzejmym ¡sí, señor! W Montevideo idziemy sobie do kina i choć nie rozumiemy dialogów, rozumiemy film, bo znamy życie. Widzimy, że ona go kocha, a on ją i wiemy, jak to się skończy.