Niektórzy nie lubią zmian – przez lata urlop spędzają w tym samym miejscu, kupują tylko jedną markę pasty do zębów, a pokojowe rewolucje w ich mieszkaniach ograniczają się do okresowego wystawiania i chowania choinki. Przez całe życie pracują w jednej firmie, łoże dzielą z jedną żoną, za nic nie zmieniają też adresu (ani ulubionego dresu). Niestety, część tej grupy niechęć do zmian rozciąga również na zmianę garderoby.
Inni uwielbiają zmiany – co roku wyjeżdżają na wczasy w inne miejsce, co pół roku przestawiają meble, co trzy lata zmieniają samochód. Za każdym razem, gdy się rozwodzą, korzystają z usług innego adwokata. W telewizji najbardziej lubią oglądać zmianę warty, a na meczach piłkarskich zamiast na gola czekają na wejście rezerwowego. Każda zmiana podnieca ich powiewem nowości.
Wydaje się, że rynek woli tych drugich, gdyż większość zmian wiąże się z koniecznością wizyty w jakimś sklepie; z drugiej strony każdy sklep chciałby na stałe przywiązać klienta akurat do swoich półek. Prawdziwa zagadka dla marketingowców: jak propagować kult zmiany, jednocześnie kształtując konsumencką lojalność? Trudne. Ale w paradoksalną sprzeczność wpadają też zwolennicy stałości – robienie tego samego przez lata tak naprawdę jest ciągle czymś nowym, gdyż zmiana – jak każdy ruch – jest względna, zależy od punktu odniesienia. Cotygodniowe zapraszanie znajomych na tańce przy muzyce Czerwonych Gitar najpierw jest ostatnim krzykiem mody, potem standardem, po paru latach modą retro, potem oldschoolową fanaberią, kampową ironią, dziwactwem w stylu vintage, by w końcu zostać powszechnie uznane za szaleństwo gospodarza.
Kościół – odwrotnie niż rynek – wydaje się stawiać na tradycję, na dwa tysiące lat tradycji. W wymiarze jednostkowym zaleca jednak ciągłą poprawę, czyli zmianę. Podobnie kobiety: wymagają od nas stałości uczuć, a jednocześnie chcą być przez swoich mężczyzn nieustannie zaskakiwane. Takie wymagania jest w stanie spełnić jedynie ktoś zapatrzony w progresywnych artystów, którzy potrafią przez całe życie pozostać wiernymi awangardzie. Choć tak naprawdę prawdziwe nowatorstwo powinno ich popchnąć do zmiany absolutnej – do zmiany stylu na klasyczny. Albowiem największa zmiana to z miłośnika zmian stać się wielbicielem stałości.
W czasie wojny zdarzało się ludziom kilka razy zmieniać obywatelstwo bez opuszczania ojcowizny. W czasie pokoju zdarza się wyjechać do innego miasta i po powrocie nie poznawać mieszkania, w którym rozkochana w zmianach żona zarządziła małe przeróbki. Wtedy pozostaje pochwała niekonsekwencji, która pozwala zaakceptować konsekwencje życia z drugą połówką. Stałość i zmiana to tylko orzeł i reszka tej samej monety, którą płacimy za spójność obrazu. Czasem w pokoju znaleźć można się na innej ulicy, gdzie rzeczywistość niby gra jak z nut, ale jednak z tych nut kłamie. Rzeczywistość snu lubi jednocześnie stałość i zmianę – podrzucona moneta upada na sztorc.