Tę wystawę powinni zobaczyć wszyscy, którzy uczą się malować, ale i ci, którzy plastyki nauczają. Zwolennicy sztuki nowoczesnej, ale i miłośnicy klasycznego piękna. Ludzie zastanawiający się nad ludzką naturą i kontemplujący przypadkowe gesty. Wystawę Andrzeja Biernackiego Anatomia dla plastyków może z pożytkiem obejrzeć każdy. Za złotówkę – tyle kosztuje bilet do galerii Re:Medium przy Piotrkowskiej 113.
16 dużych obrazów przedstawiających ludzką sylwetkę. Od razu to powiedzmy – 16 obrazów to zbyt dużo jak na niewielkie pomieszczenie galerii. Płótna w formacie 160 x 130 cm trochę sobie nawzajem przeszkadzają, zwłaszcza że każde cechuje się silną ekspresją. Dobrze, że pogrupowano je w tryptyki (co porządkuje przestrzeń), część nawet jest tak zatytułowana – Tryptyk żółty, Poliptyk czerwony… Te kolory opisują tło – żółte, czerwone, niebieskie, różowe. Są też tła białe, na których Biernacki maluje (rysuje?) węglem, czasami zresztą łączy obie stosowane przez siebie techniki – farby olejne i węgiel.
Tak jak w prezentowanej poniżej pracy bez tytułu – przepięknie skomponowanym akcie. Brawurowo wymodelowana węglem sylwetka leży na jakimś oliwkowym posłaniu, namalowanym odważnymi pociągnięciami pędzla (bez troszczenia się o skapującą farbę), a jednocześnie z dbałością o precyzyjnie dobraną paletę odcieni. Podobnie sama postać – werystycznie oddany układ ciała, a jednocześnie pewna nieokreśloność, rozmycie formy, pozwalające włączyć wyobraźnię odbiorcy. Jest w tym obrazie napięcie, rozkosz i jakiś smutek (nie)spełnienia. Jest też fizycznie odczuwana gęstość malarskiej materii, osadzająca emocje w konkrecie.
Ciekawa jest też podjęta w czerwonych obrazach próba uchwycenia dynamiki ruchu gimnastyków. Ćwiczenia na kółkach przynoszą niezwykłe układy ciała. Agresywny czerwony kolor tła (w tym przypadku jednorodny), z którego bielą wydobywane są napięte mięśnie to odważna próba podjęcia oryginalnego tematu. Ale Biernacki w ogóle jest odważny – w publicystyce zwalczającej artystyczno-kuratorskie układy, w działalności galeryjnej i w konsekwentnym rozwijaniu w sztuce studium modela. Zabawne byłoby, gdyby te wygibasy gimnastyków malował z modela.
A może to wcale nie są gimnastycy? Stojąc przed tymi płótnami, wielokrotnie zastanawiamy się, co właściwie widzimy. Gdzie jest głowa, a gdzie druga ręka? W jakim perspektywicznym skrócie jest tu narysowany człowiek? I czy ten człowiek to mężczyzna czy kobieta, ktoś młody czy stary? Do rozwiązania tych zagadek musimy wykorzystać wyobraźnię, przy czym – jak mi się wydaje – typowo plastyczne środki wyrazu na pozór komplikujące sprawę, po wnikliwym wpatrzeniu się w obraz okazują się pomocne w czytaniu aluzyjnie sygnalizowanych form. W każdym razie jestem pewny, że rozpoznałem obecnego na jednym z obrazów psa. O ile wizerunki ludzi mogą uchodzić za echa klasycznego rysunku, o tyle pies jest rasowo neoekspresjonistyczny. A jego autor pozostaje jednocześnie dzieckiem epoki burzliwych lat 80. i ponadczasowym mistrzem formy.
Wystawa czynna do 2 marca 2019.
Foto 1 – materiały Miejskiej Galerii Sztuki, foto 2 – Janusz Sobolewski