Smutne są ostatnio moje spacery i wycieczki rowerowe po okolicy. Widok ściętych drzew, stosy gałęzi, smętnie sterczące pieńki – dendrologiczną masakrę piłą mechaniczną grają we wszystkich plenerowych kinach. Już nie ogrodowe kosiarki, ale elektryczne i spalinowe piły pracują nad dźwiękowym tłem dla naszych spacerów. Ludzie w amoku tną jak szaleni na swoich działkach, korzystając z chwilowo być może złagodzonego prawa. Rządzone przez opozycję samorządy tną jak szalone na działkach miejskich w nadziei, że wszystko pójdzie na konto nieszczęsnego ministra. Wkurza mnie to niepomiernie i nawet popijanie soku z brzozy nie przynosi ukojenia. Ale jeszcze bardziej wkurza mnie obłuda oburzonych obrońców środowiska, dla których wycięcie drzewa jest zbrodnią na miarę ataków terrorystycznych. Obłudnicy na drzewo! – chciałoby się zakrzyknąć. Widzicie ściętą gałązkę na działce bliźniego, a pnia u siebie nie dostrzegacie.
Listę obłudników otwiera wydawca skandynawskiego bestsellera Porąb i spal – peanu na cześć pił, siekier i pieców na drewno. Mytting to genialny gawędziarz, który w dowcipny i pełen ciepła sposób przelewa na papier swoją miłość do drewna. To także pasjonat i znawca, który dzieli się z czytelnikami swoją bogatą wiedzą, anegdotami, kulturowo-obyczajowymi ciekawostkami o wszystkim, co mniej lub bardziej wiąże się z norweską tradycją rąbania, suszenia i palenia tego nadzwyczajnego surowca. Kto wydał i reklamował tę skądinąd fascynującą książkę? Czy aby nie ta sama spółka, która wydaje znaną gazetę, pełną ostatnio lamentów nad wycinanymi lasami? (Zły rząd pozwolił ścinać drzewa – hańba). Co zrobić z taką gazetą? Podrzyj i spal!
Na drugim miejscu umieszczam środowiska hipstersko-postępowe, upiększające uliczki naszych miast zakupionymi z obywatelskiego budżetu ławeczkami i parkletami, dyskutujące o ekologii przy drewnianych stołach modnych knajp, lansującymi przez ostatnie lata modę na brodatego drwala we flanelowej koszuli. Informuję was, drodzy klienci barber-shopów: drwal to taki ktoś, kto ścina drzewa. Siekierą albo piłą. Również na sosnowe regały z Ikei potrzeba drewna. I na pałeczki do sushi. A drewno bierze się ze ściętych drzew.
Wymieńmy teraz zadowolonych z siebie mieszczan, palących w kominkach i kozach z szybkami, przez które można obserwować wesoło pełzające płomienie ognia. Te płomienie też biorą się ze ściętych drzew. Podobnie jak ekologiczne klocki dla waszych pociech. Tak, wiem, to nie wy je ścinacie – drewno do kominka kupuje się u dostawcy, wystarczy zadzwonić pod numer z ogłoszenia. Naprawdę nie wpadliście na to, że on musi je skądś wziąć? Zaskoczę was – to są te same firmy, które za opłatą wycinają drzewa na prywatnych działkach.
Wreszcie oburzeni radni i samorządowcy, a także urzędnicy od planowania miast, którzy bez mrugnięcia okiem zgadzają się na wycinkę setek drzew przy kolejnej budowie lub przebudowie drogi. (Drzewa trzeba wycinać przy poszerzaniu i przy zwężaniu ulic, ostatnio w Łodzi okazało się, że założenie skweru też trzeba rozpocząć od wycięcia rosnących na tym terenie drzew). Ci najgłośniej protestują przeciw uchwalonemu przez sejm prawu.
Pewnie, że szkoda drzew, że czyste powietrze i miły chłodek, że siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie. Tyle że drzewa człowiek wycinał od wieków. Drewniane kościoły i modrzewiowe polskie dworki, ołtarz Wita Stwosza i przydrożne kapliczki, meble w salonach Desy i cała ta góralska cepelia – wszystko z drewna. Powiem więcej: większość lasów ktoś posadził, by pozyskiwać z nich surowiec. I nic w tym złego, jeśli robić to z głową. Sadzić, żeby ścinać. Gdy nie wolno ścinać, nikt drzewa nie posadzi. A samosiejki profilaktycznie wytnie zawczasu.
I tu wykładam założenia mojego programu drzewo+. Skoro zieleń w miastach to paląca konieczność, wprowadźmy ulgi podatkowe dla właścicieli drzew. Każdy, kto ma działkę w mieście, płaci podatek od nieruchomości. Proponuję 20 złotych ulgi w tym podatku za każde drzewo na terenie posesji. Ostatecznie z tlenu produkowanego przez moje drzewa korzystają też inni (mam na działce 21 drzew i nie zamierzam ich wycinać). Dzisiaj jest wprost przeciwnie: miasto zabrania nawet spalenia opadłych liści. Każe je pakować w foliowe worki i wystawiać przed dom (potrzebuję około 50 worków, by zebrać jesienne plony). Dziwne że ludzie wycinają sobie problem? Argument ekonomiczny trafia w samo serce. Przyznajmy więc ulgi właścicielom drzew, a u leśników od razu ustawią się kolejki po sadzonki. Nawet za komuny dopłacano chłopom za zalesianie gruntów najgorszej jakości.