Niemiecki cukier jest mniej słodki od polskiego – nie wiedziałem, dopóki na stacji benzynowej nie kupiłem sobie kawy. Wsypałem jak zwykle trzy łyżeczki-torebeczki, a napój stał się słodki jak uśmiech Gerharda Schrödera, czyli słodki umiarkowanie. Tak już podobno jest i nic się na to nie poradzi. Należy jednak zauważyć, że stawia to pod znakiem zapytania sensowność ujednolicania unijnych przepisów. Weźmy bowiem pod uwagę najprostszy przepis – na ciasto. Cóż z tego, że prawidłowo przełożą go zastępy unijnych tłumaczy, skoro 5 łyżeczek cukru na szklankę mąki da zupełnie inny efekt ostateczny. Unijne przepisy trzeba dostosować do realiów…
Mimo iż wszystkie państwa mają w ogólności ten sam cel, a mianowicie samozachowanie, każde państwo posiada prócz tego i swój cel osobliwy. Wzrost był celem Rzymu; wojna celem Sparty; religia celem praw judajskich; handel Marsylii; spokój publiczny celem praw chińskich; żegluga Rodyjczyków (…) przedmiotem praw w Polsce jest niezawisłość każdego obywatela i, co z tego wynika, ucisk wszystkich. Wiecie, kto to napisał? Monteskiusz w traktacie „O duchu praw”. Ten sam Monteskiusz, którego ostatnio nieustannie się przywołuje w kontekście trójpodziału władzy. Kiedy, w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele, władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności; ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał. Prawodawcza (czyli ustawodawcza) zespolona z wykonawczą! W Polsce od lat tak właśnie jest, trójpodział to tylko teoria: ministrami zostają posłowie, nawet premierem jest poseł, a rząd pisze ustawy, ale jakoś nikomu to nigdy nie przeszkadzało. Nikt z zapalonymi zniczami nie demonstrował przed sejmem, znane aktorki nie czytały nam na ulicach Monteskiusza (ani nawet Stanisława Leszczyńskiego), autorytety nie załamywały rąk, nóg ani głowy.
Profesora Rzeplińskiego (i każdego innego sędziego) wybrał do Trybunału Konstytucyjnego sejm, co oczywiście nie było wtrącaniem się władzy ustawodawczej w sprawy władzy sądowniczej. Może powoływanie sędziów (przez prezydenta) jest dobre, a odwoływanie (przez ministra) złe? Nie wiem, nie znam się na prawie, ale czytam sobie Monteskiusza i oczom nie wierzę: Władza sądu nie powinna być powierzona stałemu senatowi, ale wykonywana przez osoby powołane z ludu, w pewnych okresach roku, w sposób przepisany prawem, aby tworzyć trybunał trwający tylko póty, póki tego konieczność wymaga. Z ludu! Na pewien czas w roku! Co by na to powiedziała Komisja Europejska, gdybyśmy losowali sobie sędziów z ludu dwa razy do roku? Dałaby nam miesiąc na opamiętanie?
Gdyby Unia Europejska była przyjęciem, to jakim? Impreza składkowa, każdy coś przynosi. Na początku jest miło – kolorowe światła, markowe alkohole, gra muzyka z głośników głośno i wyraźnie. Tańczymy trochę za mało, pijemy za dużo. Potem trochę śpiewamy, ale nie do taktu, bo ciągle tutaj grają zachodnie przeboje. Chcemy przekonać DJ-a, by puścił coś naszego, ale ten uparcie gra nam Modern Talking (niemiecki zespół, ale śpiewa – jak to się mówi – w języku Szekspira). Nie będziemy się kłócić… Proponujemy ognisko, grę w dupniaka, weselne konkursy. Niestety, nic się nie podoba. Chcemy opowiedzieć kawał, ale nikt nas nie rozumie. Tylko Węgrzy coś kumają, ale też niewiele. Zdesperowani, intonujemy Sokoły i tłuczemy szkło. Gospodarz wszczyna przeciw nam procedurę. Nasze kobiety z wyrzutem szarpią nas za rękaw.
Na szczęścia Unia nie jest przyjęciem, choć przyjęcie do Unii to nasz wielki sukces. Możemy jeździć na Zachód, pić kawę na stacjach. (Pamiętamy – kiedyś na stacjach nie było kawy, nie było nawet benzyny). Do kawy ciastko gratis. Jest słodko, jest słodko, więc o co wam chodzi? Daję wszytkim tydzień na polubienie tego tekstu, potem uruchomię artykuł siódmy – siódmy tego lata.