Żyjemy w świecie własnych wyobrażeń. Coś tam nam się wydaje, coś przeżyliśmy, mamy za sobą jakieś lektury i rozmowy, mamy swoje (uznane za swoje) poglądy. Problem w tym, że inni mają odmienne lektury, doświadczenia i przekonania. Z tymi innymi musimy jednak pracować, spotykać się przy rodzinnym stole, tworzyć społeczeństwo i kulturę. Można powiedzieć, że jesteśmy na nich skazani. Lepiej powiedzieć: oni są naszą szansą. Szansą na inny punkt widzenia, na weryfikację własnych opinii, na spotkanie z różnorodnością. Dlatego staram się czytać różnych autorów – kierując się w wyborze raczej stylem i finezją wywodu niż zgodnością poglądów.
Taka strategia zawiodła mnie na internetową stronę Forum Przyszłości Kultury. Impreza z cyklu „Olaboga, co to będzie z naszą kulturą”, ale organizatorzy przed spotkaniem zamówili u wybitnych humanistów (o mnie jakoś nie pamiętali) 10 tekstów, które miały być punktem wyjścia do dyskusji. Świetny pomysł, a i teksty ciekawe (dostępne tutaj), godne sążnistych polemik, na które nie mam tu niestety miejsca. Zacząłem lekturę od Renaty Lis, autorki książek o Flaubercie i Buninie, które bardzo mi się podobały, i o Safonie (jeszcze nie czytałem). Tytuł eseju Lesbos i Łączka wyróżnia się w całym zestawie, prowokuje tym wielkim Ł. Lesbos to tytuł najnowszej książki Renaty Lis, Łączka (ta na Powązkach) pojawia się w zestawieniu dla efektu brzmieniowego (Ł to takie polskie L) i dla podbicia kontrastu. Zdaniem autorki jesteśmy dziś w Polsce podzieleni na „tych z Lesbos” i „tych z Łączki”. Kosmopolitycznych zwolenników wolności, niepodległości sztuki, wina, miłości i radosnej pieśni, a z drugiej strony – narodowo-katolickich, zapatrzonych w przeszłość strażników romantycznej pamięci (w uproszczeniu). Ale nadal tworzymy jedną kulturę.
I znów trzeba się określić, zapisać. Lesbos albo Łączka – innej możliwości nie ma. Więc raczej Łączka, bo co ja bym na tym Lesbos robił? Udawał Greka (Greczynkę)? Na Łączce przynajmniej mógłbym spotkać Przemysława Dakowicza i wymienić kilka uwag o poezji. Choć na Powązkach zimno, a na Lesbos ciepło… No nie wiem – wklepuję to Lesbos w wyszukiwarkę i pojawia mi się tytuł Trzeci przypadek zgonu z powodu zimna w obozie dla uchodźców na wyspie Lesbos. Czasami tylko coś nam się wydaje, czasami coś nam się kojarzy, wiemy, że dzwonią, ale nie wiemy, czy na ucztę, czy na stypę. Wklepuję hasło „Łączka” i w piątej dziesiątce wyników znajduję wierszyk o kwiatkach i ptaszkach.
Z jednym każdy się zgodzi – Lesbos to wyspa. Renata Lis pisze, że stworzyła sobie taką utopię wolności, twór raczej językowy niż realny, wyspę-mit, na której łatwiej żyć. Ale jeżeli mamy żyć na wyspach – pisze dalej autorka eseju – a mnie samej trudno by było żyć inaczej – to wyspy te powinny tworzyć dobrze skomunikowany archipelag. I w ten sposób wracamy do metafory mostu. Mostów nam trzeba i dialogu. Zauważyli państwo, jak wiele powstało u nas instytucji ze słowem dialog w nazwie. A społeczeństwo podzielone jak nigdy.
Budujemy mosty dla pana starosty. Dla pana marszałka i pani prezydent, dla dzieci i młodzieży, dla wykluczonych z małych miasteczek i dla hipsterów spieszących do knajp na Pradze. Grę taką syn miał na komputerze – budowało się mosty z różnych elementów, coraz trudniejsze były konstrukcje na kolejnych poziomach. Najtrudniejszy poziom – zbudować most z Lesbos na Powązki. Pouczająca i wciągająca była to gra. Fascynująca jak pontyfikat Jana Pawła II. Wiecie, od czego pochodzi słowo pontyfikat? Od „pontifex” – najwyższy kapłan mostów. Papieże przejęli ten tytuł od rzymskich cesarzy. Mosty to święta rzecz.
Zastanawiam się, co mogą w tej sprawie artyści, jak ma się ich twórczość do idei łączenia wysp. Różne są strategie i różne efekty. Pierwsza to poparcie jednej ze stron sporu – można napisać panegiryk na cześć przywódcy swojego obozu albo satyrę na przeciwników. Tak robili poeci oświecenia, ale i Andrzej Wajda z filmem o Wałęsie wpisuje się w ten model. Drugi sposób to strategia błazna – być zawsze przeciw (przy zmianie władzy zmieniać front wbrew koniunkturze), prowokować, drażnić. Tak robi na przykład Marcin Świetlicki. Trzeci sposób to wznieść się ponad podziały – pisać o czymś innym, o dzieciństwie lub ptakach. Wcale nie mówię, że to źle – na przykład Bronka Nowicka czy Stanisław Łubieński mają tu osiągnięcia nie do przecenienia. I wreszcie droga czwarta – napisać coś, w czym obie strony się odnajdą, wezmą jako swoje. Przykłady? Może Houellebecq, Orwell, chyba Mickiewicz w Panu Tadeuszu. W pewnym sensie Szczepan Twardoch, Justyna Bargielska w Obsoletkach. Napisać coś, co będzie – mostem między światami…