Chciałoby się dobrze. Dla innych i dla ziemi, dla świata. Chciałoby się zdrowiej i czyściej, bardziej eko. I żeby śmieci nie było ani brudu. Chciałoby się, ale jak to osiągnąć? Co robić, a czego nie robić? Dylematy ekologa amatora wcale nie są łatwe do rozstrzygnięcia. Życie jest trudne jak segregacja odpadów. Oto znany aktor zapowiada, że gdyby musiał zrezygnować z grania, to chętnie zajmie się służbą w patrolu, który jeździł będzie po mieście i kontrolował sprzątanie psich kup. Mandaty będzie wystawiał właścicielom, którzy na chodniku lub trawniku pozostawią produkty przemiany materii swoich czworonogów, którzy psiej kupy w woreczek nie zapakują i do kosza nie wyrzucą. Takim buszującym w trawie chciałby być znany aktor, czyścicielem otoczenia kamienic, superbohaterem z gównianego komiksu. Piękna rola, sam bym zagrał.
Ale nie będzie to kino gatunkowe, tylko dramat psychologiczny. Podział na dobrych i złych bohaterów nagle stanie pod znakiem zapytania, wygięty grzbiet psa zasygnalizuje pojawienie się wątpliwości. No dobra, idziemy na spacer. Smycz trzeba wziąć i kilka woreczków, chyba też latarkę, bo po ciemku można coś w głębokiej trawie przeoczyć. Pies biega, ja za nim krok w krok, pies kuca, ja z pewnej odległości lokalizuję obiekt, by po chwili sięgnąć po niego wprawnym ruchem podpatrzonym u sprzedawczyni ciasteczek na wagę – przez folię tak nabrać, by niczego nie dotknąć. Potem zawiązujemy supełek i idziemy dalej. Kosza akurat nie ma po drodze, za to pies zatrzymuje się po raz drugi (naukowcy odkryli niedawno, że psy znaczą teren nie tylko moczem). Chcę powtórzyć procedurę, lecz nagle problem – co zrobić z pierwszym woreczkiem? Schować do kieszeni czy odłożyć gdzieś z boku? A jak zapomnę, a jeśli zgubię? Jeśli ukradną?
Trzymam więc woreczek numer jeden w tej ręce co smycz, a woreczkiem numer dwa próbuję zebrać urobek. Ale tym razem ciasteczka przypominają raczej budyń – sprawa się komplikuje. Odtąd już stałym elementem wyposażenia staje się łopatka (smycz, woreczki, latarka, łopatka, chusteczki higieniczne, rękawiczki jednorazowe). Następnym razem idzie już lepiej. Znajduję nawet kosz i pozbywam się towaru (poprzednio wróciłem z tym wszystkim do domu), ale myśl mnie nachodzi przekorna: jaki nastąpi tu ciąg dalszy? Czy moje woreczki służby miejskie zawiozą prosto na wysypisko, gdzie po kilku stuleciach wszystko się w końcu rozłoży? Czy może trafią do sortowni, gdzie pracownicy rozwiążą supełek i odzyskają folię do recyclingu? Tak źle i tak niedobrze.
Rozwiązanie samo się znalazło, gdy podczas jednego ze spacerów przypadkowo upuściłem łopatkę. Eureka! Łopatką można przecież wykopać dołek. Od tamtej pory nie biorę już na spacer plastikowych torebek. Pies się załatwia, ja wszystko zakopuję i wszyscy są zadowoleni. Nawet trawnik, bo dostaje trochę nawozu. (Podobno ziemia staje się jałowa, bo nie trafiają do niej żadne resztki organiczne – taką wymyśliliśmy ekologię: kupy do foliowych worków, a na trawniki chemiczne nawozy).
Podobnie z bioodpadami. Przez całe pokolenia były po prostu palone, o czym zaświadcza nawet Maryla Rodowicz słowami Agnieszki Osieckiej: jesień już, już palą chwasty w sadach. Chwasty albo liście się paliło, nawet fajnie pachniało na działkach. No i popiół zostawał – doskonały i ekonomiczny nawóz. Ale już tak nie można, nie wolno, bo to zanieczyszcza powietrze, smog powoduje i efekt cieplarniany. Straż miejska (bez znanego aktora) rozdaje za to mandaty. Teraz obowiązuje odbiór liści przez firmę specjalistyczną. Właściciele posesji (i drzew) zbierają liście w wielkie plastikowe worki i raz w tygodniu wystawiają na ulicę. Przyjeżdża ciężarówka i setki tych worków zawozi do kompostowni. Mam nadzieję, że ktoś te liście z worków wyjmuje, worki ładnie składa i odwozi do recyclingu. Worki, samochody, dmuchawy – bardzo to wszystko ekologiczne. Jesień już, już stoją worki w sadach.
Chciałoby się dobrze dla planety, ale nie wychodzi. Elektryczne samochody nie wytwarzają spalin, ale potrzebują prądu, do gromadzenia zielonej energii (na przykład z paneli słonecznych) potrzebne są akumulatory. Do zrobienia litowo-jonowej baterii trzeba wykorzystać lit, kobalt, aluminium, mangan i nikiel. To takie metale. Ciężkie. Nie ma lekko. Sztuczne tkaniny uwalniają w praniu mikrowłókna – woda płynie sobie z nimi do morza i do brzuchów ryb, które potem zjadamy. Futra naturalne to śmierć zwierząt, futra sztuczne to nierozkładalna chemia. Na oceanie kołyszą się bezludne wyspy plastiku.