Ożeniłem się. Nie, nie teraz, już dawno. Trzydzieści trzy lata temu. Wiecie, jak to jest… Wiążesz się z kobietą, ale pośrednio też z całą jej rodziną. Z jej matką, matką jej matki, braćmi i siostrami matki jej matki (i tak dalej), co owocuje nie tylko wizytami na różnych weselach czy chrzcinach, ale też na cmentarzach we Wszystkich Świętych. No bo przecież nie będziecie z żoną jeździć oddzielnie na „swoje” cmentarze – jeździcie razem, co roku opowiadając drugiemu, kto tu leży i dlaczego, kim był i co tam o nim pamiętamy w rodzinie.
1 listopada odwiedzam między innymi grób babci mojej żony, która kiedyś przywoziła nam różne smakołyki i bawiła się z małymi wtedy dziećmi z wielkim zaangażowaniem. Przy okazji trochę u nas przesiadywała i pomagała. Nie żyje już od wielu lat, została pochowana w grobie, w którym leżał jej tragicznie zmarły brat. Młodszy brat, który zginął w wypadku motocyklowym, gdy mnie ani żony nie było jeszcze na świecie. Odwiedzając babcię, odwiedzamy też jego, patrzymy na imię, nazwisko, daty urodzin i śmierci. Czy ktoś jeszcze go odwiedza?
I tu zaczyna się historia. Spotkanie. Spotkanie naszej klasy licealnej – coroczne. Od razu ktoś zastrzega, że nie rozmawiamy o polityce ani o chorobach. No to o czym? O pracy, o jedzeniu, o filmach… No i o dzieciach, a jak o dzieciach, to i o wnukach. Albo o braku wnuków. I dla symetrii o dziadkach, o przodkach, o genealogii – że są takie strony, że można odnaleźć, bo to się robi ważne, gdy się człowiek starzeje. Koleżanka siedząca naprzeciw mnie przyznaje, że o jednym swoim dziadku niewiele wie. Zna imię, nazwisko i wie, że się zabił na motorze, zanim znaleźliśmy się na świecie (wcześniej rozstał się z żoną, dlatego mówiło się o nim niewiele). Inteligentny czytelnik domyślił się już zapewne, że od słowa do słowa odkryliśmy prawdę o rodzinnych koligacjach koleżanki i mojej żony. A przy okazji znaleźliśmy koleżance grób dziadka. Niezła historia.
A co w tym takiego niesamowitego? Ostatecznie świat jest mały, a wszyscy mamy wspólnych przodków (Adama i mitochondrialną Ewę). Takie historie, że coś tam się okazało i że patrz pan, jaki przypadek – zna każdy. A jednak to dziwne… Bo dalszy ciąg jest taki, że ja tej koleżance opowiadam o jej dziadku zasłyszane w rodzinie historie, ja jej tego dziadka stwarzam ze skąpych i subiektywnych, ale jednak jakichś opowieści, jakichś faktów. Ja jej nawet pradziadka i prababcię na tym samym cmentarzu leżących przywołuję, przeszłość jej odkrywam pre-prenatalną, ja jej całą gałąź genealogicznego drzewa rysuję. I w drugą stronę: ja rodzinie mojej żony o losach zagubionej kuzynki opowiadam, jej osiągnięcia wyliczam, nawet oceny z liceum i z podstawówki jestem w stanie podać (do obu szkół uczęszczaliśmy wspólnie). Staję się nośnikiem pamięci, arką przymierza między dawnymi i nowymi czasy.
Dlatego trzeba chodzić na cmentarze i czytać napisy na grobach. To bywa pouczające. Ale i z żywymi warto rozmawiać – nie tylko o polityce i chorobach.