Czytałem kiedyś o „rozwodowej” kolekcji lakierów do paznokci. Jedna z firm, nasyciwszy rynek lakierami ślubnymi, sylwestrowymi i urodzinowymi, wpadła na pomysł produktu przeznaczonego dla pań przed, po albo w trakcie rozwodu. Zapewne mogły te rozwodowe lakiery kupować też panny, wdowy i szczęśliwe małżonki (nikt chyba nie prosił przy zakupie o jakieś sądowe papiery), ale to nie one były grupą docelową. Grupą docelową były rozwódki, czyli celem był rozwód. Co dalej? Linia rozwodowych sukienek? Rozwodowej bielizny? A może organizacja przyjęć z okazji rozstania? Takich z salą na kilkaset osób, prezentami i zaproszeniami. Przyjęcia mogłyby być nawet większe niż przy weselach, bo oprócz obu rodzin brana pod uwagę mogłaby być rodzina… tej trzeciej lub tego trzeciego.
Na razie mamy pandemię i duże przyjęcia są zakazane. Nie jest jednak zakazana reklama rozwodu, tzn. przepraszam – reklama adwokackiej kancelarii rozwodowej. Czytam sobie ostatnio jakiś artykuł o pandemii, a w środku tekstu proszę bardzo – banerek takiej kancelarii. Adwokaci rozwodowi polecają swoje usługi. Dlaczego przy tym artykule, dlaczego na moim komputerze? Nie do końca wiem, jak to działa. Może płacąc, reklamodawca wybiera sobie tematy artykułów, którym ma towarzyszyć wykupiony baner. A może to algorytm określa, komu co wyświetlić. Ciekawe, czy na komputerach kawalerów, wdowców albo rozwodników też się to pojawia. Że niby skąd mieliby wiedzieć, kto jest kawalerem i nie ma się z kim rozwodzić? Sztuczna inteligencja ma na to sposoby.
Jeśli wejdziesz dwa razy do tej samej internetowej rzeki, na przykład na strony poświęcone motoryzacji – zaczną ci się wyświetlać reklamy samochodów. Zaczniesz oglądać markowe oświetlenie i już wyświetlają ci się lampy. Czasami dla żartu przeglądam ofertę – dajmy na to – maszyn rolniczych albo moherowych sweterków. I potem przez dwa tygodnie reklamy takich właśnie produktów zdobią marginesy czytanych przeze mnie artykułów. To bardzo prosty mechanizm. Ale to wszystko idzie ostro do przodu. Pisał o tym Jacek Dukaj w eseju „Po piśmie”. Kiedyś zamawiającemu książkę przez Internet proponowano inne książki danego autora albo coś z pierwszych pozycji listy bestsellerów. Potem podpowiadano: osoby, które zamówiły tę pozycję, kupiły także… Teraz algorytm stara się trafić w twój gust, poleca książki z tej samej dziedziny, o podobnym charakterze. Ale i to nie wszystko – sztuczna inteligencja uczy się przewidywać, co może ci się spodobać. Zna przecież twoje wpisy na Facebooku, zna twoich znajomych. Podsuwa (będzie podsuwać) ci książki, które realizują potrzeby, o których jeszcze nie wiesz. Spodobają ci się, zobaczysz. Sztuczna inteligencja zna nas lepiej niż my sami?
Obawiam się, że to może działać jak samospełniająca się przepowiednia. Każdy w końcu zamówi którąś z podsuwanych mu książek. I zapewne mu się spodoba. Sytuacja może się więc powtórzyć. Z czasem nauczymy się, że propozycje komputerowego algorytmu sprawdzają się lepiej niż polecanki kolegów. Nauczymy się korzystać z systemu, będąc w pełni przekonani, że to my wybieramy, bo przecież nie bierzemy wszystkiego, co się nam podsuwa. W sumie czemu nie? Przecież ten cały mechanizm chce dla nas dobrze, chce nas zadowolić. Został stworzony, by nam sprzedać jak najwięcej, ale przy okazji pokazuje naprawdę ciekawe dla nas rzeczy. Stara się zgadnąć, co zrobi nam przyjemność. Nie w tym rzecz, że ktoś tym wszystkim steruje, by wcisnąć nam jakieś badziewie. Ten mechanizm stara się nam wcisnąć to, co lubimy (lub co polubimy), stara się nam wcisnąć nas samych.
A co z rozwodem? Z Internetem to się raczej nie rozwiedziemy. Nie sądzę też, by ktokolwiek rozsądny rozwiódł się pod wpływem reklamy kancelarii adwokackiej. Ja przynajmniej nie mam zamiaru. Niepokoi mnie co innego – w marcu czy kwietniu jak każdy czytałem sporo artykułów o pandemii. Był wśród nich tekst o zwiększającej się liczbie rozwodów. Ludzie zamknięci z sobą w ciasnych mieszkaniach, mieli dość. Potem było lato i uspokojenie sytuacji. Ale dziś temat pandemii wrócił z większą częstotliwością, więc wróciła też reklama rozwodów. Czy algorytm internetowych reklam tylko odczytuje trend, czy może go współtworzy? Czy ktoś wkurzony małżeńską awanturą o jakąś drobnostkę nie kliknie na złość współmałżonkowi w ten właśnie link? Potem ciągle już będzie mu się wyświetlać coś podobnego – może reklamy dyskotek, nocnych klubów, rozwodowych lakierów do paznokci.
Foto: Pixabay