Przewaga posiadania ziemi (choćby małej działki, przydomowego ogródka, choćby skrzynki balkonowej) nad nieposiadaniem na tym między innymi polega, że możemy sobie wyhodować kwiatki, warzywa lub zioła. Ale też łatwiej nam zrozumieć wiele metafor i powiedzeń. Uprawa ziemi przygotowuje grunt pod zrozumienie metafor agrarnych, na przykład metafory siewcy. Kiedyś (prawie) wszyscy byliśmy rolnikami i plony tego zbieramy do dziś.
Posiałem sobie rzodkiewki – przekopałem ziemię, zgrabiłem, palcem zrobiłem równoległe rowki, wrzuciłem w nie nasionka na głębokość przepisowego centymetra, zasypałem i podlałem. Nie był to może klasyczny siew, kiedy to zamaszystym ruchem rzuca się w ziemię ziarno, ale zawsze coś. I tak poczułem, że uczestniczę w czymś niezwykłym. Szczególnie po paru dniach, gdy przez grudki ziemi zaczęły przebijać się zielone kiełki (dziś często widzimy je w formie sprasowanej plątaniny na plastikowej tacce w dziale zdrowa żywność). Jak one wychodzą, jak przezwyciężają opór, jak pną się do światła. Patrzę sobie na te wschody nasion i jest to równie fascynujące jak opiewane w piosenkach wschody słońca. Obserwuję codziennie to wschodzenie i nawet trochę pomagam, odsuwając jakąś grudkę ziemi, podlewając moją małą plantację. Na przyrodniczych filmach idzie to raz dwa, ledwo Krystyna Czubówna zdąży powiedzieć zdanie, a już roślina gotowa. W życiu trzeba trochę cierpliwości.
Taka rzodkiewka swój rozum ma. Trzeba ją wysiewać w marcu i kwietniu, a potem dopiero w sierpniu i wrześniu. Latem nie warto, gdyż rzodkiewka rozpoznaje długie dni i zaczyna… kwitnąć. Kwiaty ma mało efektowne, na bukiety raczej się nie nadają. Za to można w ten sposób uzyskać nasiona i w kolejnym roku nie korzystać już z usług sklepów ogrodniczych. Wtedy uprawa będzie w pełni naturalna, a my włączymy się w cudowny mechanizm, w odradzającą się corocznie przyrodę. Może więc jednak warto, może zostawię kilka w ziemi, by zakwitły i zbiorę sobie nasiona na przyszły rok. Ekonomicznie oczywiście nie będzie to miało uzasadnienia – torebka nasion nie jest droga, ale my tu nie uprawiamy biznesu, my tu uprawiamy kontemplację natury.
Tak sobie siałem te rzodkiewki, nieświadomy papieskiego orędzia na Wielki Post. Dużo się tam mówi o sianiu i żniwach, obficie cytuje się Biblię, w której ten trop się pojawia. Siejmy dobro, a w odpowiednim czasie zbierzemy plon. W orędziu jest nawet takie rozwinięcie metafory: Post przygotowuje glebę, modlitwa nawadnia, jałmużna użyźnia. Dobro rośnie, nadchodzą żniwa i zbiory – plon zbiera często kto inny, ale samo sianie nas przemienia, zbliża do Boga, który jest pierwszym rolnikiem. Tak mówi się o nim choćby w przypowieściach: o siewcy czy o pszenicy i kąkolu. Póki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim – woła też cytowany przez papieża św. Paweł. Wszystkim istotom: ludziom, zwierzętom, roślinom – pozwolę sobie rozwinąć myśl w duchu św. Franciszka. A co z chwastami? – pyta zasiany we mnie duch sceptycyzmu. Niech rosną razem. Poczekajmy aż do żniw – znajduję odpowiedź w przypowieści o pszenicy i kąkolu.
Sprawdzam jeszcze hasło siać w słowniku języka polskiego. Wśród przykładów użycia przenośnego cała przerażająca seria: siać ferment, grozę, nienawiść, niepokój, niezgodę, panikę, spustoszenie, śmierć, trwogę, zamęt. Jakby ludzie z upodobaniem siali chwasty, jakby sklep ogrodniczy prowadziły siły nieczyste. Wyobrażacie sobie torebeczki nasion z napisami: nienawiść, groza, panika. I obrazki jak z pudełek papierosów. Swoją drogą to wielu próbuje siać właśnie papierosy – rzucają niedopałki na ziemię i nogą zasypują, by nie było widać. Wyobrażacie sobie takie żniwa?
Niby wszyscy rozumieją metaforę siania i zbierania plonów. Ale czasami mam wrażenie, że traktuje się ją jak odpowiednik inwestowania w obligacje. Wpłacamy ziarno do banku i po określonym czasie otrzymujemy większą sumę. Hodowla rzodkiewek uczy, że to działa trochę inaczej – co posiane, musi być doglądane i pielęgnowane. Trzeba się schylić i grzebać w ziemi. Aż boli w krzyżu.