W broszurce towarzyszącej wystawie „Atlas nowoczesności” czytam sobie teksty o pojęciach kluczowych dla zrozumienia dzieł z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Jest coś o autonomii, kapitale, postępie, eksperymencie, tradycji, rewolucji, propagandzie czy emancypacji. Jest też parę zdań o mieście: Przed epoką nowoczesności sztuka nie była dostępna dla wszystkich. Ta opłacona pieniędzmi arystokracji upiększała dwory mecenasów. Ta tworzona na chwałę Boga nie wychodziła poza mury opactw i kościołów. Dopiero nowoczesność dosłownie wyprowadziła sztukę na ulice. Wszyscy mieszkańcy miast mieli dostęp do sztuki, zarówno w poświęconych jej instytucjach, jak i w wizualnym języku reklamy.
Ach, to samozadowolenie człowieka współczesnego, ten optymizm postępowców – kiedyś było źle, ale im bliżej dnia dzisiejszego, tym nowocześniej, a więc lepiej. I o kontakt ze sztuką łatwiej – tak przynajmniej twierdzą autorzy broszury. Ja mam wątpliwości. Czy rzeczywiście żyjemy dziś w świecie piękna, czy na co dzień obcujemy z wielkimi dziełami? Czy wizualny język reklamy to naprawdę estetyczny postęp? Osobną kwestią jest oczywiście pytanie, czy sztuka MA BYĆ łatwo dostępna? Czy cała ta dostępność nie kończy się kubkami z reprodukcjami Klimta albo skarpetkami z Vermeerem?
Przed epoką nowoczesności sztuka nie była dostępna dla wszystkich. Mieszkaniec średniowiecznej Sieny czy renesansowej Florencji nie miał kontaktu ze sztuką? Obrazy i rzeźby zdobiły tylko dwory mecenasów? Największe (rangą, ale i rozmiarami) dzieła znajdowały wtedy miejsce w przestrzeniach publicznych – obrazy wisiały w ratuszach i kościołach, rzeźby zdobiły stojące na placach fontanny. w XVII-wiecznej Holandii obrazy wielkich mistrzów ludzie po prostu wieszali sobie w domu, zamawiali portrety u artystów, o których dzisiaj czytamy w podręcznikach. Jedno z najsłynniejszych płócien w historii – Straż nocna Rembrandta – to zbiorowy portret oddziału amsterdamskiej milicji. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj komenda dzielnicowa policji zamawia sobie u któregoś ze słynnych malarzy obraz. Czy znalazłby się mistrz o dostatecznym talencie i pomysłowości w ujęciu tematu?
Dawniej zamawiano (kupowano) obrazy, by zdobiły nawy kościołów, sale zebrań czy prywatne domy. Dziś sztukę kupują i… chowają do magazynów poświęcone jej instytucje. Muzeum Sztuki jest w stanie pokazywać jedynie kilka procent swojej kolekcji – reszta jest po prostu przechowywana dla przyszłych (jeszcze szczęśliwszych?) pokoleń. Dawniej fasada pałacu czy eleganckiej kamienicy była małą galerią rzeźby. I co prawda rzeczywiście tylko nielicznych było stać na mieszkanie w takim otoczeniu, ale przecież fasadę widać z ulicy, a nie z wnętrza. Można więc przekornie powiedzieć, że bogaci właściciele zdobili swe budynki dla wszystkich, a najmniej – dla siebie. A potem przyszedł modernizm i ornament stał się przestępstwem. A potem sztuka przestała zdobić nie tylko dwory mecenasów, ale przestała zdobić cokolwiek. Zaczęła prowokować, intrygować, przekraczać, ale nie upiększać. Upiększanie stało się przeżytkiem.
Ponad połowa ludności świata mieszka dziś w miastach. W 2030 ma to już być 60%, a w 2050 prawie 70% ludzkości. W Polsce już mamy te przewidywane 60%, ale o dziwo – tendencja jest odwrotna. Ludzie przeprowadzają się pod miasta, więc możliwe, że zejdziemy poniżej średniej światowej. No chyba, że władze przekwalifikują trochę wsi na miasta, a wójtów na burmistrzów. Od 1 stycznia 2023 roku w miasta zmienią się m.in. Dąbrowice, Jeżów, Ujazd czy Rozprza (by wymienić tylko przykłady z województwa łódzkiego). Czy nowoczesność wprowadzi tam sztukę na ulice? Czy poznanie wizualnego jęzora reklamy uszczęśliwi mieszkańców tych miejscowości? A może obficie pojawi się tam graffiti i ludzie poczują się jak mieszkańcy wielkich metropolii? Może przystanek PKS-u zacznie wreszcie przypominać stację metra. Gdy wszystko już będzie miastem, wszystko będzie też sztuką. Nowoczesność zwycięży.
Postępowcy zawsze powiedzą, że jest lepiej niż kiedyś. I nie zabraknie im argumentów. Konserwatyści w tej kwestii wyrażą sceptycyzm i przypomną mit o czterech wiekach ludzkości. Młodzież będzie wyjeżdżać ze wsi do miast, zmęczeni gwarem ulic pełnych sztuki emeryci będą przenosić się na wieś. Symetryści powiedzą, że kiedyś było po prostu inaczej – ani lepiej, ani gorzej. I że każdy medal ma dwie strony.
PS. To trzechsetny felieton mojego cyklu. Pozdrawiam stałych czytelników.