Czytam książkę. Kryminał retro. Może nie do końca retro, bo tamten czas pamiętam z dzieciństwa, ale jednak trochę retro. A może to jednak oldschool. Tak, stara szkoła – moja podstawówka. Rok 1974, lato, wakacje po pierwszej klasie. I mistrzostwa świata w Niemczech – wtedy właśnie dzieje się akcja książki. A zatem dożyliśmy chwili, gdy nasze dzieciństwo to już historia… czas na refleksję nad pamięcią.
Czytam książkę i sobie przypominam. Konfrontuję to, co pamiętam, z tym, co pamięta autor. A raczej z tym, co za młody by pamiętać autor sobie wyobraża. Z tym, co wyczytał w źródłach. Ale może moja pamięć, moje prywatne źródła pamięci, równie zawodne – może też sobie tylko wyobrażam? Jak to wtedy było? Jak wyglądał świat? Ale przecież pamiętam, jeśli któryś czas pamiętam, to właśnie połowę lat 70., jeśli któreś mistrzostwa – to te w RFN-ie. X Fußball-Weltmeisterschaft, nie żadne tam mundiale. Haiti pamiętam i strzał Gorgonia, opaskę na włosach Tomaszewskiego, prasową karykaturę Gmocha, kałuże na boisku. Skład pamiętam naszej jedenastki i wyniki meczów. Późniejsze mistrzostwa mylą mi się i nakładają, jak kolejne lata w pracy, pamiętam te pierwsze oglądane w telewizji. 1974 – o roku ów!
Być może to kwestia wieku, gdy masz 8, 10 czy 12 lat – chłoniesz świat dużo intensywniej. Mistrzostwa w Argentynie też trochę pamiętam. Te serpentyny i confetti. I Mario Kempesa. Pamiętam też wyścig Pokoju z 1975 roku i hokejowe mistrzostwa w Katowicach w 1976. Tylko co widziałem na żywo, co w telewizji w tamtym czasie, a co w telewizyjnych wspominkach po latach? Wiem, że w 1975 był w Łodzi etap Wyścigu Pokoju. Stało się przy drodze i coś tam przeleciało przed oczami. Okazało się, że to peleton. Za to całą drużynę mam chyba na stałe wrytą w pamięć dzięki grze w kapsle. Na starość nie będę może pamiętał, co było na obiad, ale że Szurkowski miał 6, Szozda 5, Nowicki 4, Mytnik 3, a Brzeźny 2 – to i owszem. Zaraz, zaraz, a kto miał jedynkę? Nie pamiętam.
Zatem coś tam pamiętamy, a potem o tym czytamy w kryminałach retro. I się nie zgadza. I się nie zgadzamy, protestujemy. Na przykład taki problem – jeden z bohaterów nie ma telewizora i musi u sąsiadki oglądać mecz. Sąsiadka ma jedyny telewizor w kamienicy. W 1974? Wtedy już wszyscy mieli telewizory. Prawie wszyscy. Chyba. Tak przynajmniej zapamiętałem. A może tak było u nas na nowym osiedlu, a w starych kamienicach było inaczej? Gdzieś można pewnie znaleźć jakieś dane o liczbie abonentów w 1974. Danych o oglądaniu meczów u sąsiadki raczej nie znajdziemy.
Pozostaje nam pamięć. Indywidualna, subiektywna i zawodna. Ja na przykład pamiętam, że u nas w domu ojciec często zmywał. Ale pytam znajomych i wielu mówi, że kiedyś to mężczyźni w ogóle nie wchodzili do kuchni. A jeśli już, to gdy sięgali piwo z lodówki. No nie wiem – czyżby mój ojciec był jedynym zmywającym facetem w tym (tamtym) kraju? Wtedy musiałyby się nim zainteresować kobiece tygodniki, a może nawet Polska Kronika Filmowa. Powstałby o nim jakiś reportaż, gdzieś byłoby nagrane, jak zmywa. Może więc zmywało więcej, co drugi może zmywał albo co trzeci. Ja pamiętam, jak zmywa, a ja we włączonym telewizorze słucham o wojnie w Wietnamie. No więc jak było? Przeszłość jest zagadką, trudniejszą do rozwiązania niż wszystkie śledztwa z powieści kryminalnych.
- W 1974 roku Eurowizję wygrała ABBA piosenką „Waterloo”. Nuciło się, na słuch imitując angielskie słowa. Wers So how could I ever refuse utrwalił mi się jako Coś tam, coś tam Emlyn Hughes. Emlyn Hughes to był obrońca Liverpoolu i reprezentacji Anglii.
Na zdjęciu – telewizor Lazuryt, taki miałem w domu od roku 1970. Oglądałem w nim mecze Górnika w europejskich pucharach i pamiętne mistrzostwa świata 74. Przynajmniej pierwsze mecze, bo potem pojechałem na kolonie. Foto – Wikimedia Commons.