z okazji Święta Niepodległości, przypominam sobie, jak to z tym wywieszaniem bywało. Kiedyś. W latach 80. na przykład takie wywieszanie flagi na 11 listopada traktowałem jako działalność opozycyjną. Akurat zamieszkałem w domku jednorodzinnym mojego dziadka i wywieszałem flagę zarówno na 3 maja, jak i na 11 listopada. Nie wywieszałem za to na 1 maja ani na 22 lipca, a taki niby był obowiązek. 22 lipca nikt jakoś specjalnie nie celebrował, mimo podejmowanych przez władzę prób skojarzenia tej daty ze słodkim smakiem czekolady. No owszem, jadłem te słodycze lipcowe, ale zawsze z wewnętrznym przekonaniem, że w/na ustach mam „dawniej E. Wedel”. 11 listopada nie tylko wywieszało się flagę, ale też gromadziło się przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Kwiaty, znicze, patriotyczny śpiew – taka manifestacja. Rodzice uważali, że niebezpieczna.
Wywieszając flagę, zastanawiam się, z czym kojarzy mi się słowo POLSKA. No więc gdy je słyszę, to od razu mam przed oczami kształt dobrze znany z map, plakatów, z telewizyjnej prognozy pogody. Kwadrat ze ściętymi rogami – lewym górnym i lewym dolnym, z ząbkiem Helu i jęzorem Bieszczadów wysuniętym na południowy wschód. Powierzchnia Polski? 312 tysięcy kilometrów kwadratowych (prawie), do tego trochę wody. Dobrze, test z geografii zaliczony. Zatem Polska to trochę ziemi, obszar otoczony słupkami granicznymi? W Tatrach stawało się na takim słupku i wychylało raz w jedną, raz w drugą stronę. Polska, Czechosłowacja, Polska, Czechosłowacja. Aż tu nagle po Czechosłowacji została tylko nazwa ulicy.
Wywieszając flagę, wspominam wciąganie flagi na maszt. Na koloniach podczas porannego apelu. I na olimpiadzie, gdy grali polski hymn, bo akurat ktoś z naszych zdobył złoty medal. Zawsze mnie wtedy ściska w gardle. I patrzę ze łzami w oczach na napis POLSKA na koszulce, na dresie Kazimierza Górskiego. Nawet najnudniejszy sport, np. wyścigi formuły 1, staje się ciekawy, gdy jedzie nasz zawodnik. A potem Robert Kubica przestaje jeździć i znowu nie chce mi się tego oglądać. Dlaczego ten Kubica taki ważny? Albo Małysz, Lewandowski, Iga Świątek? Bo się urodzili w tej samej krainie? Raczej dlatego, że przy nazwisku mają te biało-czerwone barwy. Reprezentują nas wszystkich – Polaków. Może Polska to drużyna? Wspólnota? Języka, obyczaju, tradycji, wspólnych wzruszeń.
Wywieszając flagę, przypominam sobie nieśmiertelną frazę Wyspiańskiego A to Polska właśnie. Pod gorsetem panny młodej, w jednej takiej małej klatce. Polskę nosi się w sercu? Polska to uczucia? To jak w takim razie może ona odzyskać (a więc najpierw stracić) niepodległość? A może trzeba to złożyć do kupy… Polska to pewien obszar, przestrzeń, ale naznaczona emocjami wynikającymi z przeżytych tu chwil. Emocjami, sprawami, wartościami, zwycięstwami i klęskami – przeżywanymi wspólnie, w grupie. Nazwanymi i wyrażonymi w kulturze, uświadomionymi i uznanymi za własne. Tak sobie myślę, poprawiając kij zamocowany na dwóch haczykach w murze domu. Trzeba je będzie na nowo osadzić, bo się trochę obluzowały. I w końcu wyprać flagę, by była rzeczywiście biało-czerwona.
Wywieszając flagę, zastanawiam się nad słowem niepodległość. Nie-podległość. Odzyskanie niepodległości to po prostu koniec podległości. Nasz kraj na mapie dostaje własny kolor, zamiast być oznaczony paskami w kolorze terytorium sąsiada, co jest graficznym symbolem zależności. Nasza reprezentacja ma własnego trenera i swój styl gry. Trener może być nawet obcokrajowcem, ale przez nas wybranym. I najlepiej niech śpiewa z nami hymn jak Vital Heynen. Nasze młode panny mają w sercu Polskę. To jest może niepodległość, to byłoby święto.