Powrócił do mnie Franz Kafka, moja wielka literacka miłość z czasów licealnych. Powrócił zbiegiem przypadków, a może znaków. Najpierw w witrynie księgarni zobaczyłem jego „Dzienniki”, potem w galerii obejrzałem wystawę portretów pisarza (ponad 40 artystów interpretowało dzieło Kafki, na ogół przekształcając graficznie któreś z jego zdjęć). Jeden z portretów, przedstawiający Kafkę z głową psa, opatrzony był cytatem: Cała wiedza, suma wszystkich pytań i wszystkich odpowiedzi zawarta jest w psie. A następnego dnia znajoma wrzuciła na swój facebookowy profil streszczenie książki Gerda Schneidera Lalka Kafki. Autor rozwija epizod z biografii pisarza, który ponoć spotkał w parku dziewczynkę szukającą zgubionej lalki. By pocieszyć małą przyjaciółkę, pisał i przynosił jej listy „od lalki”. W końcu podarował dziewczynce nową lalkę z zaszytą w środku wiadomością: Wszystko, co kochasz, prawdopodobnie zostanie utracone, ale ostatecznie miłość powróci w inny sposób – to już zapewne fikcja Schneidera.
Zatem Kafka. Powrócił jak wspomnienie młodości z zaszytą wiadomością. W drugiej i trzeciej klasie liceum spędzałem zimowe ferie w osobliwy sposób. Zamiast jeździć na nartach czy łyżwach, odwiedzałem moją rodzinę w Szczecinie – ciocię i kuzynostwo. Cioteczna siostra i cioteczny brat byli już dorośli, chodzili do pracy, a ja zostawałem na cały dzień w ich mieszkaniach pełnych płyt i książek. Słuchałem klasyki rocka, na chybił trafił brałem z półki jakąś książkę i czytałem. Któregoś dnia padło na Zamek. Coś mnie w tej prozie zafascynowało i przez rok przeczytałem wszystko, co dało się znaleźć w prywatnych, szkolnych i dzielnicowych bibliotekach. Wszystko Kafki i o Kafce. Kafka jako literatura formacyjna pryszczatego nastolatka! To mogło się skończyć sporymi komplikacjami, zwłaszcza że niedługo do autora Przemiany dołączył autor Biesów, czytany na dokładkę w wysokiej gorączce. Może gdybym wtedy w Szczecinie sięgnął po Hemingwaya albo Hrabala moje życie wyglądałoby inaczej.
Ale sięgnąłem po Kafkę. W trzeciej klasie na polskim omawialiśmy twórców europejskiej powieści – koleżanki dostały do przygotowania referaty o kilku pisarzach. Na Kafkę wypadło pięć minut. Oburzony zaproponowałem, że ja to zrobię porządnie i przez godzinę opowiadałem o rodzinie czeskich Żydów z Pragi, o maszynie wypisującej igłami na ciele skazańca sentencję wyroku, o listach do Felicji i Mileny. Wtedy w specjalnym zeszycie wypisywałem sobie co lepsze cytaty, w rodzaju: W walce pomiędzy tobą a światem sekunduj światu. Okraszałem nimi swoje lekko pretensjonalne wypracowania i w końcu postanowiłem zdawać na polonistykę, mimo że byłem dość utalentowanym uczniem klasy matematyczno-fizycznej. Nasza polonistka mawiała: Na szczęście nikt z was nie będzie miał nic wspólnego z literaturą.
W czwartej klasie liceum przeżywałem kryzys wiary. Z tej okazji zapisałem się na religię w parafii, gdzie uczył skłonny do dyskusji z młodzieżą ksiądz i podczas katechez starałem się zadawać wolteriańskie z ducha pytania. Jedną z potyczek z księdzem (tym razem po lekcji) otworzyłem iście królewskim gambitem: – No cóż, proszę księdza, jak powiedział Kafka, wiara jest jak gilotyna, taka ciężka, taka lekka. – A czy on czasem nie był Żydem? To pytanie księdza zinterpretowałem wtedy jako przejaw antysemityzmu, ale dziś myślę, że chodziło mu raczej o pewien typ spekulacji filozoficzno-teologicznej. Pisano o wpływach chasydyzmu na prozę Kafki, a niektóre z jego opowiadań to przypowieści godne najsłynniejszych rabinów.
Jest wiele odczytań prozy autora Procesu. Kluczem może być biografia autora albo psychoanaliza, jego książki można czytać jako metafory sytuacji społeczno-politycznej albo jako małe filozoficzne traktaty. Mnie najbardziej odpowiada interpretacja teologiczna – nowela Przed prawem jako opowieść o próbach odnalezienia drogi do Boga i konieczności spełnienia pewnych warunków, których możemy nie rozumieć. Tak też interpretowałem Proces, gdy przyszło mi uczyć w liceum. Zupełnie mnie nie kręci odczytanie tej książki jako opowieści o konflikcie jednostki z opresyjnym systemem (państwem? komuną?), a tego chyba chcieli autorzy programu nauczania.
A potem Kafka powracał do mnie wiele razy. Na przykład gdy oprowadzałem po Łodzi pisarkę Annę Bolecką, autorkę Kochanego Franza, i pokazywałem jej kamienicę na Franciszkańskiej, w której w czasie wojny mieszkały przywiezione do łódzkiego getta siostry Kafki. Albo gdy okazało się, że związana z pisarzem Dora Diamant pochodziła z Pabianic. Albo gdy w Pradze okazał się jedną z turystycznych atrakcji (mieszkał przez kilka lat w domku przy Złotej Uliczce). Cafe Kafka – jakie to przewidywalne. Kafka dzisiaj? Zastanawiam się, ile listów dziennie mógłby pisać do Mileny, gdyby dysponował pocztą elektroniczną (choć z drugiej strony – w tamtych czasach pocztę w europejskich miastach dostarczano nawet 12 razy dziennie). Widzę też go, jak prosi Maxa Broda, by po śmierci rękopisy jego niedokończonych powieści wyrzucić – koniecznie do niebieskiego pojemnika na papier. Przyjaciel oczywiście nie słucha i wrzuca je do… Internetu.