Wielki post, Wielki Piątek, ale wymagane wyrzeczenia jakby mniejsze. No bo niby to jeden z dwóch dni w roku z postem ścisłym, ale na czym ten ścisły post ma polegać? Na zjedzeniu trzech posiłków w ciągu dnia (dwóch skromnych i jednego do syta) oraz na powstrzymaniu się od jedzenia mięsa i pokarmów mięsnych. Prawdę mówiąc, trzy posiłki w tym jeden do syta to nie jest dla mnie jakiś wyjątek. Rano coś szybko skubnę, w pracy kanapka i późny obiad przechodzący w kolację (do tego podjadanie jakichś drobiazgów). Mięso? Coraz rzadziej, ale raczej dlatego, że wolę coś innego. Na przykład ryby. Albo owoce morza, albo sushi. I to miałby być post? Nawet po zastąpieniu owoców morza śledziami nie pachnie to specjalnym wyrzeczeniem. A przecież chciałoby się jakiejś wyjątkowości wielkopiątkowej. Oczywiście można sobie samemu narzucić dowolne ograniczenia i taki właśnie mam zamiar – może chleb i woda mi wystarczą. No dobra, pewno skubnę kawałek sera albo kawałek śledzika…
Kościół systematycznie łagodzi postulowane praktyki postne. Post eucharystyczny na przykład, czyli czas bez jedzenia przed przyjęciem komunii. Kiedyś obowiązywał od północy danego dnia do momentu przystąpienia do sakramentu, potem były trzy godziny, a teraz godzina. Jeszcze sto lat temu post ścisły obowiązywał w kilkanaście dni w roku, obecnie zostały dwa – Wielki Piątek i Środa Popielcowa. Nawet niejedzenie mięsa w wigilię Bożego Narodzenia nie jest wymagane, a jedynie zalecane. Co ciekawe, jednocześnie coraz więcej osób przechodzi na różnego rodzaju diety, niekiedy niezwykle restrykcyjne. Wielu w ogóle nie je mięsa, niektórzy także nabiału, jajek, miodu, galaretek. Robią to dla zdrowia albo ekologii. Niektórzy ze względów etycznych sprzeciwiają się zabijaniu czy wykorzystywaniu zwierząt. Czy można powiedzieć, że poszczą cały rok? Czy w Wielki Piątek dodatkowo się od czegoś powstrzymują (na przykład nie jedzą soi)?
Być może ważna jest intencja. Robię coś lub czegoś nie robię po coś. Z jakimś uzasadnieniem, w jakiejś intencji. W przypadku postu z uzasadnieniem religijnym odmawiam sobie czegoś, co sprawia mi przyjemność. Słusznie, ale i tu czyhają paradoksy. Silne związanie postu z rezygnacją z mięsa zakłada, że mięso to jakiś niebywały rarytas, że wszyscy mięso lubią i że powstrzymywanie się od niego to jakaś wielka strata. Tymczasem wiele osób mięsa nie trawi (dosłownie) albo zwyczajnie nie lubi. Dla mnie zjedzenie dużej porcji tłustego smażonego karczku byłoby raczej wyrzeczeniem. Natomiast po całym dniu o chlebie i wodzie czuję się lekko i myślę jakby jaśniej (dzięki temu dwa razy do roku piszę wyjątkowo udane teksty). Czy wobec tego mam się umartwiać, obżerając się golonką? Zobowiązywać się do nieczytania książek w Wielkim Poście?
Wszelkie praktyki ascetyczne można rozpatrywać w kategoriach pokuty (narzucanej sobie niewygody) lub jako środki duchowego rozwoju. Weźmy choćby pielgrzymki. Można je traktować jako dobrowolnie przyjmowaną niewygodę, zobowiązanie wymagające trudu i bólu. Ale przecież można na nie spojrzeć jak na przyjemną wędrówkę. Tysiące ludzi przemierza pielgrzymkowe szlaki do Santiago de Compostela dla przyjemności, często zupełnie poza kontekstem wiary. Piękne widoki, przyjemne zmęczenie wędrowca, także możliwość poznania ludzi. Rozróżnienia między ascezą a turystyką zacierają się jak granice w strefie Schengen. Taka wędrówka może też być drogą osobistego (duchowego) rozwoju. Wyciszenie, kontemplacja przyrody, wejście w głąb siebie pomagają wzrastać duchowo. Podobnie post?
Dotykamy tu (ta zleksykalizowana metafora nie pojawia się przypadkowo) kwestii związku ducha i ciała. Dla mnie te związki są silne, a wpływ obu sfer na siebie oczywisty. Tymczasem pojawiają się tendencje do ich separowania. Ludzie widzą sprawy ciała i ducha osobno – siłownia, masaż, witaminy to dbanie o ciało. A potem wieczorem można zadbać o ducha, na przykład poczytać albo pójść (żeby tam pójść – pojechać) do teatru. Bioenergoterapeutów leczących dotykiem niektórzy uważają za oszustów, a przypadki uzdrowień tłumaczą siłą autosugestii (efekt placebo). Jeśli nawet jest to tylko autosugestia, to co w tym złego, skoro ból mija? Zresztą w naukowych testach klinicznych niekiedy środki przeciwbólowe i tabletki placebo osiągają podobne wyniki. Osobną sprawą są stawiane uzdrowicielom zarzuty propagowania okultyzmu. Podobne wątpliwości u niektórych budzi joga czy akupunktura. Na szczęście post jest wolny od takich podejrzeń. Zatem nie jedzmy na zdrowie!