Gdy byłem mały, nie było czegoś takiego. Dzień Matki – owszem, laurki były, kolejki w kwiaciarniach i chyba nawet jakiś apel w szkole. Ale o Dniu Ojca nikt wtedy nie słyszał. Potem w ramach równouprawnienia przyznano ojcom osobne święto, a także urlop tacierzyński i ojcowski (to nie to samo). Dopuszczono ich też do udziału w porodach. Ojciec ma być drugą matką? Czy raczej kimś innym, inne potrzeby zaspokajającym? Matką, przełożonym? Matką przełożonym w klasztorze naszej rodziny?
Zanim odpowiemy, co ojciec ma robić, powiedzmy, jak postępować nie powinien. Ojciec Kazimierza Malewicza. Jak podaje Marcin Wicha w książce Kierunek zwiedzania, był przeciwny malarskiej karierze syna. Wymyślił, że syn pójdzie w jego ślady, wymyślił dla niego inną karierę (podobna historia powtarza się w biografiach znanych artystów). Ale syn chce zdawać do akademii, prosi, proszą też koledzy ojca – chłopak ma talent do rysowania. W końcu ojciec się zgadza, piszą razem podanie, potem czekają, odpowiedź nie nadchodzi. No widzisz, mówiłem, że się nie dostaniesz – mówi ojciec, a po jakimś czasie przyznaje, że w ogóle nie wysłał listu. I tak byś się nie dostał, wiedziałem, że to nie dla ciebie. Nie pochwalamy takiej postawy, choć pewnie chciał dobrze, pewnie mu się wydawało, że tak będzie lepiej. Z drugiej strony – Malewicz i tak został malarzem, sławniejszym niż wszyscy, których wtedy do akademii przyjęto.
Dobrze chciał też zapewne ojciec mojej koleżanki. Po rozwodzie z matką ograniczał ojcowanie do regularnego płacenia alimentów, ale przed osiemnastymi urodzinami córki przypomniał sobie i chciał się zachować. Przesłał prezenty – złoty pierścionek i butelkę koniaku. Dobrego, drogiego, choć – jako że był lekarzem i koniaków dostawał w bród – nie był to dla niego wielki wydatek. Radość – francuski koniak od taty, a potem rozczarowanie – trunek dziewczynie zupełnie nie smakuje, ojciec nie podtrzymuje kontaktu. A przecież chciał, starał się, ale nie potrafił. Emocjonalny nieudacznik, słoń w składzie ze szklaną menażerią. Nie wiedział, o czym ma z nią gadać. Przecież nie będzie jej opowiadał o pracy ani o nowej rodzinie. Zapytać o stopnie? W szkole życia nie ma wywiadówek ani dzienniczków. Trzeba improwizować jak przed obcymi, jak na egzaminie.
Był jeszcze młody, przed trzydziestką. Pracował i studiował wieczorowo. Gdy miał się mną zajmować, zwyczajnie zasypiał. Wymyślił więc zabawę w rannego dowódcę – byliśmy załogą czołgu, dwóch pancernych bez psa. On był ranny, ja go eskortowałem, momentami tracił przytomność. Wiele lat później powtórzyłem ten numer z córką – ja byłem pacjentem, ona robiła mi zastrzyki i przepisywała pigułki. Musiałem dużo leżeć, bo bylem osłabiony. Był jeszcze młody, przed trzydziestką. Grał ze mną w piłkę w małym lasku kawałek za osiedlem. Albo chodziliśmy na dzikie boiska i graliśmy ze zbierającymi się tam chłopakami. Pamiętam, że akurat Maryla Rodowicz śpiewała w Sopocie Małgośkę. Ojciec chyba sobie gwizdał albo podśpiewywał refren i mimowolnie to przejąłem. Wracaliśmy do domu po meczu, ja śpiewałem pod nosem o Saskiej Kępie i fragment Oj głupia ty, głupi ty. Fajnie, że ze mną grał, że poświęcał mi czas. Zimą z innym ojcem wylali nam za blokiem lodowisko. Jeździłem tam wieczorami w za dużych hokejówkach, nucąc To był maj… Czego mnie nauczył? Wytrwałości, takiej „chłopskiej” zaciętości – gdy dla oszczędności sam wykopał kilkudziesięciometrowy rów pod zakładany u nas gazociąg. A jednocześnie (co za połączenie) pańskiego gestu, gdy odpuszczał w rodzinnych dyskusjach o podziale majątku. Rezygnował z jakichś tam swoich części, ale nie rezygnował z siebie.
Widzę u siebie wiele jego cech, odziedziczonych lub wyuczonych gestów, sposobu poruszania się. Zapewne niedługo zacznę gorzej słyszeć. Repetycja. Powtórzenie jest matką wiedzy? Ojciec jest matką powtarzania. Repetycja jest matką bezpieczeństwa, wiedza jest ojcem wolności, pamiętaj. Dzień Ojca. Zadzwonię z życzeniami. I się za niego pomodlę. Ojciec na ziemi i ojciec w niebie.
Na zdjęciu autor felietonu z ojcem, synem i wnukiem. Foto: Michał Długołęcki.