Ciężkie, słodkie nuty drzewne i zwierzęce, silne aromaty przypraw. Perfumy, które odsłaniają relację człowieka z naturą i żywiołami. Do tego muzyka – zakorzeniona, tradycyjna. Orientalna? A może swojska, może transowy folk, jakaś kapela ze wsi… U-wodzenie, wy-korzenienie. Rozmnażanie (roślin ogrodowych) nie jest sprawą prostą – niezbędne może się okazać użycie ukorzeniacza. Składa się on z kwasów, witamin, mikroelementów i środków grzybobójczych. To ważne, bo korzenie odpowiadają za zdrowie i stabilność roślin, pobierają wodę i składniki odżywcze.Tak uczy poradnik działkowca.
Tylko wyrwij razem z korzeniem, bo odrośnie – poucza mnie żona, gdy usuwam w ogrodzie chwasty. A potem wracam do przerwanej lektury, w której Salman Rushdie stwierdza: Korzenie – myślę sobie czasem – są konserwatywnym mitem, zaprojektowanym, aby utrzymać nas na swoich miejscach. Książka to zbiór szkiców Jerzego Jarniewicza o wierszach Philipa Larkina, Rushdie jest tylko cytowany przy okazji omawiania jednego z utworów poety. W kwestii korzeni podobno myśleli podobnie – tak sądził autor tekstu. Nie tego – tamtego, a nawet tamtej (książki). Polemizować z mądrzejszymi – ryzykowne, ale z drugiej strony – polemizować z głupszymi żadna radocha. Można jeszcze polemizować z sobą samym, toczyć wewnętrzne dialogi i zawsze mieć w nich ostatnie słowo.
Ostatnie słowo w cytacie – miejsca (utrzymać nas na swoich miejscach). A chwilę wcześniej: …aby wyjaśnić, dlaczego przywiązujemy się do miejsca urodzenia, udajemy, że jesteśmy drzewami, i mówimy o korzeniach. Spójrzcie pod swoje stopy. Nie dostrzeżecie poskręcanych wypustek przebijających podeszwy. I dalej już o tym konserwatywnym micie, zaprojektowanym, by powstrzymać nas od podróżowania (lotu, korzystania z wolności). Zaprojektowanym? Naprawdę? Czyżby Rushdie wierzył w spisek konserwatystów, którzy na jakimś tajnym spotkaniu postanawiają lansować metaforę zakorzenienia, by powstrzymać ludzi przed zmianą miejsca zamieszkania, zwyczajów, kultury? Wciągają w spisek etnografów, folkowych muzyków, historyków, autorów ogrodniczych porad, a nawet moją żonę, która – jak wszyscy pozostali – miałaby przeceniać wartość (za)korze(nie)nia. Tu wypadałoby się uśmiechnąć. W ten sprytny sposób mieliby pośrednio utrwalać przekonanie, że nie warto za wiele zmieniać, że trzeba jak ojciec i dziad w tym samym miejscu kultywować tradycję. Słowa nie są neutralne – metafora korzeni osadza nas w przeszłości, opresyjnie wmusza w nas kult tradycji.
Zdumiałem się tym wielce, aż sobie trochę chwastów z korzeniami wyrwałem w ogrodzie i jeden zepsuty ząb mądrości u dentysty. Może mają rację? Może bronię się przed tą myślą, bo zburzy mi właśnie ufundowany na wierze w zakorzenienie światopogląd? Bezpieczny, bo odwołujący się do autorytetu przeszłości. No dobrze – pomyślałem, ale co w zamian? Rushdie pisze, że opuszczając rodzinny Bombaj, jego rodzina zdobyła się na czyn, o którym marzą ludzie zazdroszczący ptakom swobodnego wzbijania się w powietrze. A zatem tradycja jako balast, zmiana jako wyzwalający lot. Ale czyż nie wracamy tu do popularnego powiedzenia, że ludzi dzielą się na pniaki, krzaki i ptaki? Zostawmy w spokoju krzaki, pozostanie opozycja: trzymający się swojego miejsca (pniaki) i przenoszący się, szukający (ptaki). Ale czyż ptaki nie przywiązują się do miejsc? Czyż bociany nie wracają co roku do swoich gniazd? Czyż metafora zakorzenienia tak bardzo się różni od metafory zagnieżdżenia czy zakotwiczenia? A przecież statki pływają, a kotwicę rzuca się na morzu.
W metaforze zakorzenienia nie chodzi o stabilność (stagnację), nieruchomość, bezwład. Co innego jest tu podstawą analogii (metafora opiera się na podobieństwie) – czerpanie soków, wody, substancji odżywczych z gleby. Zakorzenienie daje poczucie przynależności, a przynależność pozwala czerpać siły z dorobku (kultury) swojej grupy. Zakorzenienie daje oparcie (czy raczej podparcie). I nie ma to wiele wspólnego z miejscem aktualnego zamieszkania (trochę jednak ma). Łodzianinem można czuć się, mieszkając w Warszawie, Chicago albo Jerozolimie. Można chcieć pamiętać (według innych – nie można zapomnieć). Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie/ Święty i czysty jak pierwsze kochanie. Tak mi się ten Mickiewicz napatoczył nie wiadomo skąd – to chyba właśnie zakorzenienie (jak tu zmienić go na Larkina i po co?). A że to cytat z „Epilogu”, to niech epilog stanowi.
Cytat z książki Salmana Rushdiego „Wstyd” w przekładzie Mariusza Fereka, za: Jerzy Jarniewicz „Larkin. Odsłuchiwanie wierszy”.