Książa otworzyła się na stronie 83. Na górze zdjęcie zrobione ponad sto lat temu w Berlinie. Przy stoliku nakrytym wzorzystą serwetą siedzi dwóch młodzieńców i zajęta wyszywaniem dziewczyna. Młodzieniec z lewej (właściwie to już młody mężczyzna z wąsem) myśli nad ruchem, młodzieniec z prawej patrzy w obiektyw, pomiędzy nimi szachownica. Obaj w marynarkach, białych koszulach, pod krawatem, może nawet trochę podobni. Mają to samo nazwisko, obaj w przyszłości będą sławni. Akiwa (Akiba) Rubinstein i Artur Rubinstein – pierwszy został sławnym szachistą (w przededniu I wojny światowej był najlepszy na świecie), drugi został sławnym pianistą. Artur urodził się w Łodzi, Akiba w Łodzi mieszkał i na turniejach grał jako reprezentant łódzkiego klubu (Łódzkiego Towarzystwa Zwolenników Gry Szachowej). Być może byli spokrewnieni, na pewno się znali.
Ładja (łódź) to w rosyjskiej nomenklaturze [szachowej] wieża – pisze Kasper Bajon w „Gambicie orangutana”, książce o polskich szachistach. A także: Również w nomenklaturze rosyjskiej nazwa gońca to „słoń” (…) Skądinąd wiemy, że Rubinstein przez całe życie używał rosyjskich terminów szachowych. To słonie przemierzały jego szachownice. Za to pisać umiał tylko po hebrajsku, ten najlepszy polski szachista, mistrz Rosji. Z kolei inna nazwa gońca – laufer – to po niemiecku biegacz. Biegacz i słoń – to brzmi jak jakiś paradoks Zenona z Elei negującego ruch.
W szachy grywam amatorsko od piątego roku życia. Nie mam żadnej kategorii, nie studiowałem podręczników, przez rok chodziłem jedynie na zajęcia szkolnego koła szachowego. Do moich największych sukcesów w tej dziedzinie zaliczam pokonanie księdza, który przyszedł do nas po kolędzie. Nie pamiętam, kto grał czarnymi. Po trzech godzinach, dwóch wypitych herbatach i jednej kawie ksiądz dostał mata. Taki przynajmniej wynik zapamiętałem, ale miałem wtedy osiem czy dziewięć lat, więc mogło mi się pomylić. Ciemna noc dawno już zapadła (w styczniu zresztą to żadna sensacja) i w zasadzie powinienem już spać, ale ojciec (mój) pozwolił mi dograć partię, którą śledził niczym trener towarzyszący swojemu zawodnikowi. Ojciec (duchowy) też się wciągnął w rozgrywkę mimo zmęczenia – nasze mieszkanie było ostatnie w całym bloku.
W liceum zabierałem szachownicę na wszystkie wyjazdy. Grywałem w tatrzańskich schroniskach i w pociągach do Zakopanego, grywałem z trenerem na obozach lekkoatletycznych, rozegrałem nawet jakąś partię korespondencyjną z kolegą z innego miasta. Wysyłaliśmy do siebie pocztówki z kolejnymi posunięciami co kilka dni – partia ciągnęła się miesiącami i nie jestem pewny, czy zdołaliśmy ją dograć. A potem z szachów przerzuciłem się na brydża. Gra równie ciekawa, może bardziej towarzyska, ale chyba mniej prestiżowa. Bo przecież znamy mistrzów szachowych, a kto pamięta nazwiska brydżystów? Napisałem to zdanie i pyk! szufladka w pamięci się otworzyła – Krzysztof Martens. Pamiętam, czytałem rubrykę brydżową w jakimś czasopiśmie (chyba był to „Sportowiec”) i to nazwisko się tam przewijało. No i Korwin-Mikke.
No właśnie – prasa. Trudno w to uwierzyć, ale szachowe rubryki drukowano kiedyś w codziennych gazetach. Zadania szachowe były popularne niczym krzyżówki (no może trochę mniej), a mecze arcymistrzów relacjonowano w wiadomościach sportowych. Pamiętam mecz Fischer- Spasski w 1972 roku, tym wydarzeniem żył cały świat, widząc w nim pojedynek USA-ZSRR. W telewizyjnych relacjach omawiano ruchy arcymistrzów, a na sali były tłumy widzów. Niebagatelna nagroda 300 000 dolarów (ówczesnych) pochodziła m.in. z praw do transmisji telewizyjnych. Czy dziś ktoś pokazuje w telewizji szachy? To brzmi jak żart jakiegoś marnego kabaretu. Zatem odwrót od szachów? Niekoniecznie. Dziś wiele osób gra z programami komputerowymi (widziałem takiego gościa w pociągu, nawet zaglądałem mu przez ramię, by podejrzeć ruchy), niektórzy na portalach szachowych znajdują przeciwników z całego świata. Szachy przenoszą się do sieci. Czy wkrótce będziemy się pasjonować meczami sztucznych inteligencji? Na razie algorytm zablokował kanał szachowy za wpis biały bije czarnego. Chyba trzeba będzie zmienić nomenklaturę.