Przyzwyczajony do wykładów w rodzaju Twórczość Mickiewicza na tle romantyzmu europejskiego albo Motyw podróży w poezji polskiej po 1956 roku z niejakim zdumieniem odkryłem, że obecnie na kierunkach humanistycznych wykłada się zupełnie inne treści. Inne są kierunki studiów, inne przedmioty i inne podmioty nauczające. Na przykład studenci twórczego pisania mogli w naszym mieście uczestniczyć w kursie o zaskakującym tytule Status zwierząt pozaludzkich w kulturze, prawie i filozofii. Zaintrygowały mnie te „zwierzęta pozaludzkie”, czyli chyba po prostu zwierzęta, odróżniane jednak od „zwierząt ludzkich”, czyli po prostu ludzi. Od jakiegoś czasu humaniści stali się specjalistami od nazywania rzeczy po nowemu. Mata Hari stała się „szpieżką” (przezwana tak, żeby zaakcentować płeć kobiety-szpiega), a w polskich teatrach pojawiły się „osoby aktorskie” (przezwane tak, by nie można się było domyślić płci artysty). No a teraz te „zwierzęta ludzkie” – że niby należymy do świata (królestwa) zwierząt i wcale nie jesteśmy lepsi od fauny niszczonych przez nas pól i lasów. I żadnego gadania o panach stworzenia, żadnego czynienia sobie ziemi poddaną.
Co ciekawe, im bardziej w naukach humanistycznych neguje się kategorię podmiotu (wiersz pisze się, a nie jest pisany), tym silniej akcentuje się w nich podmiotowość zwierząt. To się nazywa „zwrot zwierzęcy” (animal turn) i powoli staje się kolejnym nurtem, z którym płynie intelektualne życie współczesności – obok na przykład feminizmu czy krytyki postkolonialnej. Turn jest zresztą nie tylko animal. Walka o prawa dla przyrody obejmuje nawet rzeki – w Nowej Zelandii jednej z nich (Whanganui) przyznano w 2017 roku osobowość prawną, by chronić jej interesy. Za nowozelandzkim przewodem poszło już kilka państw, które złączyły z narodami ich rzeki. My jeszcze tak nie podeszliśmy do Wisły czy Warty (o zatrutej Odrze nie wspominając). Oczywiście przed sądami reprezentować będą rzeki uprawnieni pełnomocnicy. Ale czy rzeki będą z nich zadowolone? I czy będą też ewentualnie odpowiadać za szkody, które wyrządziły?
Tego rodzaju pomysły, które łatwo wykpić, są próbą poprawienia sytuacji cierpiących przez człowieka zwierząt (to, co dzieje się w rzeźniach, jest czasem nazywane holokaustem zwierząt), a szerzej rzecz ujmując – ratowania zagrożonej planety. A przynajmniej próbą zmiany sposobu myślenia o przyrodzie. Czarnym charakterem stał się tu Kartezjusz z jego koncepcją zwierząt jako biologicznych maszyn, które nie mają duszy, rozumu ani nawet zdolności świadomego odczuwania. Krzyk ranionego zwierzęcia nie jest wyrazem bólu, ale czysto mechaniczną reakcją. W ten sposób usprawiedliwiał zarówno jedzenie zwierząt, jak i naukowe eksperymenty. Myślał, więc był, ale tu akurat nie myślał zbyt mądrze. Czy jego teorie wynikały z (ówczesnej) doktryny chrześcijańskiej? Zapewne tak rozumiał naukę o duszy. Inne teologiczne interpretacje spotykamy dzisiaj w nauczaniu papieży – Jan Paweł II, a jeszcze mocniej Franciszek akcentują możliwość zbawienia zwierząt. Raj jest otwarty dla wszystkich boskich stworzeń – powiedział wierny tradycji swojego imiennika papież Franciszek. Może i tak – chciałbym, bo raj bez psów czy ptaków byłby smutny raczej. Ale już nad komarami bym się zastanowił, choć może zrozumieją kiedyś swoje błędy i przestaną kąsać. A może będziemy je kiedyś dokarmiać syntetyczną krwią?
Jesteśmy zatem kimś wyjątkowym w świecie przyrody czy nie jesteśmy? Czy nasz język, religia, zwyczaj grzebania umarłych, sztuka i filozofia czynią nas kimś więcej niż zwierzętami? Bo przecież nie miłość – tu psy są przynajmniej równie zdolne. A może to, że się przejmujemy (przynajmniej niektórzy, przynajmniej czasami) losem innych gatunków jest ewenementem? Bo na przykład sprowadzone przez człowieka do Australii króliki rozmnożyły się tak, że stały się plagą dla tamtejszej przyrody – zjadały pożywienie innym zwierzętom, niszczyły roślinność. Króliki są w stanie kompletnie opanować i zniszczyć jakiś obszar, na przykład małą wyspę. I zupełnie nie myślą o skutkach ekspansji swojego gatunku, nie mają pojęcia o ekologii, nie nadają rzekom ani lasom osobowości prawnej, nie mają nawet humanistycznych wydziałów na uniwersytetach. Podobnie działają ropuchy olbrzymie czy znana z Biblii szarańcza. Oczywiście można powiedzieć, że inwazje królików czy ropuch spowodowali ludzie, przenosząc te gatunki na tereny, gdzie nie miały naturalnych wrogów, a w przyrodzie zawsze tworzy się jakaś równowaga. A jednak z naszymi fabrykami, ściekami, betonem i plastikiem natura nie może sobie poradzić. Musimy ją ratować czy tylko nie przeszkadzać jej w samoleczeniu?
Słowo zezwierzęcenie przynosi negatywne skojarzenia, podobnie jak słowo nieludzki. A co ze słowem poddany? Co z czynieniem sobie ziemi poddaną? Może da się to jakoś zreinterpretować, pogodzić z ekologią. Poddany to osoba żyjąca na terenie podległym królowi. Nie było dobrych królów? Nie było dobrych władców? Nie było dobrych właścicieli majątków? Może niewielu, ale jednak byli. Podobnie dzisiaj – nie każdy przedsiębiorca wykorzystuje swoich pracowników. Słyszałem nawet o takim, który rozdał im część udziałów w swojej firmie, by lepiej pracowali dla ich wspólnego dobra. Może to jest jakieś wyjście – dajmy rzekom, zwierzętom i drzewom osobowość prawną, a potem rozdajmy im akcje naszych przedsiębiorstw. Powołam interdyscyplinarny zespół i przygotujemy wykłady na ten temat.