Mali chłopcy lubią pociągi, może nawet bardziej niż samochody. Tylko koparki budzą większe zainteresowanie, ale nie ma się co dziwić – patrzysz na taką w jakimś wielkim wykopie i kopara opada. Tak więc podium u małych odkrywców świata maszyn wygląda następująco: 1- kopara, 2 – pociąg, 3 – auto. Być może to atawizm, może pojazdy przypominają poruszające się w lesie zwierzęta, które należy wytropić, być może kopary to nowoczesne mamuty, a pociągi to stada ciągnące do wodopoju. W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy.
Starsi chłopcy lubią pociągi mniej ciężkie i mniej ogromne. Pot spływa z czoła takiego chłopca, gdy pieczołowicie składa tory na makiecie swojej kolejki. Przyznam, że nigdy się jakoś nie wciągnąłem w to hobby. Pociąg jeżdżący w kółko wydawał mi się podobny do tygrysa w klatce dziewiątego wagonu, a drzewka z plastiku czy modeliny kojarzyły mi się z zajęciami praktyczno-technicznymi w piątej klasie. Podobnie nigdy nie wciągnąłem się w latawce ani w wędkarstwo. Nie jestem chyba zbyt cierpliwy, a na pewno plączące się żyłki mnie nie uspokajają, wręcz przeciwnie – wkurzają mnie niepomiernie. Tak więc moje antypodium rozrywek wygląda następująco: 1 – wędkowanie, 2 – puszczanie latawców, 3 – puszczanie małych pociągów.
Są jeszcze pociągi średnie, zwane wąskotorowymi. Trochę przypominają mi zabawkowe kolejki, ale można do nich wsiąść. Ja na przykład jeździłem taką na trasie z Krośniewic przez Łęczycę do Ozorkowa. Była jak kolejki z harcerskiej składnicy także przez wagoniki MBxd2, przypominające modele enerdowskiej (kiedyś) firmy PIKO. No i są tramwaje – dawniej patrzące na pociągi z zazdrością (w świecie tramwajów pociągi są aniołami), dziś coraz bardziej podobne, tak samo aerodynamiczne i bezprzedziałowe.
Pociągi często pojawiają się w twórczości dla dzieci – przypomnijmy wiersz o lokomotywie, piosenkę o konduktorze, kreskówki o sympatycznym parowozie. Popularne programy telewizyjne nazywały się „Ciuchcia” i „Stacyjkowo”. Znacie podobne przykłady dotyczące lodówek czy pralek? Ale z drugiej strony przy torach można zobaczyć tabliczki z napisem „Strzeż się pociągu”. Jak wilka z bajek. Bo przecież pociąg bywa sympatyczny, ale bywa też niebezpieczny.
Jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę hasło dzieci lubią pociągi, pierwszych 13 podpowiadanych stron dotyczyć będzie autyzmu i zespołu Aspergera. Zafiksowanie na temacie kolei (ogólnie przesadna fascynacja jakąś wąską dziedziną) może być (choć nie musi) objawem autyzmu. W artykułach na ten temat pojawiają się różne przykłady, ale pociągi często się powtarzają. Także liczby i mapy (nie ukrywam, że wszystko to zawsze mnie fascynowało). Te rzeczy mają ze sobą coś wspólnego – stałość, porządek, ścisłość, powtarzalność, które pozwalają oswoić świat, dają poczucie bezpieczeństwa. Choć na peronie stosunkowo często wyświetla się napis: Opóźnienie może ulec zmianie.
Zygmunt Freud nie był chyba typowym przypadkiem, podobno od dzieciństwa odczuwał lęk przed koleją, a w dorosłym życiu prześladowało go wyobrażenie uciekającego pociągu. Pociąg i stację pojawiające się w snach interpretował po swojemu. Po niemiecku pociąg to der Zug. Pociąg, przeciąg – jeden pies (wilk). Strzeż się pociągu, strzeż się przeciągów. A po polsku pociąg jest homonimem monogenetycznym – językoznawcy klasyfikują go jako dwa słowa o identycznym brzmieniu (a nie jedno słowo o dwóch znaczeniach), ale o wspólnym pochodzeniu – od czasownika pociągać. Pociągać w znaczeniu przesuwać i pociągać w znaczeniu nęcić. Pociągi nęcą… obietnicą podróży.