Na Bliskim Wschodzie nowa wojna (na jeszcze bliższym wojna trwa już półtora roku). Napięcie rośnie też na Dalekim Wschodzie. Do tego kryzys migracyjny, kryzys klimatyczny, jakieś epidemiczne zagrożenia. Człowiek łapie się na tym, że w pogodny październikowy wieczór myśli: No pięknie, ale… Jakby nie wypadało się cieszyć dobrą pogodą, spotkaniem z przyjaciółmi, spacerem, rozmową. Jak w takim klimacie pisać felietony – utwory z natury lekkie, przyjemne, dowcipne? Może czas na poważne, głębokie analizy, na mądre traktaty, na wielkie porywy ducha. A jeśli nas na to nie stać, to może lepiej zamilknąć? Może za dużo gadamy, za dużo wrzucamy i udostępniamy, a za mało myślimy… Może to wszystko dzieje się za szybko, może świat stał się zbyt nerwowy, impulsywny, wybuchowy właśnie. Zupełnie jak ludzie ze „zbyt krótkim lontem”.
Pamiętam z młodości sytuacje, w których ten krótki lont odpalał. Na przykład gramy w siatkówkę – nie przez siatkę, ale w kółku, odbijając do siebie. Kto źle odbije, wchodzi do środka i można w niego ścinać, a on stara się złapać piłkę. Ale w grze nie ma sędziego i często nie wiadomo, kto popełnił błąd. Czy ten, kto krzywo zagrał, czy ten, kto nie odebrał? No więc odbijam trochę w bok i słyszę, że to ja zepsułem, a nie kolega, któremu nie chciało się gonić piłki. Dobra, wchodzę do środka. Następnym razem, gdy piłka leci obok, po prostu ją puszczam. Sytuacja wydaje się analogiczna, ale ktoś krzyczy, że znowu był to mój błąd, w dodatku się śmieje, chyba szyderczo. A we mnie podchodzi do góry fala gorąca, zaciskam pięści i ręce, wykrzykuję przekleństwo, kopię piłkę z całej siły i idę do domu. Niedojrzałość emocjonalna? Raczej tak. Dziś zachowałbym się inaczej, choć… nie jestem do końca pewien. Gdy jadę rowerem podczas deszczu i ktoś w wielkim SUV-ie ochlapie mnie, nie zwalniając przed kałużą…
W jakiejś części pozostałem chłopcem nieumiejącym pogodzić się z porażką, którego zjada poczucie prawdziwej lub wyimaginowanej krzywdy. Na szczęście nie pełnię żadnej ważnej funkcji, więc fala złych emocji niszczy od czasu do czasu mnie samego (no i tych, co w pobliżu). Ale wyobraźmy sobie dyrektora, ministra albo generała z „krótkim lontem”. Kierownika, który wydziera się na podwładnych, gdy cokolwiek nie idzie, jak należy. Polityka, który zdobywa władzę, by się na kimś odegrać, który chce „im wszystkim pokazać”. Albo sąsiada, z którym po prostu nie da się wytrzymać (a trzeba). Trzeba zatem dojrzeć, trzeba się kontrolować, trzeba się nauczyć adekwatnych reakcji. Adekwatnych? Zaczynam przemawiać jak jakiś couch od stosunków interpersonalnych. Zaraz będzie o budowaniu relacji, empatii i czymś tam jeszcze. Zawsze mnie to wkurzało… to takie niemęskie jak golenie się pod pachami (tak myślałem – kiedyś).
Co zatem robić, gdy ktoś lub coś nas strasznie wkurza, czasami właściwie bez powodu (a czasami pod byle pretekstem)? Mam trzypunktową odpowiedź, taki amatorski poradnik dla choleryków. Po pierwsze poczekajmy, wstrzymajmy się z reakcją, nie działajmy pod wpływem impulsu. Można policzyć do dziesięciu, można głęboko oddychać, można zrobić kilka pompek albo po prostu kawałek się przejść. Na wkurzeniu jesteśmy w stanie dokonać rzeczy – wydawałoby się – niemożliwych, ale to będzie raczej coś w rodzaju otwarcia nogą zamkniętych drzwi, a nie złamaniu szyfru „Enigmy”. No i nie mówmy wtedy za dużo… Po drugie przeanalizujmy, czemu coś nas tak wkurza, czemu się złościmy, czemu tak mocna reakcja. Może ta mała siatkarska niesprawiedliwość urosła do rozmiarów skandalu, bo na boisku były też fajne dziewczyny? Obrażenie się i pójście do domu wcale do nich nie przybliżało (to nie był w żadnym razie dom którejś z nich). Może dziś tak się złoszczę na drodze, bo z pozycji ochlapanego rowerzysty zazdroszczę im tych bajeranckich SUV-ów? Prawda nas wyzwoli, choć nie wysuszy spodni.
Po trzecie wreszcie spróbujmy przekuć smutek, ból, wstyd, irytację, zazdrość, nienawiść, niepokój – w coś pozytywnego. To najtrudniejsze. Ale ludzie próbują, na przykład po stracie kogoś bliskiego zakładają fundację do walki z chorobą, na którą ta bliska osoba cierpiała. Ktoś cię publicznie zwymyślał? Nie powinien, ale kto wie, czy nie miał trochę racji. Sąsiad zniszczył ci płotek? Można go podać do sądu, można się obrazić albo zrobić awanturę. Ale może to dobra okazja do postawienia nowego płotka (stary był przecież – przyznajmy to – zniszczony i brzydki). Może nawet sąsiad się dołoży, złamany poczuciem winy. Kolega dostał awans, na który liczyłeś? Może potrafi coś, czego ci brakuje. I tak dalej. I jeszcze: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.