Połowa listopada – wychodzę z pracy o zmierzchu. Przez zmianę czasu o 16 jest już prawie ciemno. Rano dzięki zmianie czasu jest trochę lepiej. Budzę się po ciemku, ale do pracy podróżuję za dnia. Ale będzie gorzej – za miesiąc cały wolny czas po ciemku. Jak jakiś Eskimos. Ale nie jestem ludem północy (a tym bardziej całej nocy) – brak słońca mi nie służy. Brak słońca mnie wkurza. Gdyby zimą pracowało się krócej, gdybym miał krótszą drogę do biura, może załapałbym się na trochę naturalnego światła. Podobno Polacy tracą średnio 40 minut na dojazd do miejsca zatrudnienia. I czterdzieści na powrót – to daje godzinę dwadzieścia dziennie, prawie siedem godzin tygodniowo. Przepracowanych, straconych? Jeśli komuś szkoda tego czasu, może zamieszkać bliżej pracy albo znaleźć pracę bliżej domu. Albo w ogóle w domu – jeśli jest taka możliwość, przejść na system zdalny albo założyć własną firmę w garażu.
Nie jest to nowy pomysł. W dawnych (a nawet w nie tak znowu bardzo dawnych) czasach rzemieślnicy mieli swoje warsztaty w domach, w których mieszkali. Warsztat tkacki stał w izbie po jednej stronie sieni, rodzina mieszkała po drugiej stronie. Albo mieszkanie było nad prowadzonym przez właściciela sklepem czy apteką. Robotnicy do fabryk mogli dojeżdżać, ale fabrykanci często woleli wybudować im osiedla blisko fabryki – wtedy praca mogła trwać dłużej. Poza tym miasta były kiedyś mniejsze – nawet idąc na drugi koniec miejscowości, nie traciło się półtorej godziny (dziś w większych metropoliach zdarza się to nawet korzystającym z transportowych udogodnień). Tak więc długie i męczące dojazdy do pracy to wynalazek stosunkowo świeży. Kolejna zmora naszych czasów.
Jeśli (za) dużo czasu spędzasz w tramwajach, autobusach czy swoim własnym samochodzie stojącym w porannym korku, brakuje ci tych dwóch czy trzech godzin na inne sprawy. Grozi ci rozwód, bezsenność, rozdrażnienie, przemęczenie, otyłość i co tam jeszcze – tak twierdzą naukowcy. Pośpiech, nerwowe spoglądanie na zegarek, ścisk i duchota (albo zimno i mokro). To jakieś zbiorowe szaleństwo – masowo przemieszczamy się do biur w śródmieściu, by zasiąść w nich przed swoimi komputerami i komunikować się mailowo z kolegą pracującym w sąsiednim pokoju. Przy czym przez pierwszą godzinę odpoczywamy po trudach podróży.
Nie wiem , jak to wytłumaczyć, ale dojechać do pracy jest łatwiej niż z niej wrócić. Przynajmniej na mojej trasie po południu korki są większe, duże rondo jest tu wąskim gardłem. Ucieknie ci autobus – nie ma problemu. Idziesz wzdłuż jego trasy w miarę szybkim krokiem i doganiasz go na drugim albo trzecim przystanku. Wczoraj postanowiłem nie wsiadać w dogoniony pojazd tylko iść dalej i trochę się pościgać. Cała trasa to dziesięć przystanków, autobus zrównał się ze mną w połowie drogi… między dziewiątym a dziesiątym. Tak więc straciłem tylko dwie minuty, zyskałem za to 4,40 za bilet. No i miałem spacer w zachodzącym słońcu i trochę darmowej witaminy D. Co prawda przy okazji nawdychałem się spalin, ale ruch to jednak ruch, zawsze dobry dla zdrowia.
Tak więc z pracy czasami wracam piechotą (czasami nawet piechotą idę do pracy), czasami korzystam z roweru. Dzięki temu nie grozi mi bezsenność (wręcz przeciwne – zdarza się, że zasypiam przy biurku) ani otyłość, a i ogólne rozdrażnienie mi się zmniejsza. No chyba że jakiś sympatyczny kierowca ochlapie mnie albo zajedzie drogę. Może to jest jakieś wyjście – potraktować drogę do pracy jako czas na aktywność fizyczną. Trzeba tylko dobrze dobrać odległości, uwzględniając czas i swoje możliwości fizyczne. Przed pracą poranny rozruch (taki, żeby się nie spocić) – powiedzmy czterdzieści minut spaceru albo dwadzieścia jazdy na rowerze. Po pracy trochę więcej – można wracać dłuższą trasą. Te czterdzieści minut spaceru to powiedzmy 4- 4,5 kilometra. W takim promieniu od domu szukamy pracy albo w takim promieniu od pracy szukamy mieszkania.
Bo mniej to raczej nie. Wyobraźmy sobie kompleks biurowo-mieszkalny. Deweloper kupuje starą fabryczkę i urządza w niej biura, które wynajmuje twoja firma. Na części działki, gdzie były jakieś magazyny czy warsztaty, deweloper stawia budynek z apartamentami. Można jeden kupić i zamieszkać koło swojej firmy, czyli praktycznie zamieszkać w pracy. Praktycznie? Teoretycznie zyskujesz te półtorej godziny, ale w rzeczywistości po prostu dłużej śpisz. Słońca widzisz tyle samo.