Pokolenie X, pokolenie Y, pokolenie Z, baby boomers. Millenialsi, postmillenialsi – niełatwo się w tym rozeznać. Gdzie się zapisać, gdzie się przypisać, jaki napis sobie wydrukować na koszulce? Pokolenie to chyba coś więcej niż wspólny początek PESEL-u. Bo niby czemu te, a nie inne roczniki połączyć w jedno? Musi być na osi czasu jakiś punkt orientacyjny, wyróżnik, pokoleniowe przeżycie. Dla nas, czyli dla urodzonych w latach 60., będzie to chyba stan wojenny. Formalnie trwał od 13 grudnia 1981 do 22 lipca 1983, faktycznie odbijał się (coraz słabszą) czkawką do końca lat 80. Gdy się zaczynał, miałem 15 lat.
Pierwsze wspomnienie – noc z 12 na 13, z soboty na niedzielę. Wieczorem słucham radia, żeby nagrać puszczane w całości zachodnie płyty. Mają być dwie – jedna przed północą, druga już po. Pierwszą udaje się nagrać – pamiętam, że to był zespół AC/DC i album For Those About to Rock We Salute You. Drugiej płyty (nie pamiętam, co mieli nadawać) już nie ma, jest cisza. Kręcę pokrętłem mojego „Amatora”, poprawiam antenę – nic. W końcu idę spać. Rano – stan wojenny. W radiu przemówienie Jaruzelskiego, a w kolejnych dniach muzyka poważna, dużo Chopina. I ta moja myśl – album AC/DC to pewnie ostatnia rockowa nowość, jakiej posłucham. Teraz to już tylko Chopin. Dziś oczywiście wolę Chopina, ale wtedy to była tragedia – komuniści zabierają nam prawdziwą muzykę.
Drugie wspomnienie – chodzimy do kościoła, codziennie. Żeby się pomodlić – też, ale głównie, żeby się spotkać z ludźmi z klasy, pogadać, bo telefony nie działają, lekcji nie ma. W kościele wolno się gromadzić, no to chodzimy. A po powrocie do domu płyty, książki, to, co później będzie się nazywać wewnętrzną emigracją. Pamiętam, że któregoś wieczora w jakimś odruchu samokształceniowym rozwiązałem kilkanaście zadań matematycznych. A potem święta, a potem sylwester. I owszem, była impreza – u koleżanki z klasy. Trzeba tylko było uzyskać zgodę milicji.
Wracamy do szkoły, wracamy do treningów naszej szkolnej sekcji biathlonowej. Taką ideę mieli w naszym liceum wuefista i nauczyciel PO (ten skrót znaczył wtedy co innego) – w szkole będą treningi tej rzadkiej dyscypliny. I tu niespodzianka – wojsko zarekwirowało karabinki kbks. Biathlon można uprawiać, ale bez strzelania. Są nawet jakieś zawody – biega się na nartach, ale bez karabinu. Za to w szkole nosimy oporniki – takie małe kolorowe walce z drucikami na końcach. Wpina się je w sweter. Zastępca dyrektora, który uczy fizyki, łapie mnie na przerwie i pyta, co to jest. – Opornik. – Nie, rezystor. Zgłoś się do swojej nauczycielki po ocenę niedostateczną. No to się zgłaszam, ale pani profesor tylko macha ręką i pozbawia mnie kombatanckiej przyszłości (wtedy) – przeszłości (dziś).
Trochę te wspomnienia groteskowe, a przecież w tle były ofiary, aresztowania, psychiczne kryzysy. To wszystko razem jakoś nas ukształtowało. Msze u jezuitów, na których przy „Boże, coś Polskę” podnosiło się rękę, pokazując znak V. I taki sam znak na naszywce, która przyozdabiała mój plecak. Rozstawione palce w kolorach amerykańskiej flagi, echo hippisowskich fascynacji. Przedziwna mieszanka zachodniej pop-kultury i romantycznych gestów. Koncerty punkowych zespołów w osiedlowych domach kultury i Teatr Ósmego Dnia, w kościelnej salce grający spektakl z wierszami Zbigniewa Herberta. Wakacyjne włóczenie się po górach, Kaczmarski, bioenergoterapeuci, 1984 Orwella czytany w 1983. W tle Republika i jej „Kombinat”. Stachura i Kafka, literatura iberoamerykańska. Przedziwna mieszanka.
Co z tej mieszanki wynika? Otwartość czy może sceptycyzm? Dystans, ironiczne postrzeganie rzeczywistości? Indywidualizm, nieprzysiadalność? Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wśród polskich polityków prawie nie ma ludzi z tych roczników. Krajem rządzą starsi lub młodsi. Z 12 kandydatów na prezydenta w wyborach 2020 roku pięciu urodziło się w latach 70., czworo w latach 50., dwóch w latach 80. i tylko jeden w 1966 – Mirosław Piotrowski otrzymał w pierwszej turze 0,11% głosów. Z roczników 60. (konkretnie z 1961) jest za to Marcin Świetlicki, który pisał:
tak się czasami zdarza
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
tak się zdarza zazwyczaj
Foto: magnetofon ZK-120, Narodowe Archiwum Cyfrowe