Stałem sobie na przystanku. A właściwie nerwowo krążyłem „w jego obrębie”, czekając na autobus. Na autobus czekała też młoda, dosyć atrakcyjna dziewczyna. I oto w tej historii pojawia się facet, starszy nie tylko od dziewczyny, starszy nawet ode mnie. W dodatku jakiś taki rozmamłany, ale w granicach normy, nie żaden menel. Trochę zmęczony życiem powiedzmy budowlaniec czy kierowca w wieku przedemerytalnym. I ten pan, przechodząc koło dziewczyny, mówi: Właśnie taką kobietę przepisał mi lekarz, ale zgubiłem receptę. Żarcik taki. Taki sobie. Ciekawe, który raz w życiu to powiedział. I czy wciąż go to bawi? Na reakcję nie poczekał, powiedział swoje właściwie w przelocie. A dziewczyna? Tak jakoś niby się uśmiechnęła, niby wzruszyła ramionami i stała dalej.
Zastanawiam się, czy było to dla niej: a) upokarzające z powodu przedmiotowego traktowania, b) obojętne, c) jakoś tam miłe jako mało wyszukany, ale jednak komplement. Zrobiłem nawet mały sondaż wśród koleżanek z pracy – jak one odebrałyby takie słowa. Odpowiedzi były różne. Że to by było wkurzające, że nie zwróciłyby uwagi, że zależy, jak by to powiedział. Jakim tonem, z jakim spojrzeniem, co by dodał mową ciała. Rozbawiła mnie odpowiedź, że teraz są przecież e-recepty, więc trudno je zgubić. Faceta by chyba zamurowało. Wyskakuje ze swoim bon mocikiem, a kobieta upomina go, żeby nie oszukiwał, bo gdyby to była prawda, to dostałby kod esemesem. A w ogóle to jaki lekarz mu to przepisał? Pierwszego kontaktu, kardiolog czy geriatra?
Ja chyba czułbym się dziwnie, gdyby jakaś starsza pani zaczepiła mnie na ulicy słowami: Takiego mężczyznę zapisał mi lekarz, gdzieś tu w torebce miałam receptę. Czy znalazłbym w głowie dowcipną, acz kulturalną odpowiedź? W rodzaju: Proszę nie szukać, apteka dzisiaj nieczynna. A gdyby była młoda i powabna? Na szczęście kobiety nie wpadają (rzadko wpadają) na takie pomysły.
No dobra. A gdyby ten facet (albo jakiś inny) nie mówił o lekarzu i recepcie, ale bezinteresownie powiedział jakiś miły komplement. Na przykład, że ładnie wygląda albo że ma piękne włosy. Żadnych dwuznaczności, żadnych propozycji. Chciałem tylko powiedzieć, że jest pani bardzo ładna. Albo gdyby jej zaśpiewał Jesteś lekiem na całe zło. To byłoby miłe? Z jaką spotkałoby się odpowiedzią? Uśmiech czy może Pytał ktoś pana o zdanie? A może oskarżenie o catcalling (nowe słowo), czyli wulgarne zaczepki wobec przypadkowych osób. A w pracy – wolno czy nie wolno kogoś komplementować? A może najpierw trzeba zapytać o zgodę. Co mówi o tym savoir vivre, a co polityczna poprawność?
Można spotkać się z opinią, że każdy komplement jest ocenianiem, wystawianiem noty. W dodatku sami komplementujący przyznają sobie prawo do oceniania i jeszcze wymagają wdzięczności. I tak dojdziemy do wniosku, że komplementy są w gruncie rzeczy opresyjne. Zapewne także prezenty, życzenia czy uśmiechy – wszystko można zinterpretować jako wymuszanie wdzięczności. To jednak prowadzi prostą drogą do zaniku jakichkolwiek relacji. Będziemy mijać się z kamiennymi twarzami, nikt do nikogo nie zagada w pociągu w obawie, że wymsknie mu się coś miłego, zwykła ludzka życzliwość stanie się podejrzana. Wsparcia trzeba będzie szukać u terapeutów.
Żarcik o kobiecie na receptę niespodziewanie zaczyna jednak mieć coś wspólnego z rzeczywistością. Zawód asystentki seksualnej osób niepełnosprawnych funkcjonuje już w wielu krajach. Podobno istnieje nawet Międzynarodowe Stowarzyszenie Profesjonalnych Trenerów Seksualnych, wydające odpowiednie licencje. Takie asystentki wprowadzają niepełnosprawnych w tę dziedzinę życia, ale nie mogą nawiązywać z nimi osobistych relacji. Ciekawe, czy mogą swoim podopiecznym mówić jakieś komplementy.
Ilustracja – Paweł Kwiatkowski