Dwie sprawy i wspólny mianownik, wcale nie najmniejszy – gra nie fair w lokalnej mediapolityce. Nie ma takiego słowa – podpowiada mi edytor tekstu. A jednak: polityka i media tak się wymieszały, że powstała hybryda, coś jak człowiek z głową psa. Groźnego psa. Politycy uprawiają swój zawód w mediach społecznościowych, dziennikarze zamiast opisywać próbują wpływać na rzeczywistość. Być może kilkoro z nich wystartuje nawet w wyborach prezydenckich. Na razie wiemy, że prezydentem Warszawy chce zostać były wojewoda łódzki (a także mazowiecki) Tobiasz Bocheński. Kandydaturę oficjalnie ogłoszono i… się zaczęło. Zaczęło się przypominanie, wyciąganie, wypominanie. Co powiedział, co napisał, na jakim stadionie niby bywał.
Wydawało się, że rekord pobił tu przewodniczący łódzkiej Rady Miasta, który jak się okazało, uczył kiedyś pana wojewodę języka niemieckiego. Uczył jako nauczyciel w liceum – mniej więcej dwadzieścia lat temu. I teraz sobie przypomniał, że to czy tamto. Nauczyciel wyciągający w mediach słabe strony swojego byłego ucznia? Oskarżający o coś nie polityka, który kiedyś był jego uczniem, ale właśnie ucznia, tego sprzed lat, którego miał za zadanie uczyć i wychowywać. No nie wiem… Może doczekamy czasów, gdy przedszkolanki zaczną krytycznie oceniać swoich podopiecznych, gdy lekarze będą opowiadać o dolegliwościach kandydatów, z którymi im nie po drodze. Ale to jeszcze nie wszystko – wkrótce przyszedł czas także na kobietę. I znowu: internetowe portale prześcigały się w wyjaśnianiu, kim jest żona polityka. Jacyś anonimowi byli współpracownicy, jacyś rzekomo bliscy znajomi opisują jej charakter i analizują relacje w małżeństwie – kto kim kieruje, kto jest głową, a kto szyją, która tą głową kręci. Okazuje się, że żona polityka nie spieszy się z przechodzeniem na ty, chyba że to się opłaca.
Ja też nie spieszę się z przechodzeniem na ty, więc chyba byśmy się dogadali. Zresztą zdarzało się, że rozmawialiśmy – w teatrze, w czasie przerwy. Ponieważ znam rodziców pana Tobiasza, to czasem w foyer wymienialiśmy uwagi. Gdy młody polityk nie był jeszcze wojewodą i gdy już nim został. Miły, sympatyczny, kulturalny – tyle mógłbym powiedzieć. I jeszcze dodać, że gdy przemawiał jako wojewoda na otwarciu tej czy innej imprezy, to zdradzał umiejętności retoryczne i wiedział, o czym mówi. W odróżnieniu od niektórych przedstawicieli klasy politycznej, którzy w takich sytuacjach wypadali o klasę gorzej. No ale nie o zaletach kandydata chcę pisać, a o wadach walki mediapolitycznej.
Druga historia byłaby może groteskowa i śmieszna, gdyby nie była żenująca. W Łodzi wymyślono, że festiwal muzyczny Audioriver odbędzie się w parku na Zdrowiu. Nie jest to dobry pomysł (nie tylko w mojej ocenie), więc od razu pojawiła się społeczna akcja protestu. Protest, jak to dzisiaj bywa, rozgrywa się w przestrzeni internetowej. Tam zbierane są podpisy pod petycjami, tam przedstawiane są argumenty, tam zwołują się przeciwnicy lokalizacji festiwalu (a nie samego festiwalu). Albowiem główne hasło protestujących brzmi: Nie dla Audoriver w parku na Zdrowiu. Tak dla Audioriver w Łodzi. Petycję podpisało już ponad 6 000 osób. No i teraz uwaga – nagle pojawiają się sugestie, powielane przez lokalnych polityków związanych z formacją rządzącą miastem, jakoby wysokie poparcie dla protestu wynikało z fikcyjnych lajków pod postami. Ktoś wymyślił, że to chińskie boty nie chcą muzyki techno w zabytkowym parku. Wymyślił i przedstawił na to dowody w postaci jakiegoś mocno wątpliwego print screena. Czy taka będzie przyszłość debaty publicznej? Zamiast argumentów (wielostopniowe) manipulacje, jakieś internetowe faule, przed którymi trudno się bronić?
Inne hasło obrońców parku, obawiających się zniszczeń i dewastacji, a także udręki ptaków i zwierząt zamieszkujących zarówno sam park, jak i funkcjonujące w tym rejonie zoo, brzmi: Szkoda Zdrowia! Zgrabne, zwięzłe, łatwe do zapamiętania. Obawiam się jednak, że może być opacznie zrozumiane. Po kilku takich numerach, jak opisane powyżej, każdy się dwa razy zastanowi, zanim zaangażuje się w jakieś publiczne akcje. Szkoda zdrowia (tym razem małą literą) – powie sobie i zamknie się w swojej internetowej bańce.