W poczytnej gazecie czytałem artykuł o marnej kondycji polskiego samorządu. Wymieniając choroby lokalnej władzy, autor pisze m.in. o Misiewiczach w spółkach link. Właśnie tak pisze – wielką literą. Według niektórych pisze nie wielką, a dużą literą, ale nie o to chodzi – moim zdaniem powinien użyć małego m: w spółkach stanowiska obejmują misiewicze, czyli osoby, które pracę dostały ze względu na powiązania polityczne, a nie kwalifikacje. Tak przynajmniej rozumiem znaczenie użytego w artykule (i nie tylko) słowa. Misiewicze to nie jest już nazwa własna, tylko pospolita – taka zmiana to stworzenie eponimu, praktyka językowa stara jak świat (i zapewne stara jak obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi). Przecież w tych wszystkich gminach i powiatach, zarządzanych zresztą przez rozmaite partie, nie robią kariery ludzie o nazwisku Misiewicz. Chodzi o nazwę całej klasy osób.
Eponimy to bardzo ciekawe słowa. Ktoś, jakaś rzeczywista czy fikcyjna postać, jest na tyle charakterystyczny, że staje się symbolem jakiejś cechy, postawy, daje komuś lub czemuś swoje imię. Nestor (pisany wielką literą) był najstarszym z wodzów w wojnie trojańskiej, nestor (pisany małą literą) to najbardziej doświadczony przedstawiciel jakiejś grupy. Przeciwieństwem może być beniaminek, najmłodsze, rozpieszczane dziecko, ale też klub po awansie do wyższej ligi. Beniamin to imię postaci biblijnej, najmłodszego syna Jakuba i Racheli. Kolejnym przykładem eponimu może być donkiszot – fantasta walczący o szlachetne cele. Prekursorem była tu oczywiście postać Don Kichota – zwracam uwagę na różnice w zapisie. Sanczo Pansa i tym razem jest pokrzywdzony, być może ze względu na wymowę. Sanczopans to mogłaby być na przykład nazwa rubasznego żartu.
Osobny fragment warto poświęcić trójce kasanowa (Casanova) – donżuan (Don Juan) – lowelas (Lovelace). Wszystkie trzy słowa to zeponimizowane nazwiska postaci, które zasłynęły dużym powodzeniem u płci pięknej. Włoch, Hiszpan i Anglik (bohater angielskiej powieści). Z Polaków pewne szanse na takie upamiętnienie miałby może Kalibabka, ale słowniki nie notują takiej nazwy pospolitej (najwyraźniej był uwodzicielem niepospolitym). Najwyżej ktoś napisze, że oto pojawił się nowy Kalibabka. Notowany w słownikach babiarz raczej eponimem nie jest – tu etymologia jest inna.
O wyjątkowej postaci w tej grupie pisał Władysław Kopaliński w świetnej książce Kot w worku, wyjaśniającej pochodzenie słów i wyrażeń. Karol Boycott w XIX wieku zarządzał majątkami księcia Erne’a w Irlandii. Był bezwzględny w egzekwowaniu opłat dzierżawnych, więc zorganizowano przeciw niemu akcję zerwania wszelkiej współpracy. Nikt nie chciał dla niego pracować i musiał opuścić Irlandię. Zemsta była podwójnie słodka – nazwisko ofiary pierwszego bojkotu stało się synonimem tej strategii. Logiczniej byłoby ją nazwać imieniem inicjatora pierwszego bojkotu. Tak jak prysznic wziął nazwę od doktora Priessnitza, a saksofon od Adolphe’a Saxa.
Dużo tych przykładów, ale mało przykładów kobiecych. W zasadzie na myśl przychodzą mi tylko kasandra (Kasandra) i amazonki (Amazonki). Dyskryminacja? I tu wróćmy do samorządów – czy stanowiska z politycznych nominacji dostają tylko mężczyźni? Być może w większości, ale na pewno są i żeńskie odpowiedniki misiewicza. Czy zatem nie należałoby mówić – wszak panuje ostatnio moda na językowe uprawnienie – o misiewiczach i misiewiczkach? Zupełnie inną sprawą jest pytanie, czy słowo jest dobrane trafnie i czy się przyjmie. Być może za kilka lat pójdzie w zapomnienie jak falandyzacja prawa. Co ciekawe: słownik ortograficzny PWN notuje słowo dyzma (pisane małą literą) o nieco podobnym do misiewicza znaczeniu.