Taką wiadomość, w dodatku wypowiedzianą dramatycznym tonem, usłyszałem pewnego dnia po powrocie do domu. – Czyżby media podawały już wiadomości o spożyciu alkoholu przez znanych pisarzy? – pomyślałem. – A może przy okazji zalania noblista jakoś narozrabiał? Na szczęście okazało się, że to była zwykła metonimia, czyli w tym przypadku – zastąpienie nazwy dzieła nazwiskiem autora. Słowo „Pamuk” oznaczało książkę autorstwa Orhana Pamuka, słowo „zalał się” nie znaczyło wcale upojenia alkoholowego, ale zalanie wodą egzemplarza pozostawionego na parapecie na czas ulewy. Był to niestety egzemplarz wypożyczony z biblioteki. Kartki udało się jakoś przeprasować, dzięki czemu książka odzyskała w pewnym stopniu dawną grubość, ale gorzej z okładką, z której spłynęła farba. Żeby było zabawniej, dzieło tureckiego pisarza nosiło tytuł Inne kolory. Gdy oddawałem je w bibliotece, pani zwróciła uwagę na okładkę. – Ależ to są przecież zupełnie inne kolory. – No to nareszcie wszystko się zgadza – błysnąłem dowcipem, nie na tyle jednak dobrym, by udobruchać groźną bibliotekarkę. Musiałem odkupić egzemplarz, w zamian otrzymałem autotematycznie zniszczone Inne kolory.
Podczytuję sobie od czasu do czasu ten zbiór felietonów, esejów, wykładów (jest tu też mowa noblowska), wstępów do cudzych książek, artykułów i opowiadań (tak naprawdę opowiadanie jest tylko jedno, za to bardzo dobre), znajdując wiele ciekawostek i inspirujących myśli. Na przykład taka historia: w XV wieku Turcja toczyła na Morzu Śródziemnym wojnę z Wenecją. Przez 20 lat floty ścierały się w wielu morskich bitwach, aż w końcu zawarto pokój. Podzielono jakoś ziemie i twierdze, ale Turcy postawili jeszcze jeden warunek – Wenecjanie mieli im przysłać na półtora roku jednego ze swych wielkich malarzy. Wysłano Gentile Belliniego, brata Giovanniego. Wyobrażacie sobie? Mocarstwa prowadzą ze sobą wojnę, a na koniec negocjują artystyczne kontrakty. Sztuka jest dla nich tak ważna jak dzisiaj gazociągi czy cła. W dodatku sztuka odmiennej cywilizacji, sztuka wrogów.
Jeszcze bardziej podoba mi się szacunek Turków dla felietonistów. Podobno najlepsi dorównują sławą najbardziej wpływowym politykom. Dziesięć czy piętnaście lat temu – pisał Pamuk w 1997 roku – zanim telewizja zmieniła nawyki czytelnicze Turków, felietony były powszechnie uważane za najwyższą formę pisarstwa. Czyli gdybym w latach 80. niczym Bellini w renesansie wyjechał do Turcji, mógłbym żyć z pisania felietonów, cieszyć się sławą i (zapewne) zainteresowaniem pięknych Turczynek. Niestety, sytuacja tureckiego felietonisty miała/ma też minusy. Po pierwsze, zdaniem Pamuka profesjonalny felietonista pisze tam teksty do czterech, pięciu gazet – co tydzień! Ja piszę felieton raz na tydzień (choć akurat dzisiaj napisałem dwa – oto link do drugiego) i często w panice szukam inspiracji. Gdybym musiał pisać pięć felietonów w tygodniu, podejmowałbym mnóstwo aktualnych tematów, wymądrzając się na temat Trumpa, szczepionek czy zmian klimatycznych. Tacy felietoniści są „ekspertami od wszystkiego”, wszechstronnymi dyletantami, swobodnie dywagującymi na każdy temat, który może zaciekawić czytelnika. Po drugie, przyciągnąć uwagę publiczności mogą tylko wyraziste teksty i zaczepne polemiki, co w warunkach politycznej niepewności wielu tureckich felietonistów zaprowadziło przed sąd. I nie był to sąd czytelniczej publiczności. Może więc jednak lepiej być felietonistą w Polsce?
Albo architektem. Pamuk przez trzy lata studiował architekturę. Początkowo chciał być malarzem, ale rodzice postulowali wybór bardziej praktycznego zawodu, na przykład zgodnych z rodzinną tradycją studiów inżynierskich. Architektura miała być kompromisem między studiami artystycznymi a politechniką. A jednak po trzech latach młody Orhan zrezygnował. Dlaczego? Bo nie chciał budować brzydkich kamienic, którymi zapełniały się kolejne dzielnice stale rozrastającego się Stambułu. A nie mógł budować ładnych? No właśnie nie mógł. Połączenie przepisów budowlanych, gustu inwestorów i rozmiarów dostępnych działek (5-6 metrów szerokości) powodowało, że większość kamienic w dziesięciomilionowym mieście wyglądała tak samo. Pośrodku schody i szyb wentylacyjny, od ulicy salon, a z tyłu dwa lub trzy pokoje, z boku korytarzyk. I tak na każdym piętrze, na (prawie) każdej ulicy i w każdej dzielnicy. Niewiele tu można wymyślić niezależnie od talentu. To tak jak dzisiaj – zaprojektuj trzypokojowe mieszkanie o powierzchni 60 metrów kwadratowych, oczywiście z łazienką, aneksem kuchennym i przedpokojem. O ile nie wpadniesz na pomysł w rodzaju przechodnia łazienka i aneks kuchenny w przedpokoju, to układ zawsze wyjdzie ci podobny. Dlatego Pamuk woli pisać książki.
Bibliotekarka, malarz, felietonista i architekt. Powiedzmy, że się spotykają, że jadą razem na wycieczkę. Powiedzmy do Stambułu. Po drodze rozmawiają, kto chciał być kim w dzieciństwie. I jaki jest ich ulubiony kolor. Pewnego wieczoru się zalewają, ale nie jakoś strasznie. Potem felietonista opisuje wszystko w gazecie.