I wszystko się zmienia, nie tylko klimat. Świat się zmienia. Ani się człowiek obejrzał, a blokowisko, na którym się wychował, z osiedla młodych małżeństw zmieniło się w osiedle emerytów. Na podwórku zlikwidowano piaskownicę i metalowe drabinki, za to rachityczne drzewka, notorycznie łamane przez chuliganów i chuliganki, jakoś dały radę wyrosnąć na porządne drzewa. Przybyło samochodów, ubyło bawiących się przed blokiem dzieci. No dobra, tak się tylko mówi: ani się człowiek obejrzał – obejrzałem się kilka razy, często się oglądam (za siebie). Dosłownie i metaforycznie.
Pamiętam, że jako małe dziecko pojechałem kiedyś z rodzicami do jakiegoś dalszego wujka na wieś. Niedaleko, mniej więcej 25 kilometrów od Łodzi. Wujek akurat młócił, a jego młocarnię napędzała siła konia chodzącego w kieracie. Koń miał worek na głowie, by nic go nie rozpraszało. Były lata 70. XX wieku, w Łodzi budowano przejścia podziemne i estakady trasy WZ, a kawałek dalej takie obrazki. Na podwórku stała też studnia z żurawiem i stodoła kryta strzechą. W niedzielę pod kościołem parkowały wozy na gumowych oponach z naftowymi lampkami w roli tylnych świateł. Nie, nie był to skansen ani scenografia do filmu. To była rzeczywistość. Świat się zmienia.
Pamiętam, że w szkole mieliśmy jeszcze ławki z okrągłymi otworami na kałamarz. Nikt już nie używał stalówek w kolorowych obsadkach, ale ławki przechowywały jeszcze pamięć o nich. Na zajęciach praktyczno-technicznych robiliśmy czapki górnika z brystolu i czarnej bibuły (pióropusz był z kolorowej), a na biologii wysiewaliśmy warzywa na grządkach z boku szkolnego boiska. Wyrosłą tam marchew, pietruszkę i selera wykorzystywano w szkolnej stołówce. Co ciekawe, nikt tych warzyw nie kradł ani nie niszczył. A na egzaminie wstępnym do podstawówki pani kazała mi rzucić piłką do kosza na śmieci. Nie trafiłem, ale i tak zdałem.
Pamiętam, że jeszcze w latach 80. na przedmieściach były całe osiedla praktycznie bez telefonu. Żeby zadzwonić, szło się pod szpital, gdzie przy wejściu był aparat. Napisałbym, że była budka, ale budki nie było – aparat wisiał na ścianie, a przed nim często ustawiała się kolejka. Wszyscy słuchali, co tam wykrzykujesz do słuchawki (trzeba było krzyczeć, żeby przebić się przez szumy i zakłócenia), na przykład do swojej dziewczyny. A potem wszystkim chętnym założyli telefony i można było w domu gadać do woli i bez podsłuchu, zwłaszcza gdy bezprzewodowe słuchawki pozwoliły chodzić po całym mieszkaniu i wykonywać różne prace, nie przerywając rozmowy. Jeszcze później każdy dostał komórkę i teraz może gadać nawet w drodze do pracy i z pracy. Znowu wszyscy słyszą, co mówi, ale nikt się już tym nie przejmuje. Nawet gdy dzwoni do dziewczyny. Świat się zmienia.
Pamiętam, że gdy zaczynałem pracować w redakcji, funkcjonował jeszcze zawód maszynistki. Ktoś przynosił napisany w domu tekst, a pani przepisywała go na maszynie. A potem upowszechniły się komputery i każdy był już sam sobie maszynist(k)ą. Zawód zniknął jak wcześniej zniknęli sokolnik czy łagiewnik. Pamięć o nich przetrwała w nazwach miejscowości, ale co z maszynistką? Nie ma przecież Maszynistkowa ani Maszynówka. Nie ma też liczydeł w kasach sklepów ani suwaków logarytmicznych na wyższych uczelniach. Nie ma nawet kaset VHS i magnetowidów. Wyszły z użycia, zanim zdążyłem kupić. Ani se człowiek obejrzy, a tu już nie ma osiedlowej wypożyczalni. Świat się zmienia, kręci się coraz szybciej. Pamiętam cygańskie tabory pod Jurgowem, gdzie byłem na wakacjach. I pamiętam „beczkę śmierci” ustawioną na placyku kilka ulic od mojego domu. Płaciło się kilka złotych i patrzyło, jak facet jeździ motorem po drewnianych ścianach. Musiał nieźle gazować, żeby nie spaść. Czasami myślę, że to był proroczy widok. Dziś kręcimy się w takiej „beczce śmierci”, nie mogąc zwolnić. Jesteśmy tym starzejącym się kaskaderem i jednocześnie tą spoconą publicznością w cyrkowej budzie.
PS. A jednak nie wszystko przemija tak szybko. Na zdjęciu zabytkowa łódzka kamienica z szyldem malowanym cyrylicą. Pamiątka z czasów zaborów. Potem była okupacja niemiecka, dwudziestolecie niepodległości, znowu Niemcy, komuna, kapitalizm – a stary napis trwa.