Filip Springer, mój ulubiony współczesny polski autor, wydał nową książkę. Sądząc po nieco zbyt długim tytule Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz to kontynuacja 13 pięter, sądząc po okładce – drugi tom Miasta. Archipelagu, poświęcony nadmorskiej prowincji. W rzeczywistości to wielowarstwowy literacki portret Danii – krainy nowoczesnych mostów i uroczych małych domków bez zasłon. Schludnego więzienia z klocków lego, z którego uciekają tylko szaleni pisarze. Tacy jak Aksel Sandemose, jeden z bohaterów tej książki, którego śladów Springer szuka zarówno w Danii, jak i Norwegii. W 1933 roku napisał powieść Uciekinier przecina swój szlak, swoją dziewiątą książkę, w której sportretował życie w małym duńskim miasteczku. Powieściowe miasteczko nazywa się Jante, a obowiązujące w nim reguły Sandemose opisał jako prawo Jante. To taki ironiczny dekalog, który przypisał społeczności miasteczka.
Książka Aksela Sandemose została wydana w Norwegii, powstała zresztą w języku norweskim. Być może dlatego jej autor bywa określany pisarzem norweskim duńskiego pochodzenia (polska wersja Wikipedii) albo pisarzem duńsko-norweskim (inne Wikipedie). Pisarzem duńsko-norweskim określa go też strona wydawnictwa Czarne, które wydało właśnie polskie tłumaczenie Uciekiniera – w identycznej szacie graficznej jak książkę Springera. Do kompletu.
W książce Springera ciekawie wygląda spis treści: ponieważ tytuły rozdziałów wielokrotnie się powtarzają, mają obok siebie wypisane numery stron, np. Mosty – 10, 13, 31 itd.; Podróż – 7, 11, 37 itd.; Ole – 23, 47, 75 itd.; Książka – 33, 63, 85 itd. A zatem cztery powtarzające się motywy, cztery warstwy poprzekładane jak w duńskim cieście. Portrety duńskich mostów (tu daje o sobie znać architektoniczna pasja Springera), migawki z Danii i rozmowy z napotkanymi ludźmi, dziennikarskie śledztwo mające na celu dotarcie do tajemniczej postaci Olego z wyspy Mors (na tej wyspie znajduje się pierwowzór Jante) i historia pewnego egzemplarza powieści, który przed laty narobił niemało zamieszania w miasteczku. Piąta warstwą są zdjęcia duńskich domków, robione przez Springera o zmierzchu lub nocą, szóstą warstwą jest prawo Jante, powracające we fragmentach niczym refren tej opowieści – czasami z pełnej listy zostają same zaimki, czasami czasowniki, czasami jedynie partykuła nie. Można by wydzielić jeszcze siódmą warstwę – opowieść o pisarzu i o jego żyjącym samotnie synu, którego autorowi udało się odnaleźć. Wątki biograficzne rodziny Sandemose można potraktować jako jedną z opowieści o Duńczykach (i umieścić ją – jak to robi Springer – wewnątrz rozdziałów Podróż) albo przyznać im osobny status (ja bym tak zrobił).
Opisywanie mostów to w tej książce coś więcej niż tylko budowanie tła dla opowiadanej historii – to próba zrozumienia Duńczyków, ich życia, tęsknot, sposobu myślenia. Wyspy, zatoki, rzeki, jeziora – ten kraj bez mostów stałby się zbiorem odizolowanych społeczności, wiosek i miasteczek położonych z tej lub tamtej strony, więc nie dziwi namiętne budowanie mostów. Najstarszy powstał w 980 roku, jest też most najwyższy (wyższy niż wszystkie góry tej krainy), najdłuższy… Choć z tym najdłuższym jest pewien kłopot, powstał też bowiem Den Uendelige Bro (Niekończący się Most) w kształcie okręgu. Taka instalacja artystyczna, po której można sobie pochodzić, spotkać ludzi. W Danii buduje się mosty pozbawione znaczenia komunikacyjnego, mosty dla ozdoby, mosty-instalacje, odwołujące się do zrozumiałej powszechnie symboliki. Z drugiej strony znane są przypadki odrzucenia przez mieszkańców projektu mostu i chęci pozostania przy przeprawach promowych. Podobno promy zmuszają do zwolnienia, nadają życiu odpowiedni rytm. Z kolei mosty wielu przerażają swym ogromem, symbolizują zbliżenie, ale też ucieczkę. No i z mostów rzucają się w Danii samobójcy.
Jak widać, każdy medal (nawet ten przyznany w konkursie na projekt mostu) ma dwie strony, a każdy kij ma dwa końce. Dania, ten skandynawski raj na ziemi – zwycięzca wielu rankingów, plebiscytów i sondaży (najlepszy kraj do życia dla kobiet, kraj o najlepszej równowadze między życiem zawodowym a prywatnym, kraj mężczyzn najbardziej angażujących się w prace domowe) – też ma swoje ciemne strony. Pozostając przy statystykach: Dania zajmuje piąte miejsce na świecie pod względem spożycia antydepresantów i ostatnie pod względem łatwości nawiązywania kontaktów. Czemu? Na to pytanie próbował już odpowiedzieć Sandemose (choć nie znał tych statystyk), próbuje też to zrobić Springer. Być może chodzi o tę przedziwną mieszankę genów i zwyczajów, na którą składają się plemienny temperament Wikingów, melancholijny krajobraz, surowy klimat i równie surowy protestantyzm, a także polityczna poprawność państwa opiekuńczego. Efekty są zastanawiające, a obraz pokazany w Nie myśl, że uciekniesz wielowymiarowy i niejednoznaczny.
Od czego uciekać (się chce, ale się nie da)? Jeden tylko przykład z książki – pewna duńska dziennikarka z mężem przeprowadzili się do ceglanej kamienicy w jednym z duńskich miast. Złożona z kilkunastu rodzin wspólnota (mieszkaniowa) dba o teren wokół budynku. W związku z tym sporządzono regulamin, w myśl którego każdy ma przepracować 12 godzin w roku, robiąc przydomowe porządki. Super – pomyśli każdy, kto narzeka na bałagan na swoim podwórku. Korzyść będzie podwójna – po pierwsze większy porządek, po drugie – takie prace będą miały moc wychowawczą, nikt nie będzie śmiecił, jeśli sam sprząta. Problem w tym, że praca duńskiej wspólnoty była źle zorganizowana – na kilkanaście osób były jedne grabie i wszyscy snuli się bez celu. Dziennikarka zaproponowała pewne drobne zmiany w systemie (dziennikarze tak już mają), co wywołało niesamowity konflikt, obrażanie się i zerwanie kontaktów. Siła społecznego nacisku jest tu ogromna – tak działa prawo Jante. Powieszenie zasłon jest już czymś – nomen omen – podejrzanym, ale w tych otwartych dla postronnych obserwatorów wnętrzach urokliwych domków działy się (dzieją się?) rzeczy bardzo nieprzyjemne. Wszyscy wiedzą, ale nikt nic nie mówi. Czasami ktoś to opisze…
Foto: Filip Springer, materiały prasowe