Oglądając telewizyjne wiadomości lub śledząc portale informacyjne, człowiek z każdą chwilą nabiera przekonania, że na świecie jest coraz gorzej – że czasy są naprawdę trudne, przybywa nieszczęść i coraz bardziej się izolujemy – pisze we wstępie do nowego wydania książki Atlas szczęścia Helen Russell. Newsy dotyczą przede wszystkim złych, tragicznych wydarzeń. Nikt gorączkowo nie donosi, że wzrosła długość życia człowieka, zmniejszył się głód na świecie, czy – ze spraw codziennych – że dzięki nowoczesnym technologiom zmniejszył się czas, który poświęcamy tygodniowo na domowe obowiązki.
Tak zwana inklinacja negatywna sprawia, że złe wiadomości silniej na nas działają i w dodatku lepiej je zapamiętujemy. To może wywołać przygnębienie, pogłębiać negatywne nastawienie do świata. Dlatego Helen Russell postanowiła opisać, jak w różnych krajach rozumiane jest szczęście, jak ludzie czerpią radość z życia, jak radzą sobie z trudnościami. Po pierwszym wydaniu Atlasu szczęścia kolejne osoby zapraszały autorkę do poznania ich kultur i teraz mamy łącznie 34 opowieści z 34 krajów. Przy czym książka nie jest poradnikiem, raczej inspiracją do ewentualnej zmiany życiowej filozofii lub po prostu zbiorem ciekawych opowieści, choć na koniec każdego rozdziału jest coś w rodzaju zbioru zasad, które pomogą osiągnąć szczęście według opisywanego akurat modelu.
Znajdziemy tu kilka wariantów postaw dość uniwersalnych, jak spędzanie czasu z przyjaciółmi, z rodziną, ograniczanie stresu w pracy czy przebywanie na łonie natury. Są też oryginalne sposoby na szczęście, jak syryjski tarab, czyli emocjonalne uniesienie towarzyszące słuchaniu niektórych gatunków arabskiej muzyki czy celebrowanie starości (szacunek dla starszych osób, ale też dla rzeczy nadgryzionych zębem czasu) w Japonii. Każda z tych postaw (strategii, zwyczajów) ma swoją nazwę – niekiedy jest to nieznane innym narodom pojęcie, niekiedy wyrażające daną postawę wyrażenie.
Z książki można się dowiedzieć, że prezydent Kostaryki w 1948 roku rozwiązał armię i od tej pory jest to pokojowe, wielopartyjne państwo, które zmaga się z problemami, jak ubóstwo czy zanieczyszczenie środowiska, ale nie przeżywa większych konfliktów. Wielce pomocne w tej pokojowej egzystencji dla mieszkańców KOSTARYKI jest pojęcie pura vida, czyli czyste życie, oznaczające radość i optymizm wbrew przeciwnościom. To oznacza zarówno celebrowanie więzi międzyludzkich, ogromną serdeczność, gościnność, jak i wzajemne wsparcie.
Dla Hiszpanów jednym z najważniejszych pojęć jest abstrakcyjny rzeczownik tapeo (od tapas – nazwa przekąski), który oznacza nieformalne spotkanie z przyjaciółmi i chodzenie po barach, by wypić drinka i coś przegryźć. W Hiszpanii jest to uświęcona tradycja, a dla wielu – synonim szczęścia. Nawet jeśli mieszkasz w małej wiosce, w sobotę wsiadasz w autobus i jedziesz wieczorem do miasteczka, gdzie znasz połowę mieszkańców. Z kolei Finowie uwielbiają ponoć zamykać się w domu i popijać alkohol w samej bieliźnie (co nazywają kalsarikännit). Ciekawe, jak szczęście widział będzie potomek Fina i Hiszpanki? Czy będzie z przyjaciółmi chodził po barach w samej bieliźnie? Czy może zamykał się w domu i objadał tapas?
W Szwajcarii hołubioną filozofią i ideologią jest federeryzm. To postawa nazwana na cześć tenisowego championa Rogera Federera, a charakteryzująca się samokontrolą, precyzją, atletycznością, przedsiębiorczością i schludnością. Kompletnie inną propozycją doświadczania szczęścia jest włoskie dolce far niente, słodkie nicnierobienie, Szwajcarom zupełnie obce.
Polskę reprezentuje z kolei zupełnie nieekstatyczne powiedzenie jakoś to będzie, które jest wedle rozmówców autorki – w dużej mierze nieuświadomioną siłą napędową Polaków. Przede wszystkim dotyczy to pracy, trzeba zaryzykować, a potem jakoś to będzie. Polska to kraj, który przeżył piekło wiele razy, ale jakoś się trzyma. Wg. autorki na co dzień bardzo narzekamy, ale w rankingach szczęścia wypadamy – my Polacy – zaskakująco dobrze. Nieco podobną postawę wobec życia reprezentują mieszkańcy Islandii z ich mottem betta redast, czyli wszystko się jakoś ułoży. Czyżbyśmy byli podobni do Islandczyków? A może charakterystyki podejścia do szczęścia poszczególnych nacji są przez autorkę formułowane zbyt pochopnie? Owszem, zdarza mi się mówić/myśleć: jakoś to będzie, ale czy to jest recepta na szczęście?
Moja recepta? Radzę ułożyć się od czasu do czasu wygodnie (może być w samej bieliźnie, albo nawet bez) i czerpać radość z lektury książek, np. Atlasu szczęścia Helen Russell w polskim przekładzie Doroty Maliny.