Maciej Cholewiński napisał książkę. Nie ma w tym nic zaskakującego, bo autor ten ma już na koncie wiele publikacji, na przykład „Ćwierć Worka Roweru” (Łódź, 1997) czy „Czyszczenie Dywanów według Adama Paczkowskiego” (Sztokholm, 2018). Tym razem Cholewiński podjął się tematu z wyższej półki i większego kalibru, bo napisał historię miejsca, w którym pracuje od piętnastu lat, a które rozpoczęło swoją działalność ponad sto lat temu. „Szalone Muzeum”, siłą rzeczy, traktuje nie tylko o samej instytucji Muzeum Sztuki, ale także o Łodzi, a przede wszystkim o sztuce, przede wszystkim o sztuce awangardowej. Wydawnictwo ma się ukazać w 2024 roku.
Cholewiński pracuje w Dziale Dokumentacji Muzeum Sztuki, zajmując się identyfikacją i archiwizowaniem dokonań polskich artystów. Ma kilkadziesiąt tysięcy nazwisk prowadzonych w swojej ewidencji. Warto wspomnieć kilka słów na temat autora „Szalonego Muzeum”. Cholewiński jest stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2023) oraz autorem scenariuszy komiksów, takich jak „Edelman” (2019) czy „Moryc Goldszmidt” (2020). Był kuratorem wielu wystaw, m.in. „Czyszczenie Dywanów/Carpet Cleaning” w Muzeum Sztuki w Łodzi (2011) czy „Przeciw, obok, pomimo. Artystyczna opozycja w Łodzi lat 70. i 80. XX w.” (2013). Ponadto jest aktywnym uczestnikiem wystąpień i wykładów na temat historii sztuki i Łodzi, a także autorem tekstów publikowanych w różnych czasopismach i katalogach artystycznych. Jego zasługi dla kultury zostały uhonorowane odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej w 2011 roku. Cholewiński jest pasjonatem Łodzi, co objawia się nie tylko w badaniach i publikacjach, ale także w praktycznych działaniach renowacyjnych, jak praca nad willą Grohmana i Pałacem Poznańskiego w Łodzi. A teraz kolejnym przejawem tej pasji jest obszerny, kilkusetstronicowy tekst zatytułowany „Szalone Muzeum”. Materiał, obok którego nie można przejść obojętnie, zawiera w sobie obraz ponad stu lat działalności wpływowej i ważnej instytucji sztuki, oraz tła historycznego jej działalności.
Na przełomie baroku i klasycyzmu nastąpił w sztuce europejskiej ważny i brzemienny w skutkach przełom intelektualny, którego podłożem był konflikt obiektywizmu z subiektywizmem, stary jak chyba sama sztuka. Dotychczas artyści w swoich dziełach starali się osiągnąć leżący poza nimi ideał piękna, byli jak narzędzia w odzwierciedlaniu transcendentnego wzorca, niezbędne im były do tego umiejętności warsztatowe i manualna sprawność, innymi słowy – mistrzostwo. Artyści starali się zbliżyć do doskonałości w ukazywaniu piękna świata na tyle, na ile pozwalały im na to otrzymane od przeznaczenia i losu umiejętności. Ale wraz z zakończeniem baroku ten model myślenia przestał być aktualny, do głosu po raz pierwszy na tak wielką skalę doszedł subiektywizm. Ideał, leżący dotychczas na zewnątrz człowieka, przeniósł się do jego wnętrza, odtąd artysta stał się dawcą piękna, demiurgiem kreującym świat estetyki, wręcz narzucającym ramy percepcji estetycznej. Ten oświeceniowy kierunek myślenia wzmocnił romantyzm, który wyniósł artystę do roli boskiego twórcy. Twórca romantyczny to wybitna, wyobcowana z tłumu jednostka, która przez swój geniusz niezrozumiana jest przez zwykłych śmiertelników, ale jednocześnie dzięki swoim boskim zdolnościom ma prawo narzucać społeczeństwu swój subiektywny wzorzec piękna. Myślenie niesie za sobą konsekwencje. Jeżeli z rozmaitych koncepcji wyciąga się logiczne wnioski, to nabierają one rozmachu, prowadząc niekiedy w zaskakujące obszary. Ten oświeceniowo-romantyczny, racjonalny i subiektywny model rozumienia dzieła sztuki i roli artysty w świecie zyskał nowy wyraz w okresie modernizmu. Awangarda stała się jego nadbudową. Dodała do modernistycznego modelu, opartego na transgresji, chęć przebudowy świata, stworzenia nowej sztuki dla nowego człowieka. To wszystko brzmi pięknie, tylko że nie udało się stworzyć nowego człowieka. A pomysłów nie brakowało. Awangarda to okres, kiedy zracjonalizowany i subiektywny umysł zaczął rościć sobie prawa do nadawania kształtu rzeczywistości, wpływania na nią, przebudowywania jej według własnych, arbitralnych zasad. To czas, w którym powstały wielkie, całościowe, opisujące rzeczywistość w najmniejszych detalach struktury intelektualne, szczegółowo pokazujące w jaki sposób powinien wyglądać świat przyszłości. Awangardziści chcieli już nie tylko zaskakiwać nowatorskim podejściem, ale dążyli do tego, by wpływać na rzeczywistość i kształtować ją według własnych reguł.
Strzemiński był dla awangardy postacią osiową. Był to wybitny, przenikliwy i syntetyczny w swoich spostrzeżeniach umysł. Jego myślenie cechował skrajny racjonalizm. W tym sensie Strzemiński był, mówiąc metaforycznie, dzieckiem Oświecenia, tak jak awangarda była konsekwencją oświeceniowej rewolucji intelektualnej. Twórca unizmu był niewątpliwie postacią wybitną. Jego pulsujący intelekt szukał ujścia w rozmaitych przejawach życia, najpierw na studiach inżynierskich w Moskwie, później w postaci niezwykle subtelnych i głębokich tekstów teoretycznych, szczególnie w „Teorii widzenia” oraz w napisanej wraz ze swoją małżonką, Katarzyną Kobro „Kompozycji przestrzeni. Obliczeniach rytmu czasoprzestrzennego”, ale też w prowadzonych zajęciach w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Łodzi, jak również w działalności w ramach grup artystycznych Blok, Praesens, a.r. Strzemiński miał też zdolności organizacyjne, w każdym sensie tego słowa. Organizacja to wyrażenie, które często pojawia się w jego tekstach. Inżynier z Mińska był człowiekiem owładniętym wręcz chęcią kształtowania formy poprzez jej, właśnie – organizację. Powtórzmy formułkę wykładaną przez spadkobierców Strzemińskiego uczących kompozycji w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych – kompozycja to organizacja elementów na płaszczyźnie. Obraz w rozumieniu Strzemińskiego nie był efektem inspiracji, a bardziej był rezultatem twórczej inwencji. Skrajnie zracjonalizowany, pozbawiony sentymentalizmu i poetyckości język wyrażanych myśli jaskrawo kontrastował z dotychczasowym dyskursem artystycznym i odzwierciedlał myślenie o sztuce autora unizmu. Zdolności organizacyjne Strzemińskiego objawiły się również w postaci nawiązania kontaktów z najwybitniejszymi awangardzistami z zachodu i wschodu Europy, co zaowocowało stworzeniem prezentowanej do dziś w Muzeum Sztuki kolekcji sztuki nowoczesnej. Maciej Cholewiński poświęca dużą część swojej książki Strzemińskiemu, nie da się bowiem inaczej. Inicjator zbieranej od początku lat 30. XX wieku kolekcji sztuki nowoczesnej, która stała się główną substancją prezentowaną w Muzeum Sztuki w Łodzi, to osobowość, która weszła do łódzkiego życia artystycznego już w latach 20. XX wieku i wpłynęła na jego oblicze jak nikt inny ani wcześniej, ani później.
Cholewiński w swojej książce jest bardzo drobiazgowy. Opisuje ze szczegółowością koleje zdarzeń wokół powstania i działalności Muzeum Sztuki. Muzeum w swoim pierwotnym kształcie powstało w roku 1910, ale już w 1900 roku działała w Łodzi placówka, która pod pewnymi względami zasługiwała na miano muzeum. Mieściła się w kamienicy Abla przy ul. Południowej (obecnie Rewolucji 1905 Roku) 11. Przed rokiem 1900, w okresie, gdy w Łodzi nie było jeszcze tego rodzaju instytucji, to muzea odwiedzały Łódź. I tu (dla zobrazowania drobiazgowości opisywanej książki)dodajmy, że autor odnotował przyjazd do Łodzi w roku 1898 „Muzeum i Teatru Wilków Krauzberga“. Byt ten zarówno z muzeum, jak i z teatrem niewiele miał chyba wspólnego, ale zaspokajał potrzebę mieszkańców obcowania z wyższą kulturą.
Innym z wielu smaczków, które można odnaleźć w „Szalonym Muzeum”, jest mało znany epizod z życia Władysława Strzemińskiego, który służąc w armii carskiej, poprowadził tak zwany atak umarłych, czyli kontratak carskiego oddziału poddanego działaniu gazu musztardowego przez oddziały niemieckie, atakujące twierdzę w Osowcu w czasie I wojny światowej. Kontratak był udany, wojskom rosyjskim udało się odeprzeć wroga. Strzemiński, jako dowodzący natarciem, bardzo się do tego przyczynił, choć zapłacił za to utratą kończyn. Ale wróćmy do początków muzeum, o których pasjonująco opowiada w swojej książce Cholewiński. Statut towarzystwa pod nazwą Muzeum Nauki i Sztuki w mieście Łodzi został zatwierdzony 25 maja 1910 roku. Pierwsza jego siedziba mieściła się w domu Pinkusa, na rogu Spacerowej (dziś Al. Kościuszki) i Zielonej. Następnie, w roku 1912, muzeum przeniesiono na ulicę Piotrkowską 91. W roku 1930 – już pod nową nazwą – Muzeum Historii i Sztuki im. Juliana i Kazimierza Bartoszewiczów przeniesiono na pierwsze piętro ratusza w gmachu przy placu Wolności 1. W pierwszej połowie lat 30. XX wieku Muzeum Bartoszewiczów było wciąż gabinetem osobliwości, mimo imponującego powiększenia zbiorów o dar rodziny Bartoszewiczów oraz kolekcję grupy a.r. To ciekawe, że w strukturze ówczesnego muzeum dopiero siódma sekcja (pod nazwą „gromadzenie dzieł i edukacja“) zajmowała się sztuką. Muzeum od początku działało jako instytucja tworzona przez ludzi mających na uwadze dobro wspólne, entuzjastów widzących głęboki sens w powstaniu tego typu placówki. Miała obudzić w łodzianach pasję, ciekawość świata, świadomość historii, miejsca i czasu.
Międzywojenne życie awangardowe organizowało się wokół grup artystycznych. Jedną z nich był Blok. Spotkały się tam silne osobowości, dlatego kwestią czasu było pojawienie się napięć. Głównymi adwersarzami byli Strzemiński i Szczuka. Choć na początku zgadzali się, że istotą sztuki uprawianej przez Blok jest tworzenie dzieł wpływających na życie społeczne, to konflikt pojawiał się wobec pytania, jak to właściwie wprowadzić. Grupa rozpadła się w 1926 roku. Na jej gruzach (i na gruzach Praesensu) Władysław Strzemiński wraz ze swoją małżonką Katarzyną Kobro utworzyli grupę a.r. Jak wspomniałem, Strzemiński od początku swojego pobytu w Polsce podjął szeroko rozumianą aktywność twórczą i organizacyjną. Szukał kontaktu z artystami czy środowiskami skłonnymi do zajęcia się na poważnie twórczością, która mogła zbudować nowy porządek w sztuce i społeczeństwie. Niesamowite, jak przecinały się losy tworzących życie kulturalne dwudziestolecia międzywojennego artystów – jednym z członków a.r. był Julian Przyboś, mentor Tadeusza Różewicza. Przyboś przyjaźnił się ze Strzemińskim (poznali się w 1922 roku). Inną w polskiej awangardzie, ale też w historii Muzeum Sztuki w Łodzi postacią był poeta, pisarz i teoretyk sztuki Jan Brzękowski, który także dołączył do a.r. Z inicjatywy tej grupy powstała Międzynarodowa Kolekcja Sztuki Nowoczesnej. Dzięki staraniom Strzemińskiego utworzono w Miejskim Muzeum Historii i Sztuki im. Juliana i Kazimierza Bartoszewiczów w Łodzi (od 1950 Muzeum Sztuki w Łodzi) dział sztuki współczesnej. Grupa „a.r.” zajęła się pozyskiwaniem eksponatów. W lutym 1931 roku podpisano umowę między Zarządem Miejskim Łodzi a grupą „a.r.”, na podstawie której przekazano Muzeum kolekcję w depozyt i udostępniono zwiedzającym. Między wrześniem 1939 a grudniem 1940, z oczywistych względów, w Muzeum Bartoszewiczów zmieniło się niemal wszystko: charakter, dyrekcja, pracownicy, język z polskiego na niemiecki. Duża część kolekcji została zakwalifikowana do kategorii „ sztuki zdegenerowanej”. Okupacja niemiecka z lat 1939-1940 spowodowała znaczne zubożenie kolekcji Muzeum. Według „Wykazu dzieł zaginionych”, przygotowywanego przez dyrektora Ryszarda Stanisławskiego w 1968 roku, zaginęło ich 234.
Na II wojnie światowej historia Muzeum Sztuki się nie kończy. Nie ma tutaj jednak miejsca na streszczenie książki Cholewińskiego. Wspominam o tych szczegółach z historii łódzkiej placówki artystycznej dla uwidocznienia, jak rzetelnie do opisu muzeum, jak uczciwie względem opisujących je faktów historycznych podszedł autor. Te drobne, na pozór, wydarzenia budują szeroki obraz łódzkiej awangardy i jej wkładu w rozwój tego kierunku w Europie. Awangarda jest jednym z mitów, które kultura europejska ofiarowała światu. Jej godne szacunku założenia musiały doprowadzić do paradoksów. Jednym z nich jest postulat transgresji powiązanej z nieustannym podważaniem dotychczasowych osiągnięć. Czy można w nieskończoność wymyślać nowe kierunki w sztuce? Częściowej odpowiedzi na to pytanie udziela twórczość prezentowana obecnie we wpływowych ośrodkach sztuki. Jak wspomniałem, modernizm, wraz z jego awangardową nadbudową, to okres tworzenia wielkich struktur intelektualnych, mających opisać świat w każdym jego aspekcie. Nie zawsze tego rodzaju całościowe struktury da się utrzymać bez naginania rzeczywistości do stawianych tez, jak chociażby w skądinąd wybitnej „Teorii widzenia”, w której zastosowanie perspektywy i przestrzenności w sztuce renesansu sprowadzone zostały przez Strzemińskiego do kwestii tak zwanego „towarowego widzenia”. Strzemiński nie dostrzegł, lub nie chciał dostrzec, piętnastowiecznej duchowości, która swoje odzwierciedlenie odnajdywała w obrazach malarzy Odrodzenia. Jednym z klasycznych obrazów renesansu jest samotna postać sportretowana we wnętrzu, na tle okna, w którym uwidacznia się linia horyzontu bezkresnego krajobrazu. Podstawowe elementy rzeczywistości wpisane są już w ten kadr. Świat doczesny zobrazowany we wnętrzu i perspektywa nieskończoności w dali, domena ładu i boskiej harmonii. Ten aspekt nie został przez Strzemińskiego wzięty pod uwagę, ale dla takiego ujęcia nie było miejsca w jego materialistycznej koncepcji, bo zaczęłaby się ona chwiać.
„Szalone Muzeum” to książka wielowarstwowa, opowiadająca o wyjątkowej historii robotniczego miasta, o przełomie artystycznym XX wieku zwanym awangardą, a przede wszystkim jest to opowieść o Muzeum Sztuki, które było soczewką tych przemian w Łodzi. Muzeum, w którym przechowywana jest pamięć dokonań awangardzistów. Cholewiński napisał książkę, którą powinien przeczytać każdy miłośnik sztuki współczesnej oraz każdy miłośnik Łodzi. Autor zebrał mnóstwo rozproszonych materiałów i zbudował z tego spójną narrację, wymagającą skupienia i czujności w trakcie lektury z uwagi na nagromadzenie faktów. A jednocześnie napisał tekst, który czyta się jednym tchem, bo pisany jest z pasją i miłością do Łodzi. Książka ta staje się nie tylko przewodnikiem po historii Muzeum Sztuki, ale również wezwaniem do zanurzenia się w fascynującym świecie awangardy i artystycznego fermentu tamtych czasów. Przekazuje czytelnikowi chronologię wydarzeń, ale również ich kreatywną i emocjonalną istotę. To nie suchy zapis faktów, lecz barwna opowieść o ludziach, ideach i wyjątkowych dziełach sztuki, które zdefiniowały oblicze Łodzi i jej artystycznego dziedzictwa. W książce tej czytelnik odnajdzie dokumentację dziejów muzeum, lecz także fascynujące kulisy życia artystycznego, które nadają jej głębię i osobisty charakter. Cholewiński przenosi czytelnika w świat inspirujących postaci i niezwykłych wydarzeń, które kształtowały losy awangardowej sceny artystycznej Łodzi. Wartościowym elementem tej publikacji jest także sposób, w jaki autor prowadzi czytelnika przez masę faktów i informacji, ukazując złożoność wydarzeń, a jednocześnie utrzymując płynność narracji. Nie tylko dostarcza wiedzy, ale także skłania do refleksji nad miejscem i rolą awangardy w dzisiejszym społeczeństwie. Wreszcie, ta książka to hołd dla miasta, którego historia jest nieodłączną częścią światowego dziedzictwa artystycznego. Autor przywraca do życia nie tylko Muzeum Sztuki, ale także duszę Łodzi w okresie jej dynamicznego rozwoju artystycznego. To nie tylko lektura dla pasjonatów historii sztuki czy miłośników Łodzi, ale także dla tych, którzy pragną zrozumieć, jak niezwykłe wydarzenia i postacie z przeszłości kształtują naszą współczesność.