Eskimosi znają wiele określeń lodu, my Europejczycy mamy wiele określeń ludu. Naród, społeczeństwo, grupa etniczna. Eskimosi, Grenlandczycy, Inuici, ludy Północy. Ilona Wiśniewska, która od 10 lat mieszka na Północy i pisze książki o ludziach stamtąd, wydała ostatnio niezwykły reportaż literacki zatytułowany Lud. Lud przez u zwykłe. Pełny tytuł książki brzmi Lud. Z grenlandzkiej wyspy. Ta mała wyspa nazywa się Uummannaq i leży na zachodnim wybrzeżu dużej wyspy. Duża wyspa nazywa się Grenlandia i jest największą wyspą na świecie. Ma mniej więcej wielkość Europy, ale zamieszkuje ją zaledwie 50 tysięcy mieszkańców – jedno większe osiedle któregoś z polskich miast rozrzucone po całym kontynencie. W osadzie Uummannaq leżącej na tytułowej wyspie mieszka 1300 osób. Ilona Wiśniewska postanowiła ich wysłuchać i oddać im głos. Zaprosić ich na trybunę i posłuchać.
Autorka poleciała na wyspę na trzy miesiące. Nie chciała być tylko turystką ani panią reportażystką badającą zwyczaje tubylców – chciała pracować i na coś się przydać, a przy okazji poznać miejsce, by potem napisać kolejną książkę. Zatrudniła się jako sprzątaczka w domu dziecka, gdyż akurat dyrektorkę tej placówki poznała podczas lotu helikopterem na wyspę (swoją drogą to w Uummannaq zbyt wielu możliwości zatrudnienia nie ma, zwłaszcza jeżeli nie zna się języka). Wiśniewska nie znała ani grenlandzkiego, ani duńskiego (Grenlandia to administracyjnie część Danii, ale zobaczcie na mapie, jak daleko jest z Uummannaq do Kopenhagi). Znała za to norweski, który do duńskiego jest bardzo podobny, i angielski, którym trochę mówią młodzi, podłączeni do sieci mieszkańcy wyspy. Ze starszymi porozumiewała się przez tłumacza. Z czasem próbowała mówić po grenlandzku, ale nie jest to łatwy język, o czym czytelnik przekonuje się, usiłując zapamiętać występujące w książce nazwy własne i imiona. W dodatku w grenlandzkim za dużą część przekazu odpowiedzialna jest mimika.
Gdy poznaje się zupełnie inną kulturę, trudno wyzbyć się pokusy oceniania, porównywania z kulturą własną. Ilonie Wiśniewskiej udaje się powstrzymywać od pochopnych ocen, choć czasami sama się sobie dziwi, że się nie dziwi – na przykład gdy dowiaduje się o związku dwunastolatki z jej nauczycielem albo o stosunku Grenlandczyków do psów (psy z zaprzęgów by obrosnąć futrem całą zimę śpią na lodzie w niewielkim kręgu wyznaczanym długością łańcucha). Nie sposób też przejść do porządku dziennego nad kwestią samobójstw – w 50-tysięcznej społeczności mniej więcej jedno na tydzień. Brak światła? Alkohol? Inny rozumienie śmierci? Traumy dzieciństwa? Kryzysy tożsamościowe? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie o przyczyny odbierania sobie życia, także przez nastolatki. Autorce opowiadają o tym różne osoby, a po wyjeździe z wyspy dowiaduje się, że samobójstwo popełnił zaprzyjaźniony z nią chłopak z domu dziecka (ten, którego postać znajduje się na okładce). Niewątpliwie jest się czemu dziwić i jest co podziwiać. Zamieszczone w książce zdjęcia dają jakieś pojęcie o pięknie grenlandzkiej przyrody, ale według przytaczanych opinii jest to piękno hipnotyzujące.
Autorka próbuje oddać atmosferę Północy poetyckim językiem. Na szczęście poetyckie frazy wplata delikatnie w swoją narrację – przy pospiesznej lekturze można je przeoczyć. Ale my się nigdzie nie spieszymy, więc posłuchajmy: Wiatr usuwa śnieg z morza i odsłania popękaną szybę z zastygłymi pęcherzami powietrza. Nie widać, co jest po drugiej stronie, tylko te trójwymiarowe białe kulki, dymki z komiksów, w które można sobie wpisać dialog z samym sobą. Albo scena już ze spotkania z jedną z bohaterek już w Danii: Wagony znikną w zawiesinie i wrażeniu, że mogłyby równie dobrze toczyć się po torach z rybich kręgosłupów.
Tak kończy się spotkanie z Helen, która w latach pięćdziesiątych została jako dziecko wywieziona do Danii. Wątek relacji duńsko-grenlandzkich jest niezwykle interesujący, przy czym nie jest to typowa zależność kolonii od metropolii. Co ciekawe, Grenlandczycy sami nie wiedzą, czy chcieliby niepodległości. Zdania są podzielone, jak myśli nastolatka, który ma się wyprowadzić od rodziców. Czy da sobie radę? Na razie w referendum zwyciężyła opcja pozostania przy Kopenhadze, ale czas niepodległości zapewne kiedyś nadejdzie. Tylko z czego wtedy żyć? Surowce podobno są, ale trudno je wydobywać, a na rybach zarobek niewielki – zanim trafią na stół, przejdą przez ręce wielu pośredników. Autorka wspomina, że grenlandzkie ryby filetowane są… w Chinach.
Lud to najlepsza książka o Grenlandii, jaką czytałem. I co z tego, że jedyna?