W Łodzi trwa Festiwal Mediów „Człowiek w Zagrożeniu”. W konkursie filmów dokumentalnych startuje między innymi Diagnosis – film w reżyserii Ewy Podgórskiej (jest ona także autorką scenariusza), zrealizowany na podstawie pomysłu producentki Małgorzaty Wabińskiej. Od premiery w listopadzie 2018 ten kreacyjny dokument był już pokazywany na wielu festiwalach, m.in. na Transatlantyku. W listopadzie 2019 można go będzie zobaczyć na festiwalach Człowiek w Zagrożeniu, Cinergia i HumanDoc. Łódzkie pokazy mają szczególny charakter, gdyż to Łódź jest główną bohaterką filmu. Najbliższa prezentacja i spotkanie z autorkami – w czwartek (21 listopada) o 18.45 w Fabryce Sztuki na Tymienieckiego 3. Wstęp wolny.
Najpierw na ekranie wyświetlony jest tekst o miejscu, które było kiedyś nazywane ziemią obiecaną. Potem widzimy szarą, zaniedbaną, widmową ulicę. Kamera powoli odjeżdża, ukazując perspektywę ponurą jak perspektywy mieszkańców miasta. Ułóż się wygodnie, oddychaj, wdech, wydech – to już sugestie kierowane do kładących się na kozetce francuskiego „psychoanalityka”. Film wykorzystuje koncept Laurenta Petita, który wymyślił metodę urbanistycznej psychoanalizy miast. Mieszkańcom zadawane są pytania w rodzaju Jeśli to miasto byłoby zwierzęciem, to jakim? Jeśli byłoby kolorem, to jakim? W filmie takiej psychoanalizie poddana zostaje Łódź.
Jakim zwierzęciem byłaby Łódź? Chorym kameleonem, który stracił kolory, rannym wołem, termitem – odpowiadają z kozetki łodzianie zaproszeni do projektu. To nawet ciekawe skojarzenia. Równie ciekawy jest sposób filmowania – reżyserka (a może operator Marek Kozakiewicz?) wymyśliła, by z kamerą ustawić się nie w nogach, ale za głową leżących. Ich twarze wyglądają z tej perspektywy niesamowicie – włosy można wziąć za brodę, a wtedy nos staje się dziwną naroślą na czole. Odrealnia to całą sytuację i koresponduje z migawkami z „miasta pełnego duchów”, jak się tu mówi o Łodzi. Raz po raz widzimy znane już obrazy – podwórka starych kamienic, senne ulice, zrujnowane fabryki. Urozmaiceniem są nocne zdjęcia z drona, w dodatku czasami odwracane do góry nogami. Jakby miasto stawało na głowie.
Zgodnie z tytułem film ma być diagnozą – określeniem, co jest nie tak z ukazywanym miastem. Bo że coś jest nie tak, to widać. Może to być kwestia doboru kadrów, wyboru takich, a nie innych bohaterów, ale warto posłuchać ich zwierzeń. Warto też na nich popatrzeć. Że Łódź jest kobietą – to banał godny wyborczych plakatów. Że jest niezbyt piękną, trochę już zniszczoną życiem kobietą, która jednak nie chce się zadowolić byle czym – to już stwierdzenie nieoczywiste. Rozproszona, trochę znerwicowana, zablokowana w relacjach. Możemy ją sobie przedstawić jako kobietę ze śladami dawnej piękności, siwymi włosami i pomalowanymi na czerwono ustami, w której zakochuje się młody chłopak. Bezczelnie próbuje nawet pocałować ją w usta. Według jednej z bohaterek w naszym mieście ludzie są zablokowani w relacjach. Jakiś wstyd, jakieś dziecięce traumy uniemożliwiają im okazywanie uczuć – jakby wszystko działo się w spięciu, stłumione i niepewne. Łódź byłaby surową matką albo ojcem, którego się kocha, nie cierpiąc go jednocześnie.
Z czasem film zmienia się w reportaż o kilkorgu bohaterach, których nie widzimy już na kozetce, ale w migawkach z życia. Te historie mogłyby się wydarzyć w każdym mieście czy są charakterystyką tego konkretnego? Nie jest to jasne, koncepcja trochę się rozmywa. Poza tym pojawia się ograny już na wszelkie sposoby motyw wielokulturowości. Polacy, Rosjanie, Żydzi i Niemcy – ta opowieść jest tu doklejona na siłę. Zwłaszcza, że pytania zadawane są – nie wiedzieć czemu – po francusku. Bardzo dobra jest za to ścieżka dźwiękowa, łącząca odgłosy miasta z transową muzyką graną w jednym z klubów. Do tego przejmujące głosy bohaterów – rozpięte między szeptem a krzykiem.
Widziałem film na dwóch festiwalach, za drugim razem nie nudził, a nawet bardziej mi się podobał. To dobrze o nim świadczy – ma w sobie tajemnice do stopniowego odkrywania.
Foto: kadr z filmu, materiały dystrybutora (profil FB filmu).