Koszerna sztuka kochania, czyli pędzel i rurka
Nikt dokładnie nie wie, co dzieje się nocą pomiędzy parą kochanków, zwłaszcza za zamkniętymi drzwiami sypialni ultraortodoksyjnych Żydów, którzy za dnia żyją w odrębnych światach kobiet i mężczyzn, przestrzegając zasady, by na siebie nie spojrzeć, nie mówiąc już o jakimkolwiek dotykaniu. Wiemy natomiast, jak ta sypialnia wygląda. Znajdują się w niej dwa wąskie łóżka, przedzielone szafkami, bowiem mężczyzna nie może spać z „nieczystą” kobietą. Przy wejściu z prawej strony wisi mezuza, pojemnik z drewna bądź metalu ze zwitkiem pergaminu zapisanym dwoma fragmentami Tory. W pobożnych rodzinach mezuzy instaluje się przy wejściu do każdego pomieszczenia oraz na framudze głównych drzwi do domu. Mezuzy winno się dotknąć pocałowanymi palcami przy każdym wejściu lub wyjściu z pokoju. Wystrój wnętrza jest bardzo skromny. Dla nas, przyzwyczajonych do szerokiego łoża małżeńskiego jako symbolu udanego pożycia, skromna i ascetyczna sypialnia religijnych Żydów z dwoma oddzielnymi łóżkami przedstawia widok dziwny. Może zajrzymy pod kołdrę?
Ultraortodoksyjni Żydzi nie mają możliwości czerpania wiedzy seksualnej z filmów, książek czy z Internetu. Dla kobiet źródłem wiedzy o seksualności jest czasem matka albo starsza siostra, ale są to przypadki rzadkie, bowiem w żydowskim, pobożnym domu o seksie się nie mówi ani przy codziennym, ani przy świątecznym stole, ani też w sobotni wieczór, kiedy celebruje święty dzień wolny od pracy. To temat tabu. Jednak przykazanie „bądźcie płodni i rozmnażajcie się” jako pierwsze występujące w Torze jest w judaizmie szczególnie ważnym religijnym nakazem.
Ultraortodoksyjne żydowskie społeczeństwo Izraela żyje według ściśle określonych praw, które prawie bez żadnych zmian obowiązują od stuleci i zapisane są w Biblii, Talmudzie i innych świętych księgach judaizmu oraz przede wszystkim w kodeksie religijnych praw żydowskich „Szulchan Aruch”. Kodeks ten daje bardzo wyraźne i jednoznaczne wskazówki dotyczące postępowania w różnych sytuacjach. Nie brak w nim także dokładnego instruktarzu jak powinno zachowywać się w sypialni i podczas zajmowania się fizjologicznymi czynnościami… Obszerny rozdział poświęcony został życiu płciowemu. Według Talmudu mężczyzna bez kobiety nie jest mężczyzną, a zgodnie z „Świętą Księgą Zohar”: dom, w którym nie odbywa się połączenie kobiety z mężczyzną, nie zaznaje obecności Boga.
Do współżycia seksualnego nazywanego przez ortodoksyjnych Żydów „przyjemnością soboty” może dojść po 7 pełnych dniach od ostatniego dnia menstruacji, po rytualnym oczyszczeniu się kobiety w mykwie. „Szulchan Aruch” wyraźnie określa obowiązki męża wobec żony w zależności od wieku, sił i zawodu. I tak na przykład zdrowi i młodzi, niepracujący fizycznie mężczyźni (czyli na przykład studiujący Torę) muszą trudzić się każdej nocy. Handlarze, robotnicy wykonujący lekkie zawody (krawcy, i budowniczy) – raz w tygodniu, koniecznie w wieczór sobotni, a pracujący poza miastem – dwa razy w miesiącu. Pasterze wielbłądów zobowiązani są do współżycia z żoną tylko raz w miesiącu, a żeglarze co pół roku. Specjalne przywileje mają studiujący Pismo Święte w obcych miastach. Mają oni prawo oddalić się od domu i nie wykonywać małżeńskich obowiązków nawet przez 2–3 lata! Mężczyzna może również odpocząć od „nakazu rozmnażania” podczas choroby, ale nie dłużej niż przez 3 miesiące.
Są też pewne okoliczności, w których mąż koniecznie musi „uszczęśliwić żonę” – na przykład siódmego dnia po skończeniu miesiączki, w jej płodny dzień, po oczyszczeniu się żony w rytualnej kąpieli albo w noc przed wyjazdem z domu. Nic dziwnego, że rodziny ortodoksyjnych Żydów obfitują w liczne potomstwo (normą jest kilkanaścioro dzieci), kiedy wszystkie przepisy są ściśle przestrzegane i powodują, że życie płciowe koncentruje się w dniach kobiecej płodności. Jeśli dodamy do tego fakt, że bardzo wielu ultraortodoksyjnych Żydów nie pracuje, studiując religijne księgi i mając z tego powodu nakaz „uszczęśliwiania żony” każdej nocy, sami zrozumiecie, dlaczego w świeckim Tel Awiwie w 2011 roku przyrost naturalny wyniósł 0,6%, a w religijnej Jerozolimie – 2,3%.
Ela Sidi na swoim blogu przedstawia dokument o nazwie „Edukacja seksualna dla religijnych Żydów. Instrukcje zachowania się w noc poślubną”, wysłany przez Wydział dla Młodych Par Światowego Centrum Agudat Israel, a przeznaczony dla uczniów jesziw. Zacytuję tyko fragmenty tego dokumentu, bowiem całość jest dosyć żenująca. Być może dlatego, iż słowa penis i wagina uznane zapewne jako niekoszerne zostały zastąpione innymi, które po przetłumaczeniu na polski znaczą odpowiednio – pędzel i rurka, co dodatkowo sprawia, że instruktarz staje się, w ogólnym odbiorze, śmieszny. Zamieszczając poniżej wybrane cytaty, pragnę jedynie udowodnić, że poradnik został przygotowany niezwykle dokładnie, zadbano o każdy szczegół i rozpisano cały akt płciowy punkt po punkcie. A zatem:
W pokoju, w którym odbywać się będzie wypełnianie nakazu „bądźcie płodni i rozmnażajcie się”, powinno być ciemno. Jeśli jednak nie jest, należy zasłonić okno grubymi zasłonami, tak by jakiekolwiek światło nie przedostawało się do środka.
Przed aktem i po nim należy trzy razy umyć ręce.
Konieczne jest przeczytanie odpowiednich modlitw i błogosławieństw.
W pokoju, w którym wypełniany jest „dobry uczynek”, nie powinno być religijnych ksiąg. Jeśli jednak one są, należy nakryć je podwójną zasłonką podobnie jak mezuzę.
Po wyjściu z toalety przed wypełnieniem nakazu Pan Młody powinien lekko uderzyć siedem razy Pannę Młodą w kolana, żeby ta przestała myśleć o czymkolwiek innym poza „religijnym nakazem” i skupiła się wyłącznie na nim, po czym należy poczekać 12 minut.
Powinny być przygotowane dwie białe ściereczki.
Po przygotowaniach przystępuje się do wypełniania „trudnego nakazu”. W zupełnie zaciemnionym pokoju Panna Młoda rozbiera się ze wszystkich rzeczy otulając szlafrokiem, podobnie jak Pan Młody, który jako przygotowanie do współżycia powinien ją pocałować w czoło.
Cały czas mężczyzna i kobieta powinni być przykryci, tak aby na zewnątrz nie wystawała żadna część ciała.
Pani Młoda chcąc pomóc Panu Młodemu, może nasmarować „to miejsce” olejkiem przy pomocy pierwszej ściereczki.
Pan Młody wychodzi z ciała kobiety dopiero po całkowitym wypłynięciu nasienia. Powinien wtedy wytrzeć się drugą ściereczką i natychmiast wyjść z łóżka.
Pan Młody powinien wymyć „mokry narząd” w wodzie, założyć na siebie okrycie i wymyć 3 razy ręce, po czym nalać czystej wody żonie do umycia się i rozkazać jej przynieść jedzenie, które go posili.
Panna Młoda po wypełnieniu nakazu „bądźcie płodni i rozmnażajcie się” koniecznie powinna szczęśliwym głosem pochwalić Pana Młodego i pogratulować mu wypełnienia trudnego nakazu.
Trudno nie zgodzić się z panią Sidi, która twierdzi, że szczególnie ostatni punkt instruktarzu wykazuje się mądrością i znajomością realiów małżeńskiej alkowy. Nie ma chyba szczęśliwszego mężczyzny od tego, który potrafi zadowolić swoją partnerkę i być podmiotem jej podziwu, nawet, jeśli tylko spełnił „dobry uczynek” – pisze pani Ela.
To prawda. Prawdą jest również to, nie ma w owym instruktarzu miejsca na czułość, która ludziom zwykle kojarzy się z miłością i związkiem dwojga. Jest on suchy, beznamiętny, zredukowany do instrukcji odbycia aktu płciowego w celu rozrodczym, jest tylko informacją, jak zrealizować czy wypełnić obowiązujące prawo. Jednak jakkolwiek by z niego nie żartować i na niego nie narzekać, prawda jest taka, że może okazać się niezwykle pomocny. W środowisku ultraortodoksyjnych Żydów, którzy bardzo młodo zawierają związki małżeńskie, nie chodzą do świeckich szkół i nie mają dostępu do nowoczesnego świata, nie znają się przed ślubem (widzą się zaledwie raz w obecności rodziny), taka instrukcja może uratować niejedną młodą (męską i damską) psychikę. Nie myśl, nie kombinuj, nie stresuj się, nie panikuj! Rób, co ci każą.
W każdym razie nie przypominam sobie, bym ja jako wyznawca religii katolickiej dostała od mojego kościoła jakiejkolwiek poradnik, jak radzić sobie w noc poślubną, a przecież kościół katolicki również nie pochwala seksu przedmałżeńskiego, klasyfikując go jako grzech, zatem powinien zakładać, że przystępuję do ślubu jako dziewica i o sprawach współżycia nie mam najmniejszego pojęcia. Dla narzeczonych organizowane są co prawda nauki przedmałżeńskie, na które przed ślubem grzecznie chodziłam razem z moim Mężem (wtedy narzeczonym) – ale nie poruszano tam spraw seksu – jedynie chwilę poświęcono naturalnej antykoncepcji, czyli tzw. „kalendarzykowi małżeńskiemu”.
Rozumiem, że podobna instrukcja dla Katolików byłaby można śmieszna w dzisiejszych czasach, w których to wyuzdane nastolatki wiedzą na ten temat pewniej więcej niż doświadczone żony, mamy koedukacyjne szkoły, seks jest widoczny w filmach, książkach, reklamach, grach komputerowych, a granica wieku zawierania małżeństw mocno się przesunęła. Z pewnością ciężko byłoby również znaleźć, nawet wśród głęboko religijnego środowiska katolickiego, dorosłą kobietę czy mężczyznę niewiedzących „co do czego” i wierzących w „bociany” lub „kapustę”. Ale nie zawsze było tak różowo. Wcale nie tak dawno, bo na początku XX wieku Magdalena Samozwaniec (z domu Kossak) ze swoją siostrą Lilką (późniejszą Marią Jasnorzewską-Pawlikowską), wychowywane „pod kloszem” w Kossakówce, w domowym systemie nauczania, jako dziewczynki z „dobrego domu” musiały się naprawdę nieźle natrudzić, by poznać prawdę o tym, jak się robi dzieci. Zaręczam, że nie wszystkie panienki miały wtedy na tyle śmiałości i bystrości umysłu. Cała edukacja seksualna tej grupy społecznej ograniczała się zazwyczaj do zaczerwienionej matki, która w dzień przed ślubem bąkała niepewnie i nieśmiało coś o „obowiązku małżeńskim”, co było równie niezrozumiałe, jak enigmatyczne. Takie wyjaśnianie spraw współżycia kończyło się niestety niekiedy skandalem bądź tragedią, a najczęściej żenującą sytuacją.
W swojej doskonałej i rozczulającej do łez książce „Maria i Magdalena” Samozwaniec pisze – Nieuświadamianie młodych dziewcząt z „dobrych domów”, które trwało zazwyczaj aż do dnia ślubu, przynosiło często najfatalniejsze urazy i wstręt do męża, ukryty głęboko pod słowem „obowiązek małżeński”, który prześladował je czasem przez całe życie. Młode żony nieraz wariowały albo przybiegały z płaczem do rodziców, zeznając wśród łkań, że Oleś czy Zdziś, tak spokojny, dobrze wychowany i delikatny za narzeczeńskich czasów, nagle dostał „pomieszania zmysłów” i że wobec tego ona już więcej do niego nie wróci. Sławna była historia niejakiej panny Grocholskiej, która przed legalnymi zakusami swojego młodego męża zasłoniła się krucyfiksem! Mąż, mimo iż był wierzącym i praktykującym katolikiem, odesłał ją nazajutrz do matki.
Zanim jednak dojdzie w ogóle do trudów nocy poślubnej, młodzi, niezależnie w jakiej religii, muszą się poznać. U bogobojnych Żydów mamy do czynienia wyłącznie z aranżowanymi małżeństwami i dobieraniem odpowiednich par. Do tego potrzebny jest szadchan, czyli swat bądź swatka. Kojarzą oni małżeństwa zazwyczaj z tej samej grupy religijnej czy społecznej i przedstawiają do wyboru kilku kandydatów. Zapłata za ich usługi wynosi zwykle ok. 2–3% posagu, a cena warta jest ich pracy. Zbierają oni niewiarygodnie dużo informacji o przyszłych małżonkach i próbują jak najlepiej dobrać młodych w pary.
Oczywiście liczba przedstawionych kandydatów bądź kandydatek i zakres wykonanego zlecenia różni się zapewne w zależności od jakości posagu – inaczej pracuje się za tysiąc, a inaczej za dziesięć tysięcy szekeli. Tym niemniej zawód swata jest traktowany przez Żydów jako zajęcie święte i trzeba się z tym tematem obchodzić delikatnie. Zafascynowana pracą swatów i trafnością ich wyborów, dziennikarka J.S. Margot, która próbowała napisać artykuł o ich zawodzie, słyszała za każdym razem trzask odkładanej słuchawki telefonu, kiedy proponowała im jakikolwiek wywiad. Swaci czy swatki jednomyślnie bronili dostępu do swojego świata. Im mniej o nas wiedzą, tym lepiej – powiedziała jedna przed głośnym odłożeniem słuchawki.
Kandydaci na mężów i żony mogą oczywiście spotkać się przed ewentualnym ślubem, aby poznać się i zobaczyć, czy sobie wzajemnie odpowiadają. Rzecz jasna nie mogą być sami. Ponieważ nie są jeszcze rodziną, tyko obcymi dla siebie osobami, nie mogą przebywać razem w zamkniętym pomieszczeniu, nie mogą się dotknąć czy chwycić za rękę. Jeżeli spodobają się sobie, następuje dalsze weryfikowanie kolejnych informacji oraz testy: dla narzeczonego ze znajomości Tory, przeprowadzane przez ojca przyszłej żony, dla narzeczonej ze znajomości koszerności i zasad prowadzenia domu – przygotowane przez matkę pana młodego. A potem? A potem to już ślub pod rozpiętą na czterech słupkach chupą wyszywaną w gwiazdy, które są aluzją do licznego potomstwa. Będzie wesoło, będzie dobre jedzenie, będą tańce w dwóch osobnych salach kobiet i mężczyzn; pan młody po raz pierwszy dotknie pannę młodą, podając jej kielich z sokiem winogronowym, symboliczne szkło zostanie stłuczone i młodzi będą żyli długo i szczęśliwie. Naprawdę!
W książce „Mazel tow” (autentycznej historii pracy u ortodoksyjnych Żydów gojki, która staje się przyjacielem rodziny) wyraźnie można wyczuć frustrację autorki, kiedy kolejne jej związki zawierane z wielkiej miłości rozsypują się jak domki z kart, a dzieci rodziny Schneiderów (wszystkie pary kojarzone przez swatki) trwają w naprawdę udanych małżeństwach, pełnych ciepła i szacunku dla partnera.
To oczywiście niemożliwie, by wszystkie mariaże religijnych Żydów były udane, by nie przechodzili oni w swych związkach kryzysów i nie miewali problemów miłosnych. Jednak system zasad wiary (zakaz dotykania innych niż żona kobiet, zakaz przebywania z obcą kobietą sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu, w tym w samochodzie) sprawia, że życie obu płci wystawione jest na o wiele mniej pokus niż chociażby w religii chrześcijańskiej. Zwyczajnie łatwiej jest dochować wierności współmałżonkowi, co skutkuje mniejszą liczbą rozstań, kłótni czy wzajemnych rozczarowań i pretensji. Poza tym życie religijnych Żydów rozpisane na 248 nakazów i 365 zakazów rodzi po prostu mniej pytań i dylematów. Nie wiesz, co robić? Sprawdź w kodeksie.
Którego z tych dwóch byś wybrała? Mam na myśli intuicję. Który cię intuicyjnie bardziej pociąga? – pyta J.S. Margot jedną z córek Schneiderów. My nie używamy intuicji – odpowiada młoda dziewczyna. I tyle.
Dress code
W życiu każdego Żyda ważną rolę odgrywa strój. Jak wiele grup religijnych judaizmu, tak wielkie zróżnicowanie w ubiorze. Ultraortodoksyjni chasydzi noszą ciemne chałaty, białe koszule z frędzlami zwane talit katan, brody, pejsy i kapelusze. Niektóre ugrupowania zakładają dodatkowo gartla – ozdobne pasy, które opinają brzuch i oddzielają święte części ciała od pospolitych.
A wiecie, skąd nasz kitel lekarski? Oczywiście z jidysz. Kitel to u Żydów biała i długa szata, noszona przez mężczyzn podczas niektórych uroczystości religijnych – na przykład własnego ślubu lub obrzezania syna.
Chasydzi, idąc w szabat do synagogi, zakładają sztrajmele – eleganckie, futrzane czapy z bobrowego futra. Ponieważ czapy te są niezwykle drogie i często przechodzą z pokolenia na pokolenie, z dziadka na ojca, z ojca na syna, chasydzi bardzo o nie dbają i wielce je szanują. Jeżeli zatem zbiera się na deszcz, a jak już wiemy, jakakolwiek praca w szabat jest całkowicie zabroniona i otworzenie parasola na ulicy nie wchodzi w grę, chasydzi zakładają na nie przed wyjściem z domu… plastikowe reklamówki. Wygląda to hm… dosyć dziwnie, ale przynajmniej zapobiega zniszczeniu cennych nakryć głowy.
Im większa liczba ugrupowań chasydzkich, tym większa liczba kształtów kapeluszy czy sztrajmeli, od wysokich do płaskich, od szerokich do wąskich. Poszczególne ugrupowania rozpoznaje się również po rodzaju fryzury – począwszy od pejsów krótkich, średnich, długich, zakładanych na uszy, za uszy, przed uszy, po różną długość brody lub nieposiadanie brody wcale. Tak samo chałaty różnią się detalami kolorów – od szarych do czarnych i od pasiastych po jednolite. W niektórych grupach rabinackich łatwo jest poznać stan cywilny mężczyzny idącego przed tobą, bowiem żonaci zakładają skarpetki białe, a kawalerowie czarne. Stan cywilny kobiet również nie jest trudny do odgadnięcia, ponieważ niemężatkom pozwala się pokazywać włosy, a mężatki mają je ściśle zasłonięte.
W ultaortodoksyjnych odłamach chasydyzmu świeżo upieczonej żonie goli się głowę z uwagi na pogląd, że piękne włosy przyciągają uwagę mężczyzn, a nic nie może przecież odciągać męża od studiowania świętych ksiąg. Niezależnie, czy ogolona czy nie, głowa kobiety zawsze jest zasłonięta, poza domem – peruką (szajtlem) bądź ciemną chustą (reformowane panie zakładają kapelusze), a w domu – turbanem. Obowiązuje strój niezwykle skromny: długie rękawy, zapięte pod szyję bluzki, spódnice za kolana, ale nigdy nie długie, bo to jest zarezerwowane dla Arabek. Grube rajtuzy w kolorze cielistym (konieczny szew na łydce, by broń Boże nie pomylić materiału z ciałem!) i pełne buty na płaskim obcasie (sandały są zabronione) dopełniają całości obrazu. Przypomnijmy, że w Izraelu jest ciepło. Średnia temperatura wynosi 26 stopni i spada tam rocznie 79 mm deszczu. Niezwykle chyba trudno wytrzymać w takim klimacie w tych wszystkich chałatach, perukach, grubych rajtuzach i pełnych, ciężkich butach.
Dorosłych mężczyzn (czyli zgodnie z prawem religijnym powyżej 13. roku życia) często widuje się z tałesem i tefilinem, które służą do modlitw dnia codziennego. Tałes jest prostokątną chustą nakładaną przez Żydów na głowę bądź ramiona podczas modlitwy, zwykle białą z czarnymi lub granatowymi pasami wzdłuż boków oraz frędzlami. Tefilin to dwa czarne skórzane pudełeczka wykonane z jednego kawałka skóry zwierzęcia, koniecznie koszernego, w których znajdują się cztery ustępy Tory napisane na pergaminie. Pudełeczka przywiązuje się rzemieniem do czoła i lewego ramienia. Zakładanie tefilinu wcale nie jest proste i młodzi chłopcy, jeszcze przed świętem swojej Bar micwy (uroczysty moment wejścia w dorosłość) często ćwiczą wkładanie i zdejmowanie tego przyrządu.
Wyglądu dopełnia jarmułka, nazywana również kipą bądź mycką. Ultraortodoksyjni chasydzi zakładają ją pod kapelusz bądź futrzaną czapę, inne ugrupowanie ortodoksyjne, np. Litwacy, Sefardyjczycy noszą stale na czubku głowy. Dla ultraortodoksów i ortodoksów zarezerwowane są czarne mycki z aksamitu (choć jeden odłam chasydów nosi białe szydełkowe w dużym rozmiarze), grupy reformowane – ortodoksja nowoczesna i prawicowcy noszą kipy szydełkowe bądź dzianinowe w różnych kolorach. Różnorodność jarmułek jest bardzo duża.
Swoją drogą, jakie to wszystko ciekawe, naprawdę. Idziesz sobie zatłoczoną uliczką w religijnej Jerozolimie i wszystko wiesz; o ten jest na pewno ultrareligijny, pewnie wraca z synagogi na obiad do żony, bo po skarpetkach widać, że niekawaler. Ten z białą koszulą, czarnymi spodniami i czarną mycką to zapewne Litwak – spieszy do pracy, pewnie w firmie komputerowej. Ten, co przebiegł właśnie przez skrzyżowanie, doczekawszy się wyzwisk od zbulwersowanego kierowcy, to religijny prawicowy Żyd z partii Mafdal, których można łatwo rozpoznać po bardzo kolorowych myckach, z wielobarwnymi wzorami na brzegach.
Wśród kobiet również – „wszystko na widoku” – ta pani w drogiej, eleganckiej peruce lub w eleganckim kapeluszu to z pewnością nowoczesna ortodoksja, ta w ciemnej chustce i skromnej sukience to chasydka, ta w szortach to na bank żydówka świecka. I tak dalej, i tak dalej… Co człowiek, to decyzja, co człowiek, to histora…
A u nas – niestety (?) nic nie wiadomo. Mijasz tłumy ludzi na ulicy i nie masz bladego pojęcia, czy wierzą w Boga, czy nie wierzą, czy są katolikami, czy prawosławnymi, czy chodzą do kościoła co niedzielę, czy tylko na Boże Narodzenie bądź w Wielkanoc, a może są zdeklarowanymi ateistami. Nawet tak wyśmiewane przez dużą część społeczeństwa „moherowe berety” mogą okazać się mylące, co więcej, wiszący na piersi krzyżyk traktowany jest często jak biżuteria – nie musi wcale oznaczać wierzącej osoby. Pewnie tak jest lepiej, a na pewno bezpieczniej; jeszcze byśmy się pozabijali.
W Izraelu poszczególne grupy religijne przyzwyczaiły się przez lata do panującej tu różnorodości stroju, może za sobą nie przepadają, ale nie będą przecież na siebie napadać. Do scysji dochodzi właściwie wyłącznie pomiędzy ultraortodoksyjnymi chasydami a Żydami świeckimi. Żydzi świeccy ubierają się po europejsku, ale zwłaszcza kobiety w mocno frywolny i powiedziałabym – nieskromny sposób. Wynika to z faktu, jak sugeruje wielu komentatorów, że nie chcą być uznane za osoby religijne. Swoją długością spódniczki (bardzo krótką) bądź dużym dekoltem czy odsłoniętymi długimi, rozpuszczonymi włosami pragną zaznaczyć swój status kobiety świeckiej, bo założenie dłuższej (do kolan) sukienki czy bluzki z długim rękawem sugerowałoby ich religijność. Tak jakby, dosłownie, stopień religijności był wyznaczany przez długość poszczególnych części garderoby. Dlatego nierzadko zdarza się na przykład: obrzucenie kamieniami rowerzystki w szortach przez chasydskich chłopców w pobożnej Jerozolimie czy splunięcie w twarz kobiecie z dużym dekoltem na przejściu dla pieszych w ortodoksyjnym Bnei Braku.
Rabin Steven Pruzansky, lider Zgromadzenia Bnai Yeshurun w Teaneck, New Jersey, przekonuje na stronie internetowej: Ugrupowania religijne, które mają obsesję na tle ubrań na tyle, że odróżniają żonatych od nieżonatych na podstawie koloru noszonych skarpetek, i wymagają żeby wszyscy nosili te same płaszcze, nie praktykują formy judaizmu tradycyjnego ani przynoszącego chwałę dla Stwórcy. Jest to praktyka, która nie ma na celu nakłaniania innych osób do rozważania o tym, jakimi „mądrymi i roztropnymi, ludźmi” jesteśmy. Zamiast tego te grupy wytwarzają raczej sztuczne rozróżnienia między Żydami – prawdopodobnie w celu wspierania spójności ich małych grupek, odparcia Żydów z zewnątrz i lepszego wykonywania ścisłej kontroli nad swoimi zwolennikami. Na pewno należy lepiej przygotować się do małżeństwa, niż po prostu kupić skarpetki w nowym kolorze…
A na końcu dodaje: Prawdziwą miarą każdego Żyda i każdego człowieka jest zawsze wnętrze. Wspaniale powiedziane. Dziękuję, Rabinie!
***
Judaizm jest trudny i wymagający. Kultura żydowska zaś zawiła i pełna przepisów. Smutna historia Żydów sprawia, że trudno się o nich myśli, szczególnie mijając pomazane w gwiazdy Dawida mury budynków, z wulgarnymi dopiskami na temat piłkarskich klubów. Trudno się także o nich pisze, albowiem nigdy nie wiadomo, czy użyć małej czy dużej litery, bo teoria niby łatwa; słownik języka polskiego (PWN) podaje, że wyznawca judaizmu – małą, członek narodu – dużą, ale przecież każdy żyd – wyznawca judaizmu jest Żydem – członkiem narodu; więc prof. Stanisław Krajewski zaleca, żeby wszystko dużą – tak dla bezpieczeństwa.
Ogromna liczba nakazów i zakazów, które tworzą żydowskie prawo, religię oraz kulturę, dodatkowo w znaczny sposób izoluje społeczeństwo Żydów od gojów. Taki zapewne cel mieli mędrcy spisujący komentarze do pięciu świętych ksiąg Tory i segregujący je w kolejne kodeksy praw. Czyż nie jest tak, że odseparowane społeczeństwo dłużej utrzyma swoje zwyczaje w niezmienionej formie? Czy nie będzie bardziej, a przede wszystkim dłużej odporne na zmiany i tak nieuchronne przy wciąż ewoluującym świecie?
Żydzi i chrześcijanie… Chrześcijanie i żydzi… Dzieli nas Jezus, niedziela, szynka, pies, kot czy kalendarz (w żydowskim jest obecnie rok 5780). Łączą – Bóg, Mojżesz, Dekalog, faszerowany karp w galarecie, śledź po żydowsku, sernik i mnóstwo słów, o których zapomnieliśmy, że pochodzą z jidysz, takich jak: belfer, miglanc, cymbergaj, rejwach, mecyje, frajer, tumult czy machlojka.Niby blisko, a tak daleko…
Przez ostatnie tygodnie dużo przeczytałam, obejrzałam i przemyślałam. Ale czy zrozumiałam? Myślę, że mnie – zwykłej gojce – nawet chanukowa menora (dziewięcioramienna! chanukija) nie jest w stanie doświetlić każdego zakamarka religii i kultury żydowskiej. Wszystkim jednak, którzy zechcą dalej ją zgłębiać i wychodzić w labirynty korytarzy pełnych przepisów i praw, życzę wytrwałości. Ja będę zgłębiać.
Mazel tow!
Źródła:
Izrael oswojony – Ela Sidi (wyd.2013)
Mazel tow – J.S. Margot (wyd.2018)
Maria i Magdalena – Magdalena Samozwaniec (wyd. 1956)
Niech Bóg broni (org. God forbid) – reż. Yohai Hakak, Ron Ofer, 2011
Unorthodox – reż. Anna Winger, Alexa Karolinski, 2020
Żydowski Instytut Historyczny – www.jhi.pl
Gmina Wyznaniowa w Poznaniu – www.poznan.jewish.org.pl
Forum Żydów polskich – Dana Rothschild – www.salon24.pl