Któregoś popołudnia w domu panowała taka cisza, że słychać było tylko tykanie budzika. Matka i syn siedzieli przy kuchennym stole i próbowali rozwiązać zadanie z matematyki. Nie bardzo im to szło. – Mamo! – powiedział Tomek. – Co tam, synku? – Czy ty mnie kochasz, mimo że ja jestem taki niezdolny? – Po mnie jesteś taki niezdolny. Kocham cię najbardziej na świecie. – Najbardziej ze wszystkich? – Najbardziej.
”Mama kocha Tomka najbardziej!” zahuczało w głowie dziewczynce, która słyszała rozmowę, chociaż nie powinna była, bo drzwi do jej pokoiku były prawie zamknięte. Kiedy do domu wrócił ojciec, rzuciła mu się na szyję. – Tatusiu! – Czyś ty, dziecko, wreszcie zdrowa? Co się stało, że zeszłaś, by mnie powitać? – zapytał wesoło. – Tatulku, czy ty mnie kochasz? – Bardzo cię kocham, córeczko. Ale puść już, kurtkę muszę zdjąć. – Tatulku, ale czy mnie kochasz najbardziej na świecie? – Ciebie, Tomka, mamę. Po równo. Na tym rozmowa się skończyła.
Następnego dnia rano okazało się, że Tomkowi zniknął gdzieś podręcznik do matematyki. W tamtych czasach nie było łatwo o szkolne książki. Zdarzało się, że jeden egzemplarz przypadał na trójkę dzieci. Tomek dostał kolejną naganę od nauczycielki, tym razem za zgubienie ćwiczeniówki. Matka serdecznie pocieszała syna, ale Beata już tego nie musiała oglądać. Bawiła się nad strumieniem. Puszczała papierowe łódki. Były niezwykłe. Żagle zapisane cyframi, układami równań.
Mijały dni. Jesień w miasteczku dojrzewała, jednak wciąż jeszcze nie oddawała nawet kawałka pola pierwszym śniegom. Po szkole Beata nie wracała do domu. Szła na przystanek i czekała. Z autobusu, od poniedziałku do soboty, zawsze o tej samej porze, wysiadał jej ojciec. Wracali do domu we dwoje, trzymając się za ręce. – Chciałabym, żebyś mnie kochał najbardziej na świecie – powtarzała. Tata uśmiechał się i odpowiadał zawsze to samo: – Kocham was wszystkich po równo. Mijały dni. Okoliczne pola zalał wreszcie śnieg. Szybko stwardniał, stracił biel, uwięził w sobie wszystko, co nie zdążyło uciec. Tak miało być aż do wiosny. Ale wiosna nigdy nie nadeszła. – Nie wychodź po mnie na przystanek – poprosił któregoś razu tata. – Dlaczego? – Zmarzniesz, a ja nie chcę, żebyś jeszcze więcej chorowała. – Tak mnie kochasz, tatusiu?! – Tak. Tak cię kocham – odpowiedział mężczyzna. Gdyby Beata była starsza, albo chociaż gdyby była zdrowa, wyczułaby w głosie ojca zniechęcenie, może nawet złość. – Jesteś dziś inny – szepnęła. Nie usłyszał. Myślami był jeszcze w fabryce, w salce dla najmłodszych szwaczek.
Czas mijał. Tomek i mama przygotowali ogród na wiosnę. Było przy tym mnóstwo śmiechu. Beata nie mogła znieść ich ciągłego przekomarzania się, szturchańców i zabaw. – Nie stój w oknie, siostra, tylko chodź do nas – prosił chłopiec. Beata czekała na to, co powie matka. Uchyliła okno, by lepiej usłyszeć. – Daj jej spokój. Nie chce, niech nie przychodzi. ”Niech nie przychodzi. Niech nie przychodzi”, zahuczało, zaszumiało. Rozsadziło dziewczynce głowę. Zbiegła po schodach, w samej tylko koszuli. Lustro w korytarzu nie zdążyło złapać jej odbicia. – Mamo! Nie widzę siebie w lustrze – krzyknęła, stojąc boso na zamarzniętym podwórkowym bruku. Na co liczyła? Czy na to, że matka do niej podbiegnie, przytuli? Czy na to, ze przeprosi córkę za chorobę, którą przeniosła na dziecko? Tomek był zdrowy. Dlaczego brat był zdrowy, jak ojciec, a ona, Beata, była chora jak matka? Te wszystkie rozważania pojawiły się, ale po wielu latach. Tamtego przedwiośnia, ostatniego dnia dzieciństwa, podskakując, raniąc stopy o bryłki skamieniałego lodu, Beata nie zadała sobie żadnego pytania. Zadała pytanie matce: – Czy wiesz, dlaczego twój mąż tak późno wraca z pracy?
I to był koniec wszystkiego. Ani się obejrzeliśmy, a dom naszych sąsiadów roztrzaskał się na kawałki. – Cały ogród w strzępkach…. – żaliły się porwane pajęcze nici. Delikatne, zasmucone,drapieżne. Minęły lata. Do opuszczonego domu Beaty wprowadziło się młode małżeństwo z synkiem, z kotem oraz z psem. Są bardzo szczęśliwi. Kiedy pytamy, czy chcą poznać historię poprzednich właścicieli, odpowiadają: ”Znamy ją, znamy.” ”A skąd?” ”Ze snów”