Piękny letni wieczór. Park. W parku ławka. Na ławce siedział Rafał. Było za późno, by znaleźć w torebce przeciwsłoneczne okulary. Mogła jedynie odwrócić wzrok, ale rozżalona ciekawość wzięła górę nad wstydem. Zwolniła, by móc się przyjrzeć młodziutkiej kobiecie, która lewą ręką kołysała wózek z niemowlęciem, a palce prawej dłoni właśnie w tej chwili splotła z palcami Rafała. Na wypielęgnowanych paznokciach dziewczyny lśnił złoty lakier. W głowie Matyldy rozbłysło atomowe słońce. Na chwilę straciła wzrok i minęła parę z dzieckiem jak ptak, który z zamkniętymi oczami przelatuje nad przepaścią. Przepaść miała początek, ale nie miała końca.
– Dziękuję pani – powiedział Rafał. – A kasa? – zapytała dziewczyna. Rafał w wyjął z kieszeni zwitek banknotów i wręczył nieznajomej dwadzieścia złotych. – Jak chcesz, mogę cię wziąć za rękę jeszcze raz. Nawet za dyszkę. – Dziękuję pani – powtórzył i wstał z ławki. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Albo nie. Nie musi iść do domu. Monopolowy jest za rogiem.
Następnego dnia rano, idąc do pracy, Matylda ominęła park. Na wszelki wypadek. W sklepie była akurat dostawa towaru i dzięki temu nie musiała myśleć o przepaści, która ją wczoraj napadła. Nie myślała o niczym i szefowa poprosiła, by poszła do domu odpocząć. Jednak Matylda nie poszła do domu. Wędrowała przedmieściami do centrum. Kiedy dotarła na rynek, obsiadły ją duchy, które widziała pierwszy raz w życiu. Pachniały niemowlęcym talkiem. Obmyła twarz w fontannie. Wtedy zjawy zniknęły i do luksusowej perfumerii weszła zupełnie sama.
– Poproszę buteleczkę lakieru do paznokci – uśmiechnęła się do ekspedientki. Nigdy dotąd nie malowała paznokci. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. – Jaki kolor? – Złoty. Poproszę o kolor jak najbardziej złoty.
Foto: Pixabay