Znałam kiedyś małżeństwo, które naznaczyła choroba żony. Kilka tygodni po urodzeniu drugiego dziecka dziewczyna (miała 21 lat) obudziła się rano i nie mogła wstać z łóżka. Paraliż nóg trwał kilka godzin, potem objawy ustąpiły, ale po kwartale choroba zaatakowała ponownie i już nie odpuściła. Kiedy dziewczyna, dajmy jej na imię Magda, usłyszała diagnozę, przeszła nerwowe załamanie. Prognozy były fatalne.
– Kochanie, będziemy walczyć – powiedział mąż.
– Staszku, rozwiedź się ze mną, póki czas – powiedziała i natychmiast wpadła w popłoch. Co będzie, jeżeli mąż rzeczywiście odejdzie? Staszek ucałował opuszki chłodnych jak górskie źródełko palców żony.
– Coś sobie obiecaliśmy…
– Kiedy, Staszku?
– W dniu ślubu.
Magda odetchnęła. Życie trwało nadal. Staszek opiekował się żoną i synkami. Żyli skromnie. Choroba Magdy postępowała. Któregoś ranka okazało się, że nie tylko straciła czucie w kończynach, ale w dodatku widziała tylko połowę świata. Drzewa bez liści. Domki bez dachu.
– Magda, wyjeżdżam na kilka tygodni – powiedział Staszek.
– Wyjeżdżasz?!
– Tak. Moja matka jest już w drodze. Zajmie się chłopcami i tobą aż do mojego powrotu.
– Staszek, ty już nie wrócisz, prawda?
– Wrócę.
Magda bała się zapytać, dokąd wybiera się jej mąż. Dokąd i z kim. Za oknem hulało lato. Zapraszało do szalonego tanga. Magda, gdyby tylko miała władzę w nogach, a nie miałaby dzieci, rzuciłaby się do tańca. Rzuciłaby się do tańca z drugiego piętra. Nie było to bardzo wysoko, ale pod oknami świecił rozgrzany asfalt, zawsze jakaś szansa na ratunek (na ucieczkę) może by była.
Minęły dwa tygodnie. Staszek nie wracał. Minęły cztery tygodnie. Nie wracał. Minęło lato. Pierwszego dnia jesieni zdarzyło się coś dziwnego. Magda zdołała o własnych siłach dojść do łazienki, a kolejnego dnia samodzielnie wziąć prysznic. Staszek nie wracał. Ani teściowa, ani kilkunastoletni synowie, ani nikt z przyjaciół nie wspominał jego imienia. Jakby się wszyscy umówili na milczenie. I to jest pierwsza tajemnica tej historii. Milczenie. Druga tajemnica tej historii również ma na imię Milczenie. Staszek, kiedy go nie było (przez dziewięć tygodni), tak naprawdę był ze swoją chorą żoną bardziej niż kiedykolwiek. Modlił się za nią w pustelni. Kiedy wrócił do domu, rozradowana, pachnąca słodkimi śliwkami, rzuciła się mężowi w ramiona. Ile ustała? Minutę? Godzinę? Rok? To jest trzecia tajemnica tej historii, tajemnica, która nazywa się: Siła Miłości. Boga do człowieka. Człowieka do człowieka. Człowieka do Boga.