Karol ze Śródmieścia o piątej dwadzieścia
Nie podejrzewając nic, zrobił kilka pizz.
Rock umarł. A kto umarł, ten nie żyje. Może sam rock jeszcze i nawet dycha, ale teksty rockowe umarły. Zniknęły ze wspólnych myśli i zbiorowej wyobraźni. Nie opisują, nie trafiają i nie wzruszają. Jak wzruszają, kiedy nie wzruszają, panie psorze? To nie moje tezy co prawda. Powtarzam zdania znawców.
Rap i hip-hop przejęły rząd dusz. Nie są tak wyrafinowane i wirtuozerskie, żaden Eric Clapton nie gra tam solówek na wiośle, tylko surowo i prosto walą między oczy przy dudniącym bicie. Ale może i czasy nie są wirtuozerskie, tylko takie, które walą między oczy?
Rap ma jedno, co go z pewnością wyróżnia in plus – tekst, który jest niewątpliwie na pierwszym miejscu, przed melodią, a nawet przed łupiącym po głowie bitem. Ten tekst zwykle robi robotę. Odszedł ten rap dość daleko od pierwocin afroametykańskiej macierzy. Jest przecie i rap-pop, rap baunsowy o panienkach i wypas furach, ale jest i rap inteligencki, a nawet przeintelektualizowany Łony i Webera, Fisza i Emade czy Taco Hemingwaya. Dość że ten rap chwyta rzeczywistość za mordę i opisuje, wnika, dociera do sedna. W łamanych wersach, powtarzanych rymach opisuje realność jak Anonim Gall, jak Długosz i ksiądz Chmielowski. Jaki jest koń – każdy niby widzi, ale nie każdy potrafi go treściwie i właściwymi słowami schwytać i przerobić w coś uniwersalnego.
(…)
Rysio, taxi driver
Zbieżność z Klanem przypadkowa całkiem.
Wiezie babę właśnie na taryfie czwartej.
Z delikatnym wałkiem, bo powinien normalnie.
Wk…a go, bo wali od niej warzywniakiem
Patrzy przez ramię, czy nie zostawia brudu na kanapie.
Janina, bo tak na imię babie
Myśli tymczasem o tym podejrzanym chamie, co prowadzi wóz
Nie złapie nigdy już
taksówki na ulicy.
Rzadko jeździ, w zieleniaku na dzielnicy siedzi
Cały dzień, gdzie posadził ją zięć.
Ale dziś on wyjechał i znów przyszły chuligany z nożem.
Janina tego dłużej znieść nie może.
I chociaż zięć mówił, żeby, broń Boże
Nie zgłaszać tego, bo może być gorzej,
To ona:
Kurtkę na bęben, hajs w kopertę, gablotę “halo” – pędem
I gna tera cierpem na komendę.
(…)
Napisać piosenkę rapowym tekstem, nawet długą, w bardzo docenianej w środowisku hip-hopowym konwencji storytelingu, a napisać prawdziwą powieść rapową, jeszcze do tego dobrą, to jednak zupełnie inna sprawa. Dała radę Dorota Masłowska.
Właśnie przeczytałem Innych ludzi Doroty Masłowskiej z uczuciem niejakiego podziwu, ale też z uczuciem niejakiego deja vú, które zapewniło mi wcześniejsze słuchanie rapu. Gdzie jest ta rapowa powieść? Ten Pan Tadeusz polskiego rapu (do Pana Tadeusza porównał już Innych ludzi Piotr Grobliński, ale co zrobić, jak i mnie się to wielce nasuwa?). Gdzie wisi? Do jakiej szufladki go wsadzić?
Ciężko zaszufladkować. To oryginalna rzecz. Wniknięcie w umysły, z którymi literatura na co dzień nie obcuje. Może jeszcze, dawno temu, Janusz Głowacki chciał z nimi obcować. Dorota Masłowska jednak zmierzyła się z ich współczesnym, najbardziej aktualnym przejawem, prześwietliła te umysły jak rentgen, jak USG. (Zmieniam obrazy na dźwięki jak USG, uniwersalnie komunikuję jak USB – MC Silk). Wnika w strumień świadomości postaci mętnych, skupionych na sobie, egoistycznych i lecących po trupach. Wszyscy myślą tylko o sobie, tylko ja myślę o mnie. Postaci zajętych głównie kasą, ustawieniem się w życiu i byciem kimś, kim by się chciało być. Tylko się nie jest, nie wiadomo czemu. Nie wiem, czy chcielibyście takich poznać, ale musicie ich przecież poznawać, są obok, żyją, mieszkają, rozmnażają się, otaczają, jak coraz bardziej otaczająca nas rzeczywistość. A czasami, co gorsza i my nimi jesteśmy.
Dorota Masłowska z talentem zrobiła wiwisekcję umysłów i sposobów myślenia, z ironią, i to nie dobrotliwą, tylko zjadliwą, zabójczą i trzepiącą po łbie, opisała życie wewnętrzne gości z blokowisk, właścicieli Volvo C60 na kredyt, niechcianych kobiet i mętnych facetów. Gdzieś się te postaci już w rapie i hip-hopie przejawiały, u Pablo Pavo (Dorota, Z fartem dziewczyna) , w piosenkach WWO, Rahima i Mesayaha, Bas Tajpana. Smutne postacie, niezdające sobie sprawy ze smutku, jaki spowija ich życie. Postacie w pogoni za doraźnym szczęściem, doraźną satysfakcją, uwikłane, zawikłane, zamotane w codzienność, oczadzone na maksa przez konsumpcyjny przekaz, który zakłada im klapki na oczy i odwraca uwagę od bliźnich. A czasami, co gorsza i my tymi postaciami jesteśmy.
Jakiś czas wcześniej spod lubelskiej wsi
Wyjechał do stolicy szukać lepszych dni
Grzegorz, w pizzy znał jednego
Z powiatu swego, robiącego już od ‘99.
Karol ma na imię, w plackach trochę robi.
Grzegorz postanowił, że też spróbuje swoich sił w gastronomii.
Wysiadł na Wschodnim, zadowolony, że za bilet nie zapłacił frajerowi.
Ch…, że kawał drogi siedział w kiblu pociągowym.
Walił klocem, miał zdrętwiałe nogi trochę
Ale cieszył się, że się ostały polskie złote, proszę cię.
Lekko zagubiony pytał ludzi o nazwę ulicy.
Wtem – saluto, patrol stołecznej policji.
Grzesiu tłumaczy, że chce do Karola z pizzy.
Z twarzy był podobny zupełnie do nikogo
Jednak ubrany na brązowo-fioletowo
Na górze ma mieć sweter, a na dole na dresowo.
Przypasował im stuprocentowo, omyłkowo, do opisu kogoś.
Bluźnił, przepraszał, nawijał.
Jakiś czas później pani Janina drzwi zamyka
Od taryfy Rysia i wyklina od złodziei w myślach.
Szyld „policja”.,wchodzi, składa zeznania
Rutynowe rozpoznania zwykle są na odp…
Biorą tych, którzy są pod ręką
I chociaż staje kilku gości młodych
Bez cienia wątpliwości – ten od spodni fioletowych
W swetrze brąz! Dla Grzesia wstrząs.
Pies gładzi wąs, gardzi nim oraz nią.
“Przecież dopiero, co przyjechałem”
Tłumaczy Grześ chwilę, ale zlisił się na bilet
I przesiedział swe alibi w jednym z kibli. Tyle.
Dorota Masłowska nigdy jakoś mi nie podchodziła. Nie było pomiędzy mną a jej książkami chemii. Doceniałem jej talent językotwórczy, ale jakoś ogólnie nie bardzo. Niespodziewanie Inni ludzie przefiltrowani przez rap okazali się poruszać czułe struny. Ta Masłowska dosłownie wie wszystko o wszystkim! Przewertowała brudne klatki schodowe, przejrzała wszystkie kosze na śmieci, obejrzała wszystkie debilne seriale i reality szoły (dosłownie – dowody są w jej świetnym Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu). Ale nie tylko. Ona wniknęła w męskie i damskie pokrętne dusze. Wie, co myślą, jakimi motywami się kierują, gdzie są ich niskie pobudki. To w tej książce było ożywcze. Brudne i złe, ale odkrywcze. Nikt wcześniej nie odkrywał tak zakrytego, wstydliwego, niskopobudkowego myślenia. Ludzie tak myślą. I my tak czasem myślimy.
Nie mogę nazwać tej książki „świetną”, bo z pewnością nie jest to książka dla każdego. Ale mogę ją nazwać bez dwóch zdań – brawurową, napisaną z talentem, z wyczuciem, zabójczo celnie. Miłośnicy rapu łykną ją jak pelikan rybę. Inni powinni się przed lekturą zastanowić i wybadać za pomocą kijka, jak monty-pythonowski „najbardziej zabójczy dowcip świata”. Można łatwo polec. Wpaść w depresję.
Wszyscy bohaterowie „Innych ludzi” są z grubsza nieszczęśliwi. Męczą się. Szukają czegoś, usiłują, porównują się z innymi i ci inni są jednak zdecydowanie gorsi. To daje napęd i motywację, skoro nie jest się takim najgorszym, a wręcz jest się o wiele lepszym. Skoro tak, to wolno jednak trochę więcej, nespa? Można sobie trochę pofolgować. Wszyscy bohaterowie Innych ludzi mają też jeszcze jedną wspólną cechę – żyją ponad stan. Wszyscy. Zdaje się, że jest to wszechświatowa norma. No, ale lepszym przecież wolno. Kto lepszemu zabroni.
Miotanie się odbywa się w celu jakiejkolwiek bliskości. Seksualna jest na pierwszym planie, ale te inne, dalsze bliskości, nawet te zupełnie dalekie, koleżeńskie bliskości, czy nawet bliskość byle jakiego bliźniego, także wydają się poza zasięgiem. Jak to się dzieje? Dlaczego? Zupełnie nie wiadomo. Zagadka egzystencji.
Każdy ponad każdym, wszyscy najmądrzejsi.
Stara Janina w bujanym fotelu w domu przypomina sobie Grzesia
I rozmyśla, czemu to zrobiła
Bez pewności, ale wymierzyła palcem…
Dziś była górą w nierównej walce.
Dla niej wszyscy młodzi łysi tacy sami, ścierwo
– myśli tak serio.
My czasami, co gorsza, też.
(Wszystkie cytaty: „Każdy ponad każdym” WWO. Jest to zaledwie mały fragment tego storytelingowego utworu, który się z książką Masłowskiej doskonale rymuje. Współfabrykantka nazywa go najsmutniejszym utworem rapowym. Nie mówcie, że nie ostrzegałem. Oryginał jest tutaj: LINK)
Fotografia Doroty Masłowskiej – Marcin Szczygielski, Wikipedia